wtorek, 25 sierpnia 2015

Rough - recenzja

   Witaj ponownie Drogi Czytelniku,

   W trakcie tych upalnych wakacji proponuję Ci mangę dość starą (ma już 28 lat na karku!), jednakże nadal wyróżniającą się na tle obecnych hitów. Liczę, że lekka szkolna obyczajówka dotycząca młodych pływaków, skoczków do wody, czy też bejsbolistów, poniekąd Ciebie ochłodzi :P. 

   Mowa to o Rough, 12 tomowej zakończonej mandze autorstwa Mitsury Adachiego. Owy mangaka tworzy tytuły powierzchownie dość podobne do siebie. Otóż wszystkie łączą sport z okruchami życia i małym wątkiem miłosnym. Najpopularniejsze komiksy Japończyka to: Touch, Cross Game, H2 czy Katsu. Kolejność jest jak najbardziej przypadkowa. Nie wiem, czy ogólnikowa zbieżność gatunków dotyczy także rozwoju wątków fabularnych, co czyniłoby wszystkie wyżej wymienione mangi prawie identycznymi. Nie wiem tego, gdyż dotychczas przeczytałam tylko Rough i w tej recenzji nie będę go porównywać do wcześniejszych, bądź późniejszych prac autora. 

   Trafiłam na Rough prawdę powiedziawszy przez przypadek, a dokładniej po zapowiedzi mangi Wzgórze Apolla (Sakamichi no Apollon) przez wydawnictwo JPF. Z tego powodu, że posiadam już od dawna zagraniczne wydanie Wzgórza... zapragnęłam przeczytać coś nowego a równocześnie do niego podobnego. Nie pamiętam już jakie zdesperowane wyszukiwania powzięłam, ale summa summarum natrafiłam na recenzowane dzisiaj Rough. W trakcie lektury dość prędko uświadomiłam sobie, że porównanie tych dwóch tytułów między sobą jest po troszku niepoważne. Mimo to, po przeczytaniu czasami szorstkich perypetii licealistów, zrozumiałam, iż  dawno nic mi tak czasu nie umiliło. 

    Już po pierwszych stronach mangi uświadamiamy sobie, że przed głównym bohaterem stoi problem niemały. Otóż Keisuke Yamato utalentowany pływak, a prywatnie licealista mieszkający w szkolnym internacie, lubiany powszechnie przez wszystkich, od pierwszych dni szkoły wzbudza jawną i zawziętą antypatie u Ami Ninomiyi, nowicjuszki w skokach do wody. Ładna i sympatyczna rówieśniczka, której usposobienie wiernie strzeże wszystkich zalet i cnót szukanych u protagonistki w komiksie japońskim, nienawidzi Keisuke. Jej nienawiść jest tak potężna, że nie szczędzi częstych dokuczeń, czy też życzenia "wrogowi" śmierci. Okazuję się, iż nie tylko koledzy obydwojga, czy też czytelnik, łamią sobie głowę co takiego strasznego wyrządził Keisuke biednej Ami. Sam zainteresowany nie ma o tym zielonego pojęcia! A szkolna piękność nie ma najmniejszego zamiaru wszystkich oświecić, ujawniając tą pożądaną prawdę. Co bardzo mnie irytowało i wzbudzało z kolei moją własną antypatię do Ami. A co! Wracając jednak do tematu... Mimo wszystko dość szybko dowiadujemy się, dzięki mamie Keisuke, w czym tkwi uprzedzenie Ninomiyi. Mianowicie obydwie rodziny głównych bohaterów prowadzą konkrecyjne piekarnie i z powodu pewnego wydarzenia sprzed dwóch generacji, rodzina Ami srogo nienawidzi wszystkich Yamato. Pomimo tego, po pewnym czasie i po nieprzewidywalnych wypadkach spowodowanych przez los, dwoje głównych bohaterów zaczyna mieć się coraz bardziej ku sobie...

   Brzmi tandetnie i typowo? Nie zaprzeczę, niemniej Rough jest idealnym przykładem, że niezachęcający początek, nie oznacza słabego i złego rozwinięcia wątków.

   Przede wszystkim perypetie Ami i Keisuke nie są porównywalne do historii Romea i Julii, jak błędnie można sądzić po opisie. De facto konflikt między rodzinami nie gra przewodniej roli w fabule, jak i sympatia między bohaterami jest dość "słabo" przedstawiona. Albo jak kto woli, uczucie rodzące się z czasem pomiędzy licealistami, zostało pokazane zupełnie inaczej niż przyzwyczaiły nas obecnie popularne szkolne romanse, w których, zwłaszcza bohaterki są bardzo wylewne w swoich uczuciach, a każdy kadr akompaniuje wewnętrzny monolog postaci, która z kolei rozmyśla nad swoim afektem względem ukochanego/ukochanej. Pragnę zaznaczyć, że jest to bardzo uogólniony opis przeciętnych shoujo i proszę nie zamykać tego gatunku wokół takich tytułów.

   Jak zatem zostało przedstawione ledwo rodzące się uczucie w Rough? Otóż tutaj liczą się małe i dyskretne gesty, delikatnie wplatane w codzienność. Po prostu nic nie jest wprost. Często nieme kadry, czy też niebezpośrednie czyny, albo zachowanie bohaterów świadczy o powstającym afekcie. Tak więc nie ma tutaj żadnych otwartych scen miłosnych. Ale z drugiej strony, może ta normalność, w której uczestniczą i którą wzbogacają niepozornymi posunięciami, czynią ich relacje poważną, solidną, szczerą i poniekąd odpowiedzialną? Zaiste kiedy Keisuke/Ami stoi przed jakąś trudnością, lub ma problem, druga strona zawsze jest przy nim/niej. Wartość czynów bohaterów jest w tym tytule o tyle znacząca, że de facto nie wiemy co postacie myślą. Czytelnik pozostaje trzecią osobą i wszystkie wydarzenia są pokazywane obiektywnie, a nie z punktu widzenia któregoś z licealistów.



