niedziela, 27 września 2015

Zawieszenie działalności bloga

Witaj Drogi Czytelniku,

Tworząc ten mój skromny internetowy kącik, miałam za cel rozpowszechnienie mniej znanych  mang, manhw i manh (ni w ząb nie wiem jak poprawnie odmienić "manhua"). W końcu w tym głębokim internecie jest pełno nie odkrytych perełek, które tylko czekają, by zostać zauważone.

Jednakże  już od dłuższego czasu prowadzenie tego bloga stało się dla mnie coraz bardziej uciążliwe i meczące. Nie mówię tu o znajdywaniu i czytaniu mang na recenzje, a o przelewaniu moich myśli i opinii na ich temat w treść postu. Jak dobrze wiesz, Drogi Czytelniku, mieszkam za granicą i pisanie w moim ojczystym języku staje się dla mnie coraz trudniejsze; zajmuje więcej czasu i, co gorsze,  nie satysfakcjonuje mnie rezultat końcowy. W konsekwencji tworzenie tego internetowego kąciku przestało sprawiać mi frajdę. Z powodu tych czynników zdecydowałam się zawiesić na czas nieokreślony działalność mojego bloga.

Mam nadzieję, że moje recenzje okazały się użyteczne, a porównanie wydań ciekawe ;). Dziękuję za miłe i motywujące komentarze, przy których niejednokrotnie uśmiechałam się od ucha do ucha. Dziękuję także tym, co anonimowo czytali moje wpisy- jeju, ponad 9 000 wejść to naprawdę coś!


Stand Up! -  by Aiji Yamakawa

Tak wiec raz jeszcze dziękuję i do zobaczenia w przyszłości :)


czwartek, 3 września 2015

Aku no Hana - recenzja

   Swego czasu w fandomie było gorąco na temat pewnego anime. Zażartą dyskusję, wzbogacaną oczywiście popularnym hejtem, toczono zarówno z powodu kontrowersyjnej grafiki i animacji, jak i ze względu na szokującą fabułę. Mowa tu o Aku no Hana. Dla 'zielonych temacie' oto przykładowe sceny z anime, plus jak powstał projekt postaci: klik, klik, klik . Ja dzisiaj zrecenzuję pierwowzór, od którego wszystko się zaczęło i który poszedł fabularnie dalej niż ekranizacja. Z góry ostrzegam, że tytuł ten jest naprawdę nie dla każdego. Autor niemal w każdej scenie, czy akcie wystawia moralność czytelnika na próbę, jednocześnie silnie oddziałując na psychice.

   Manga Aku no Hana, znana także pod angielskim tytułem: The Flowers of Evil, jest 11 tomową mangą shounen, stworzona przez Oshimi'ego Shuuzou'y . Komiks był publikowany od 2009r do 2014r i doczekał się 13 odcinkowe anime w 2013r. 

Od lewej: tom 1, tom 5, tom 7, tom 10
   Panującą w całej mandze psychozę widać już po samych okładkach: pierwsze trzy utrzymane są w bardzo minimalistycznej stylistyce, w następnych trzech mocno, powiedziałabym nawet, krzykliwe kontrastują się dwa kolory na każdej okładce, a w dalszych trzech tomach następuje diametralna zmiana na akwarele, i w końcu ostatnie dwa tomy (notabene 10 i 11) różnią się wizualnie wszystkim od wcześniejszych. Zwykle nie opisuję okładek recenzowanych przeze mnie mang, niemniej przy Aku no Hana nie mogłam ich ominąć, bo mają ważną role dla samej fabuły. Są tak jakby znakami przedstawiającymi stan ducha postaci.

   Głównym bohaterem komiksu jest gimnazjalista Kasuga Takao. Chłopak czuje się wyobcowany i nie rozumiany przez mieszkańców małego miasteczka, w którym mieszka. Powierzchowne znajomości w szkole, uświadamiają mu, że jest otoczony, w jego mniemaniu, przez ludzi płytkich, nieciekawych, niegodnych większej uwagi. Pożądane zrozumienie odnajduje w książkach, a dokładniej w zbiorze wierszy Charles'a Baudelaire'a pt."Kwiaty zła". Nastolatek jest zafascynowany poezją "przeklętego" francuskiego pisarza. Równocześnie podoba mu się Saeka Nanako, uczennica celująca, ładna i powszechnie lubiana. Gimnazjalistka jest sekretną muzą Kasugi, jego femme fatale. 

