poniedziałek, 6 lipca 2015

Co na półeczce - Muzyka Marie

   Muzyka Marie jest dwutomową mangą autorstwa Usamaru Furuyi i została wydana w Polsce w 2009r przez wydawnictwo Hanami. Co ciekawe manga wybrana przez polskie wydawnictwo, różni się jednak od najbardziej rozpoznawalnych prac autora, tzn: Litchi☆Hikari Club, Jisatsu Circl, Ningen Shikkaku, Happiness, czy choćby Innocents Shounen Juujigun. Z tego to powodu po tę mangę powinni sięgnąć nawet sceptycy innych prac Usamaru Furuyi. 
   Historia stworzona przez autora rozgrywa się w przyszłości,
w której ludzie żyją w harmonii między sobą i sumiennie wykonują swoje codzienne obowiązki bez pomocy wyższych technologii, które przy okazji nie działają. Każde miasto ma inną specjalność; jedni hodują warzywa czy owoce, inni produkują coś innego, ale równie pożytecznego. Następnie mieszkańcy różnych miasteczek uczciwie wymieniają się wyprodukowanymi rzeczami. Nie ma tutaj miejsca na kłamstwa, przekręty czy oszustwa, gdyż ludzie nie posiadają negatywnych emocji. 
 W tym "szczęśliwym" świecie żyje dwójka dzieci: cichy Kai i jego droga przyjaciółka radosna Pipi. Pewnego dnia podczas pobytu nad morzem Kai niespodziewanie znika w odmętach wody. Równie niespodziewanie wynurza się z morza po piętnastu dniach nie pamiętając nic z wcześniejszych dni. To nie jest już ten sam Kai - chłopak posiada dwa nieznane znaki na swoich rękach i jest w stanie usłyszeć nawet najmniejszy dźwięk, wliczając w to melodię Marii. 

   Ale kto to jest Marie? Marie jest mechaniczną konstrukcją, wzorowana na podobieństwo kobiety, która unosi się nad całym światem rozprzestrzeniając swoją muzykę. Ta unikatowa melodia uspokaja i sprawia, że ludzie są szczęśliwi i wolni od wszystkich trosk. 

   Fabuła mangi została podzielona na dwa spore, gdyż obydwa przekraczają 240 stron, tomy. Nie spotkałam się dotychczas z mangą, w której podzielenie na woluminy jest tak istotne i ich "środek" tak diametralnie się różni. Otóż pierwszy tom zapoznaje nas z całym bogactwem świata stworzonym przez autora. Poprzez ubrania i architekturę owy świat  staje się trochę ekscentryczny, a z powodu wszędzie obecnych kół zębatych futurystyczna kraina ma nutkę awangardy. Złożoność i rozbudowanie tego wszystkiego nawet do szczegółów budzi naprawdę podziw. W trakcie tego jednego tomu Furuya był w stanie przedstawić nam wierzenia, tradycje, kulturę i mentalność mieszkańców całej ziemi Pirito. Jako przewodników mieliśmy głównych bohaterów, którzy dzięki retrospekcjom i ludzkim cechom stają się nam bliżsi i łatwiejsi do zrozumienia. Wykreowane przez autora postacie posiadają cele i pragnienia, do których powoli, lecz uporczywie dążą. Wątek miłosny natomiast został przedstawiony z różnego punktu widzenia nie ograniczając się tylko do platonicznego aspektu miłości.




   Po długim i obszernym wprowadzeniu, autor w drugim tomie skupia się na różnych kwestiach, które pomimo tego, iż dzieją się w nieprawdziwym świecie, nawiązują do naszej prawdziwej rzeczywistości. Fakty poznane przez czytelnika zyskują zupełnie nowe i odmienne znaczenie niż wcześniej. W dyskretny sposób, autor wplata do fabuły ważne pytania na temat rozwoju cywilizowanego świata i czy ma ono pozytywny oddźwięk. Nie skupia się przy tym na konsekwencjach w naturze, a na konsekwencjach postępu na samym człowieku.