   Z kolei silną stroną tej mangi jest humor. Przynajmniej w moim guście nie okazał się on być głupiutki, bądź kiczowaty. Nie ma tutaj także fanserwisu. Więc co tak rozbawia w trakcie lektury? Ironia i sarkazm. Autor naprawdę bardzo dobrze włada zarówno jednym, jak i drugim. Wie także bardzo trafnie, w którym momencie należy umieścić żart, aby wywołać uśmiech na twarzy czytelnika. Co ciekawe model obecnych gagów jest często używany w yonkomie. Mimo to autor dobrze odzwierciedlił ten schemat także w standardowej mandze.
 
   Niemniej przechodząc do poziomu narracji pojawiają się schody. Mianowicie jest ona bardzo nierówna i często zbyt gwałtowna, chaotyczna. Nie jeden raz zdarzyło się autorowi niespodziewanie i zbyt szybko zakończyć daną scenę, pozostawiając czytelnika zdezorientowanego. Wielokrotnie porównywałam wydanie włoskie ze scanami znajdującymi się w internecie, aby upewnić się, czy posiadające przeze mnie wydanie nie jest przypadkiem wadliwe. Otóż nie mogłam uwierzyć, iż dana scena została tak bezceremonialne zakończona. Niestety mangaka niejeden raz sprawiał mi te utrudniające lekturę "psikusy". Z drugiej strony autor nie miał trudności w opowiadaniu w subtelny, delikatny i momentami melancholijny sposób perypetii licealistów.


   Jak już o licealistach mowa, to są oni niezaprzeczalne... prości. Zarówno, jeśli mowa o ich wyglądzie, jak o ich charakterze, pragnieniach czy marzeniach. Postacie w Rough, a zwłaszcza te drugoplanowe są jednowymiarowe, ale równocześnie inne między sobą. Każda z nich przedstawia poniekąd jeden typ człowieka, który każdy z nas rozpozna wśród swoich znajomych, członków rodziny, kolegów z pracy, bądź szkoły. Kilka razy zdarzyło mi się pisać w moich recenzjach o postaciach prostych w wydźwięku negatywnym. Jakby bohater posiadający tylko jedną cechę był czymś ujemnym dla całokształtu fabuły. Rough jest tytułem lekkim i nieskomplikowanym opowiadającym codzienne perypetie nastolatków i nie wyobrażam sobie, aby lepszymi "przewodnikami" po fabule mogły okazać się postacie bardziej skompilowane wewnętrznie. Po prostu, w prostocie tkwi urok tej mangi, która pomimo upływu lat, jest w stanie pozyskać nowych fanów, niezależnie od mijających generacji.

   Para głównych bohaterów nie wychodzi bladziej na tle kolegów; przede wszystkim Keisuke jest chłopakiem nadzwyczajnie dobrym. Jest tym kolegą na którego zawsze możesz liczyć, bo wiesz, że jest w porządku. Zdajesz sobie z tego sprawę dzięki jego czynom, które świadczą o jego dojrzałości i poniekąd pokorności. Mimo to, usposobienie jak i zachowanie Keisuke nigdy nie popada w banalność, tak często obecną w innych historiach. Ami z kolei przedstawia obraz idealnej kobiety według Japończyków, tak jak napisałam wcześniej. Jednakże w rozliczeniu końcowym nie jest postacią irytującą, czy budzącą antypatie jak się wydawało na początku.


   Jeśli chodzi o tworzenie tła, rysunki tworzone przez autora są bardzo dokładne, szczegółowe a jednocześnie czyste. Ta precyzyjność kontrastuje się z prostotą w rysowaniu postaci. Sceny przedstawiające sport są czytelne, stosunkowo proste, ale równocześnie płynne. Jako że manga pochodzi z końca lat osiemdziesiątych, bohaterowie nie noszą współczesnych ubrań. Ten zabieg, nawet jeśli całkowicie nie zamierzony, to w naszych czasach pozyskuje komiksowi dodatkowy atut inności, czy rozpoznawalności. Notabene, że tylko ubrania są naszym wehikułem czasu do innego okresu naszej historii, gdyż historia sama w sobie jest bardzo uniwersalna.

   Kończąc już, pragnę wspomnieć o wątku pływackim, który jest poniekąd tylko lekko zaznaczony i ma za zadanie bycie tłem dla innych wydarzeń. Często pływanie jest metaforycznym porównaniem do decyzji, które mają podjąć bohaterowie, bądź okazuje ich uczucia. Uważam, że motyw sportowy jest dodatkiem, który jak najbardziej uatrakcyjnił serie i nie został całkowicie stłumiony przez inne wydarzenia.

   Mitsura Adachi stworzył świat prosty tak samo jak i bohaterów, ale mimo to tytuł jest oryginalny i porównywalny tylko do innych własnych mang. Zdecydowanie największym minusem jest przeciętny początek i otwarte zakończenie, niestety jest ono tu obecne. Pomimo tych mankamentów Rough okazał się być miłą, sympatyczną i momentami melancholijną serią, która odprężała mnie co wieczór. I jako taki lekki tytuł, mangę jak najbardziej polecam :).





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...