   Pewnego razu, po skończonych lekcjach główny bohater wraca do pustej klasy po zapomnianą wcześniej książkę. W sali oprócz książki, znajduje także strój gimnastyczny Saeki i impulsywnie bierze go ze sobą. Trzeba zaznaczyć, że w Japonii jako strój do w-f  kiedyś był używany  prosty komplet: bluzka + majtki (klik). Tak i jest w tej mandze. Gest chłopaka jest bardziej wynikiem przerażenia, niż aktem perwersji, mimo to gwałtownie i nieodwracalnie zmieni się życie Kasugi i jego samego. To co w innych mangach jest okazją do żartu, wzbogacenia fanserwisu, bądź najogólniej mówiąc dostarczenia rozrywki, tutaj jest najgorszym przewinieniem, niszczącym moralność nastolatka. Najprawdopodobniej sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby nie fakt, iż Kasuga był widziany w trakcie kradzieży przez Nakamure Sawe- dziewczynę specyficzną, trudną do zrozumienia, wzbudzającą swoim zachowaniem strach zarówno wśród uczniów jak i pedagogów. Nakamura obiecuje zachować w tajemnicy sekret Kasugi pod warunkiem, że on zawrze z nią umowę...



   W trakcie lektury obserwujemy postępujący coraz bardziej rozkład wartości przyzwoitości i dobra. Widzimy jak zło rozprzestrzenia się jak zaraza wokół Kasugi, dosięgając nawet dziewczynę-anioła Saeke. Wszystko to jest początkowo zainicjowane tylko przez Nakamurę. To ona swoim kontrowersyjnym zachowaniem, zahaczającym bardzo często o podłoże socjopatyczne i perwersyjne naciska na bohaterów, sprowadzając ich do granic wytrzymałości psychicznej. Postacie kręcą się wokół strachu, samookaleczenia, sadyzmu, odrazy wobec siebie jak i deprecjonowania wszystkiego co jest obok nich.

   Nasz bohater jest osobą pasywną i słabą, dodatkowo niezamierzony postępek dodał mu kolejnego ciężaru. Zawiązuje się niewidzialna więź jego z Nakamurą, coś go do niej przyciąga. To ona otwiera mu furtkę ku czemuś nowemu, daje mu możliwość ucieczki przed znienawidzoną rzeczywistością. Nawet jak zostaje przez nią porzucony, uparcie stara się przekonać Nakamurę o nie zrywaniu paktu. W tym momencie fabuły mamy eskalacje znaczenia utworzonej więzi między manipulatorką a jej ofiarą. Kasuga uzależnił się od dziewczyny, do tego stopnia, że gotowy jest zrobić wszystko, aby tylko uzyskać jej aprobatę.

   Z drugiej strony mamy Saeke - dziewczynę ideał. Pomyśleć by można, iż niczego jej w życiu nie brakuje. Jednakże także jej postać pokazuje z jaką siłą nasze słabości, bądź niepewności mogą nas zmienić, lub mogą posłużyć do zmanipulowania nas samych.


   Początkowo nie byłam przekonana do wiarygodności charakteryzacji postaci. Uważałam, że autor skupił się bardziej na tym, aby zaszokować czytelnika, gdyż ta manga domniemanie jest opowieścią socjopatyczną, Odniosłam wrażenie, że fabula została spłycona poprzez wątki bulwersujące, przyćmiewając równocześnie bohaterów. Faktem też jest, iż kiedy człowiek znajduje się w sytuacjach ekstremalnych, zachowuje się zupełnie inaczej niż zwykle, czyli: nielogicznie, gwałtownie. Niemniej w tej mandze postacie nie stoją przed realnym zagrożeniem. To oni sami przypierają siebie nawzajem albo nawet samych siebie do muru. Umyślnie i samodzielnie podejmują decyzje, aby nagiąć swój kręgosłup moralny. Nie mają żadnego nacisku zewnętrznego, który stawiałby ich w sytuacji bez wyjścia.