   Druga sprawa, na której skupia się autor w tej po troszku filozoficznej mandze, to ideologie bazujące się na metafizyce. Wszyscy mieszkańcy ziemi Pirito wiedza iż Marie została stworzona przez boga, aby jej muzyka uszczęśliwiała ludzi. Sam bóg posiada, tak jakby dwie twarze; jednoczy wszystkich pomimo obecnej wielokulturowości i równocześnie ogranicza. Co roku wszyscy ludzie łączą się na wspólnej pielgrzymce do świętej ziemi, nawet jeśli nie mówią tym samym językiem i nie dzielą tych samych tradycji. Pomimo tego - dzięki wierze - są w stanie współżyć ze sobą bez kłótni czy wojen.
Z drugiej strony przemysł i rozwój ludzi utknął w martwym punkcie. Nowe wynalazki nie działają mimo, że powinny. To samo dotyczy się zresztą starych urządzeń z zaprzeszłego świata (czytaj. urządzenia, z których obecnie my korzystamy). W świecie, w którym gra kojąca muzyka Marie nie ma miejsca na postęp a każdy nowy dzień nie różni się znacząco od wcześniejszego. Człowiek mimo to żyje szczęśliwy. Jednak czy to jest prawdziwe i autentyczne szczęście? Dodatkowo czy człowiek wyzbyty ze wszystkich negatywnych emocji nie traci cząstki swego własnego człowieczeństwa? Czy utopia kreowana w rzeczywistości, w której nie ma zła, może istnieć? W końcu jeśli nie ma zła, nie może tez istnieć jego przeciwieństwo, czyli dobro. Czy zatem społeczeństwo, w którym żyją ludzie, stworzone przez boga jest ułudne?



   Wyżej wspomniałam, że świat stworzony przez mangakę jest bardzo złożony i bogaty w szczegóły pod względem fabularnym. To samo tyczy się ilustracji. Fantazyjność i abstrakcyjność budowli, wynalazków czy też ubrań jest oszałamiający i świetnie pasuje do treści. Projekt postaci jest taki sam jak w innych praca autora: tzw. ludzie przypominają ludzi i dodatkowo są nie do pomylenia między sobą.  Nawet jeśli ich twarze są robione podręcznikowo i wyglądają na proste,  autor nadrabia to bogatą ekspresją bohaterów.

   Manga została wydana w Polsce przez wydawnictwo Hanami, które tym razem zaoferowało coś więcej niż typowe standardy. Otóż każdy tom ma po 6 kolorowych stron.

   A propos tych kolorowych stron... Z całym szacunkiem do Usamaru Furuyi, ale jego strony w kolorze wyglądają zwyczajnie i przeciętnie. Nie można powiedzieć o tym samym wspominając rysunki Daisuki Igarashiego. Kunszt tego pana, jeśli chodzi o typowe czarno-białe kadry jest mało ładny, wręcz chaotyczny i nie zachęcający do lektury. Jednakże kolorowe strony jego autorstwa są spektakularne i prześliczne. Różnica między dwoma autorami jest diametralna i dla mnie na korzyść autora Pitu Pitu.  Niemniej to Muzyka Marie, otrzymała kolorowe strony pomimo tego, że drugi tom Pitu Pitu ma specjalny dodatek w którym są tylko i wyłącznie ilustracje mangaki. Są one jednak czarne. O to jak to wygląda: kadr z Pitu Pitu KLIK i kolorowa wersja KLIK. Różnica jest jeszcze większa w innych rysunkach, jak np. w lewej ilustracji z drugiego linka. W Polskim wydaniu wszystko jest czarne i nic nie widać. Rozumiałabym gdyby owe strony były częścią jakiegoś rozdziału, bądź były bez tytułu na początku tomiku. Niemniej istnieje wręcz podpis, że jest to galeria ilustracji autora. Niestety mało widoczna i z tego tez powodu podważam jej sens umiejscowienia w tomiku. Co ciekawe także polski Solanin nie ma kolorowych stron. Mimo to wydanie anglojęzyczne je posiada... Sorry za ta całą epopeje nie na temat, ale musiałam dać upust mojemu rozżaleniu.