   Moja opinia zmieniła się po przeczytaniu jednego wywiadu z mangaką, w ktorym Oshimi Shuuzou opisał Aku no Hana jako opowieść o dojrzewaniu. Ten fakt uświadomił mi jeden fundamentalny szczegół o którym zapominałam. Postaciami tego tytułu są nastolatkowie, czyli ani nie dorośli, ani nie dzieci. Dopiero rozpoczęty proces dojrzewania ich charakteru sprawia, że są niepewni i co za tym idzie bezbronni, łatwo tracą kontrolę nad własnymi uczuciami i emocjami. W tym trudnym i newralgicznym okresie życia trudno oczekiwać od ludzi, aby zachowywali się logicznie. Zwłaszcza w tego typu mandze.

   Na kolejną niekorzyść mangaki, jest to jakby podświadomie omijał on trudne i stosunkowo problematyczne momenty, niemniej kluczowe do zrozumienia fabuły np: po jednym szokującym wydarzeniu, autor zdecydował się na przeskok fabularny o kilka lat do przodu, zamiast zmierzyć się z powstałymi konsekwencjami.


   Jak z kolei prezentuje się manga od strony graficznej? Poczałkowo rysunki autora wydają się być proste i nieadekwatne to psychologicznej historii. Postacie są przeciętne i często nie są rysowane proporcjonalnie. Jako dowód może posłużyć chociażby powyżej znajdujący się rysunek. Niemniej czytelnik z tomika na tomik, z strony na stronę, z kadra na kadr zaczyna coraz bardziej doceniać szafę graficzna mangi. Okazuje się bowiem, iż pomimo widocznych problemów mangaki w rysowaniu bohaterów w "całości", ma on niezwykłą zdolność do prezentowania ludzkich ekspresji w bardzo wiarygodny i poruszający sposób. Obecne są tu również tła przedstawiające miejsca w których znajdują się postacie. W bogaty i różnorodny sposób jest tu używane także rastrowanie. Dodatkowo nie wolno umniejszać mangace gigantycznej poprawy w rysowaniu, która jest widoczna porównując pierwsze rozdziały do ostatnich. Wszystkie wcześniej obecne braki zostały trafnie i dobrze naprawione.

 

   Koniec końców jak to jest z Aku no Hana? No cóż, jest to pytanie, na które trudno odpowiedzieć jednoznacznie. W zamiarze autora manga ta miała być prawdopodobnie opowieścią głęboką i wzbudzającą refleksje na temat dojrzewania, manipulacji ocierającą się o psychozę. Niestety efekt końcowy nie jest taki. Historia jest o wiele bardziej płytka. Czy to czyni ją jednak złą? Jeśli przymknie się oko na mankamenty, bądź niedopracowania otrzymamy historię trudną i niezwykle...poplątaną i intymną. Dodatkowo może dzięki swojej prowokującej i kontrowersyjnej atmosferze tytuł czyta się niezwykle szybko, co jest dużym plusem. ;) 




wtorek, 25 sierpnia 2015

Rough - recenzja

   Witaj ponownie Drogi Czytelniku,

   W trakcie tych upalnych wakacji proponuję Ci mangę dość starą (ma już 28 lat na karku!), jednakże nadal wyróżniającą się na tle obecnych hitów. Liczę, że lekka szkolna obyczajówka dotycząca młodych pływaków, skoczków do wody, czy też bejsbolistów, poniekąd Ciebie ochłodzi :P. 

   Mowa to o Rough, 12 tomowej zakończonej mandze autorstwa Mitsury Adachiego. Owy mangaka tworzy tytuły powierzchownie dość podobne do siebie. Otóż wszystkie łączą sport z okruchami życia i małym wątkiem miłosnym. Najpopularniejsze komiksy Japończyka to: Touch, Cross Game, H2 czy Katsu. Kolejność jest jak najbardziej przypadkowa. Nie wiem, czy ogólnikowa zbieżność gatunków dotyczy także rozwoju wątków fabularnych, co czyniłoby wszystkie wyżej wymienione mangi prawie identycznymi. Nie wiem tego, gdyż dotychczas przeczytałam tylko Rough i w tej recenzji nie będę go porównywać do wcześniejszych, bądź późniejszych prac autora. 

   Trafiłam na Rough prawdę powiedziawszy przez przypadek, a dokładniej po zapowiedzi mangi Wzgórze Apolla (Sakamichi no Apollon) przez wydawnictwo JPF. Z tego powodu, że posiadam już od dawna zagraniczne wydanie Wzgórza... zapragnęłam przeczytać coś nowego a równocześnie do niego podobnego. Nie pamiętam już jakie zdesperowane wyszukiwania powzięłam, ale summa summarum natrafiłam na recenzowane dzisiaj Rough. W trakcie lektury dość prędko uświadomiłam sobie, że porównanie tych dwóch tytułów między sobą jest po troszku niepoważne. Mimo to, po przeczytaniu czasami szorstkich perypetii licealistów, zrozumiałam, iż  dawno nic mi tak czasu nie umiliło. 

    Już po pierwszych stronach mangi uświadamiamy sobie, że przed głównym bohaterem stoi problem niemały. Otóż Keisuke Yamato utalentowany pływak, a prywatnie licealista mieszkający w szkolnym internacie, lubiany powszechnie przez wszystkich, od pierwszych dni szkoły wzbudza jawną i zawziętą antypatie u Ami Ninomiyi, nowicjuszki w skokach do wody. Ładna i sympatyczna rówieśniczka, której usposobienie wiernie strzeże wszystkich zalet i cnót szukanych u protagonistki w komiksie japońskim, nienawidzi Keisuke. Jej nienawiść jest tak potężna, że nie szczędzi częstych dokuczeń, czy też życzenia "wrogowi" śmierci. Okazuję się, iż nie tylko koledzy obydwojga, czy też czytelnik, łamią sobie głowę co takiego strasznego wyrządził Keisuke biednej Ami. Sam zainteresowany nie ma o tym zielonego pojęcia! A szkolna piękność nie ma najmniejszego zamiaru wszystkich oświecić, ujawniając tą pożądaną prawdę. Co bardzo mnie irytowało i wzbudzało z kolei moją własną antypatię do Ami. A co! Wracając jednak do tematu... Mimo wszystko dość szybko dowiadujemy się, dzięki mamie Keisuke, w czym tkwi uprzedzenie Ninomiyi. Mianowicie obydwie rodziny głównych bohaterów prowadzą konkrecyjne piekarnie i z powodu pewnego wydarzenia sprzed dwóch generacji, rodzina Ami srogo nienawidzi wszystkich Yamato. Pomimo tego, po pewnym czasie i po nieprzewidywalnych wypadkach spowodowanych przez los, dwoje głównych bohaterów zaczyna mieć się coraz bardziej ku sobie...

   Brzmi tandetnie i typowo? Nie zaprzeczę, niemniej Rough jest idealnym przykładem, że niezachęcający początek, nie oznacza słabego i złego rozwinięcia wątków.

   Przede wszystkim perypetie Ami i Keisuke nie są porównywalne do historii Romea i Julii, jak błędnie można sądzić po opisie. De facto konflikt między rodzinami nie gra przewodniej roli w fabule, jak i sympatia między bohaterami jest dość "słabo" przedstawiona. Albo jak kto woli, uczucie rodzące się z czasem pomiędzy licealistami, zostało pokazane zupełnie inaczej niż przyzwyczaiły nas obecnie popularne szkolne romanse, w których, zwłaszcza bohaterki są bardzo wylewne w swoich uczuciach, a każdy kadr akompaniuje wewnętrzny monolog postaci, która z kolei rozmyśla nad swoim afektem względem ukochanego/ukochanej. Pragnę zaznaczyć, że jest to bardzo uogólniony opis przeciętnych shoujo i proszę nie zamykać tego gatunku wokół takich tytułów.