   Wracając jednak do recenzji... tomiki zostały wydane w wymiarach 15 x 21 cm z miękką okładką. Papier użyty jest kredowy a czerń druku jest podręcznikowa. Obecna jest numeracja stron. Wszystkie onomatopeje zostały ładnie wyczyszczone i zastąpione naszymi polskimi odpowiednikami. Tomy pomimo braku obwoluty są wytrzymałe i nie niszczą się łatwo. Dodatkowo bez strachu można wyginać wydanie. Co nie jest zresztą potrzebne, bo marginesy wewnętrzne ułatwiają lekturę dymków.
Tłumaczenie jest rzetelne i praktyczne. Nie jest ani za bardzo drętwe ani za bardzo niezrozumiałe,  jest za to neutralne i bez żadnych fajerwerków.


   Lektura Muzyki Marie nie należy do tych łatwych czy szybkich. W trakcie czytania trzeba się skupić, aby pojąć w pełni bogatą treść fabuły. Wielu może zniechęcić a wręcz znudzić pierwszy wprowadzający tom. Jest on jednak bardzo istotny i tylko dzięki niemu mógł powstać tak inny drugi tom. Co ważne, autor nie narzuca własnej woli a wręcz skłania do refleksji i własnej interpretacji fabuły. Manga ta należy do tych tytułów co niosą przesłanie i czytelnik rozmyśla o tym co właśnie przeczytał. Nie muszę mówić, że jest to komiks dla dojrzałego czytelnika. Nie ze względu na jakąś gorszącą treść, a z powodu troszeczkę filozoficznej fabuły, która młodego czytelnika może zwyczajnie znudzić. Sama musiałam dorosnąć do tego tytułu i dopiero po dwóch latach wyrobiłam sobie osobistą opinię i interpretację wątków.





22 komentarze:

  1. Dla mnie osobiście była to lektura na raz i wiedziałam, że do tego tytułu już raczej nie wrócę, ale moja siostra jak nie czyta mang, tak tę postanowiła przeczytać akurat z niewiadomych powodów i bardziej ją zadowoliła niż mnie. Niemniej jednak Litchi☆Hikari Club i Ningen Shikkaku też są na mojej liście do przeczytania, chociaż boję się, że mi nie podejdą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muzyka Marie na pewno nie jest mangą rozrywkową czy lekką do której się wraca często dla relaksu. Mimo to sama co jakiś czytam ponownie ten tytuł i rozumiem treść zupełnie inaczej.
      W ogóle Muzyka Marie wydaję mi się jakoś mniej mangowa niż manga zwykle jest. Może to właśnie dlatego spodobała się Twojej siostrze.
      Czytanie Litchi☆Hikari Club szło mi bardzo opornie :( Najwidoczniej takie ekscentryczne tytuły nie są dla mnie. Co ciekawe z Ningen Shikkaku nie miałam już żadnych problemów, pomimo ciężkiej tematyki. Jednakże trzeba pamiętać, że ta manga powstała także dzięki Dazai Osamu, który de facto stworzył scenariusz.

      Usuń
    2. Cóż, ja akurat Ningen Shikkaku miałam okazję obejrzeć w wersji filmowej (nawet posiadam photobooka z tego filmu), tak że manga w moim przypadku nie byłaby nowością. A Litchi... znam z fragmentów sztuki teatralnej i już one mnie obrzydzały, ale większość znajomych lubi ten tytuł, więc wypadałoby przeczytać go chociaż raz.

      Usuń
    3. To już kolejny raz jak widziałaś ekranizacje danej mangi. Musisz bardzo lubić japońskie kino! :D Co jak co, ale Litchi to łatwej i ładnej mangi nie należy. Powodzenia z czytaniem. Ja przeczytałam raz, i drugi raz za nic w świecie nie zamierzam.

      Usuń
  2. Moje ulubione mango, yay! Uwielbiam świat przedstawiony, a ten plot twist sprawił, że zamiast skończyć lekturę wieczorem i iść spać, musiałam wszystko przeczytać jeszcze raz i się nie wyspałam :)
    Ja Furuyę wcześniej znałam z Short Cuts, z którego kadry albo strony fruwają czasem po internetach, oczywiście bez źródła :)
    Z tymi kolorowymi stronami to może po prostu Hanami dostało takie materiały? Waneko i JPF często tłumaczą, że co z tego, że w magazynie było kolorowe jak w tankobonach już nie i właśnie takie materiały dostali. W Paradise Kissie był nawet żarcioch z tej okazji kiedyś :) Chociaż fakt, jak już wydają na kredowym to mogliby dodawać te kolorki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat stworzony przez Furuye także na mnie zrobił duuuże wrażenie, zwłaszcza złożonością fabuły. Autor ma u mnie szacunek za same kadry :).
      Jeśli chodzi o kolorowe strony... to po prostu bardzo ubolewam nad ich brakiem w Pitu Pitu, gdyż są nawet utytułowane bodajże "galeria prac autora". Nie jestem pewna, bo jestem obecnie na wyjeździe i nie mam możliwości sprawdzenia, czy tak zostały nazwane. Mimo to, jak sama napisałaś, wydawnictwo najpewniej miało swoje wyższe powody, o których my, takie małe ludziki nie mamy pojęcia. Niemniej serce fanki mang Daisuki Igurashiego nie pozwala mi myśleć obiektywnie w tej sprawie :P.

      Usuń
  3. Jest to rzeczywiście nietuzinkowa manga. Ja po lekturze obu tomów miałam mieszane uczucia, na końcu było to zaskoczenie, ale nie wzbudziło we mnie jakiś większych emocji. Za graficznie uczta dla oczu. W tła i maszyny można się wpatrywać godzinami. Gdybyś nie napisała, że autor stworzył też Jisatsu Circle nigdy bym nie uwierzyła - przecież to tak odmienne mangi pod względem fabularnym i graficznym o.o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy sama przeczytałam kilka zupełnie różnych mang, nie wiedząc, iż wszystkie zostały stworzone przez Furuye. Przynajmniej autor nie cierpi na jednolity styl we wszystkich mangach xd. To zawsze jakiś plus ;)

      Usuń
  4. Już od dłuższego czasu waham się nad tą mangą, więc naprawdę cieszę się z tej recenzji. :3 Myślę, że nie będę się jakoś szczególnie spieszyć z jej zakupem, jednak prędzej czy później z chęcią dołączyłabym "Muzykę Marie" do mojej kolekcji.
    Poza tym nie wiedziałam, że Furuya stworzył też mangę "Ningen Shikkaku". Czytałam już tę historię w formie książki i oglądałam jako anime, więc chętnie zapoznałabym się i z mangą. Może napisałabym później porównanie tych trzech wersji. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że moje wypociny okazały się dla ciebie pomocne :D. Gdyż de facto, tę recenzję pisało mi się bardzo trudno.
      Z chęcią przeczytałabym Twoje porównanie tych trzech wersji, bo sama przeczytałam tylko mangę. Więc Twój post byłby bardzo ciekawy ;)

      Usuń
  5. Słyszałam że to nie jest dobry tytuł więc nie myślałam nad jego zakupem, ale Twoja recenzja strasznie mnie zachęciła ! Grafiki są naprawdę łatwe no i świat przedstawiony strasznie mnie interesuje :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W internecie są różne opinie na temat tej mangi. Sama jestem gdzieś pomiędzy, bo o ile jakość przedstawienia całego świata budzi podziw, to już przekaz mniej do mnie trafia. Niemniej jest to kwestia gustu. Najlepiej samemu przeczytać ;)

      Usuń
  6. Wreszcie mogę zakrzyknąć mam, czytałam, a nawet inne mangi tego autora czytałam!
    (Litchi <3 Circle <3)
    ,,Marie jest mechaniczną konstrukcją, wzorowana na formę kobiety"
    Jakoś niezbyt zręcznie zabrzmiało. Wzorowaną na podobieństwo kobiety, o kobiecej formie itp.
    W przypadku tej mangi mam taki problem, że podoba mi się forma, ale zupełnie nie treść. Czemu negatywne emocje i agresja miałyby iść w parze z postępem? Ludzkość naprawdę zmiękła przez tyle lat życia w sztucznym świecie, że po zobaczeniu serii tendencyjnie wybranych migawek z alternatywnej wersji świata po zatrzymaniu Marie, przeraża się i tchórzy? Jeśli autor chciał pokazać, że wybór Kaia był dobry, to jak dla mnie ta manga to porażka. Ignoruje się, że technologia może przynieść wiele dobrego, stanie w miejscu jest lepsze od spełniania marzeń i rozwoju pasji, jedna z podstaw człowieczeństwa, ba, podstaw życia - pragnienie postępu i rozwoju, zostaje stłumiona i zamknięta w bańce. Nie chciałabym żyć w takim świecie.
    Jest to manga filozoficzna, owszem, ale czytałam tytuły, które, choć może mniej spektakularne, ale równie dobrze pobudzały myślenie i zmuszały do refleksji. Takie skromne K no Souretsu chociażby (tak, będę męczyć tym tytułem do śmierci).

    Pitu Pitu takie świetne, przybij piątkę, też mam :D


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://www.youtube.com/watch?v=XwJi2AtVqe4

      Litchi.

      Usuń
    2. Ja mam taką teorię, że to po prostu kolejna ekologiczno-antyatomowa bajka, Japoczycy mają fioła na punkcie przestrzegania przed zanieczyszczeniem i atomem, a to właśnie postęp i cywilizacja je przyniósł. Oni mają straszną traumę po atomówkach, co nam może się wydawać strasznie cheesy, gdy np. Otacon w pierwszym MGSie z radością tworzy OGROMNĄ MASZYNĘ ŚMIERCI, ale załamuje się gdy Snejk mu mówi, że Metal Gir ma być uzbrojony w głowicę, bo WSZYSTKO TYLKO NIE ATOM!!!11 No a ekologiczną propagandę łyka każdy kto choć raz obejrzał film Miyazakiego ;)

      Usuń
    3. Iks de. Świat nie wie, jak bardzo jest skażony, jak bardzo Polska jest skażona przez próby atomowe ZSRR przy granicy. Otwórzmy światu oczy!
      A tak serio, to ja w tej mandze widzę takie antypostęp, antywszystko, antyatom może też, ale po prostu antyrozwój najbardziej, bo według autora, postęp technologiczny idzie ze zezwierzęceniem.
      ALE KTO MA JAKIEŚ 70 REAKTORÓW W KRAJU PANIE
      TYLE ATOMU
      TAK WIELE ATOMU
      Serio, nie można zrozumieć Japonii. Tak naprawdę cała ta Japonia jest czystym wymysłem. Nie ma ani takiego kraju, ani takich ludzi.
      Mysza specjalista od reaktorów, nowoczesne reaktory niegroźne, o ile nie są typu militarnego, ale właśnie, nowoczesne już takie nie są.

      Usuń
    4. Niby tak, nie było zadnego problemu z atomem od Czarnobyla który bardziej był winą ludzką, ale jednak po Fukushimie znów się zaczęło, próbowali ostatnio zrezygnować z atomu, ale się zorientowali, że nie da rady xD
      Tak, Japończyków nie zrozumiemy nigdy, zupełnie inna mentalność, możemy czytać o tym książki i się uczyć, ale np. koncept honne i tatemae zawsze będzie nam obcy.

      Usuń
    5. Czarnobylski reaktor był przestarzałym reaktorem typu militarnego, czyli ciągle trzeba było go zatrzymywać i zabierać produkowany przy okazji pluton, który używano do produkcji broni jądrowej.
      Bo się nie da rady. Chciałabym, żeby w Polsce wreszcie powstała elektrownia, a nie.

      Usuń
    6. Ale się tu dyskusja odbyła! Nie ma to jak sprawdzi swojego niepozornego blogaska po kilku dniach nieobecności, i przeczytać komentarze na temat broni jądrowej i mentalności Japończyków xD.
      A propos, dzięki Mysza za pomoc z opisem Marie! :D Za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć odpowiedniego słówka.

      Usuń
    7. Czekam na nowe notki z niecierpliwością, tak w ogóle :D

      Usuń
  7. Ja ogólnie mam problem z takimi tytułami, bo ciężko mi do nich przysiąść i zacząć czytać/oglądać, ale jak już zacznę to zazwyczaj wciągam się na całego. Przy czym u mnie taka lektura to jak 1 pozycja na 20 tytułów, za często nie mogę sobie dawkować. Przyznaję się szczerze i otwarcie, że najbardziej lubię mangi lekkie, przyjemne i typowo rozrywkowe. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei mam pewne okresy, w trakcie których czytam tylko i wyłącznie poważniejsze tytuły, a innym razem coś zupełnie innego. Problem pojawia się kiedy muszę wybrać jakiś tytuł do recenzji, bo łatwo mogę popaść w monotematyczność :(

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...