   Jak zatem zostało przedstawione ledwo rodzące się uczucie w Rough? Otóż tutaj liczą się małe i dyskretne gesty, delikatnie wplatane w codzienność. Po prostu nic nie jest wprost. Często nieme kadry, czy też niebezpośrednie czyny, albo zachowanie bohaterów świadczy o powstającym afekcie. Tak więc nie ma tutaj żadnych otwartych scen miłosnych. Ale z drugiej strony, może ta normalność, w której uczestniczą i którą wzbogacają niepozornymi posunięciami, czynią ich relacje poważną, solidną, szczerą i poniekąd odpowiedzialną? Zaiste kiedy Keisuke/Ami stoi przed jakąś trudnością, lub ma problem, druga strona zawsze jest przy nim/niej. Wartość czynów bohaterów jest w tym tytule o tyle znacząca, że de facto nie wiemy co postacie myślą. Czytelnik pozostaje trzecią osobą i wszystkie wydarzenia są pokazywane obiektywnie, a nie z punktu widzenia któregoś z licealistów.



   Z kolei silną stroną tej mangi jest humor. Przynajmniej w moim guście nie okazał się on być głupiutki, bądź kiczowaty. Nie ma tutaj także fanserwisu. Więc co tak rozbawia w trakcie lektury? Ironia i sarkazm. Autor naprawdę bardzo dobrze włada zarówno jednym, jak i drugim. Wie także bardzo trafnie, w którym momencie należy umieścić żart, aby wywołać uśmiech na twarzy czytelnika. Co ciekawe model obecnych gagów jest często używany w yonkomie. Mimo to autor dobrze odzwierciedlił ten schemat także w standardowej mandze.
 
   Niemniej przechodząc do poziomu narracji pojawiają się schody. Mianowicie jest ona bardzo nierówna i często zbyt gwałtowna, chaotyczna. Nie jeden raz zdarzyło się autorowi niespodziewanie i zbyt szybko zakończyć daną scenę, pozostawiając czytelnika zdezorientowanego. Wielokrotnie porównywałam wydanie włoskie ze scanami znajdującymi się w internecie, aby upewnić się, czy posiadające przeze mnie wydanie nie jest przypadkiem wadliwe. Otóż nie mogłam uwierzyć, iż dana scena została tak bezceremonialne zakończona. Niestety mangaka niejeden raz sprawiał mi te utrudniające lekturę "psikusy". Z drugiej strony autor nie miał trudności w opowiadaniu w subtelny, delikatny i momentami melancholijny sposób perypetii licealistów.


   Jak już o licealistach mowa, to są oni niezaprzeczalne... prości. Zarówno, jeśli mowa o ich wyglądzie, jak o ich charakterze, pragnieniach czy marzeniach. Postacie w Rough, a zwłaszcza te drugoplanowe są jednowymiarowe, ale równocześnie inne między sobą. Każda z nich przedstawia poniekąd jeden typ człowieka, który każdy z nas rozpozna wśród swoich znajomych, członków rodziny, kolegów z pracy, bądź szkoły. Kilka razy zdarzyło mi się pisać w moich recenzjach o postaciach prostych w wydźwięku negatywnym. Jakby bohater posiadający tylko jedną cechę był czymś ujemnym dla całokształtu fabuły. Rough jest tytułem lekkim i nieskomplikowanym opowiadającym codzienne perypetie nastolatków i nie wyobrażam sobie, aby lepszymi "przewodnikami" po fabule mogły okazać się postacie bardziej skompilowane wewnętrznie. Po prostu, w prostocie tkwi urok tej mangi, która pomimo upływu lat, jest w stanie pozyskać nowych fanów, niezależnie od mijających generacji.

   Para głównych bohaterów nie wychodzi bladziej na tle kolegów; przede wszystkim Keisuke jest chłopakiem nadzwyczajnie dobrym. Jest tym kolegą na którego zawsze możesz liczyć, bo wiesz, że jest w porządku. Zdajesz sobie z tego sprawę dzięki jego czynom, które świadczą o jego dojrzałości i poniekąd pokorności. Mimo to, usposobienie jak i zachowanie Keisuke nigdy nie popada w banalność, tak często obecną w innych historiach. Ami z kolei przedstawia obraz idealnej kobiety według Japończyków, tak jak napisałam wcześniej. Jednakże w rozliczeniu końcowym nie jest postacią irytującą, czy budzącą antypatie jak się wydawało na początku.


   Jeśli chodzi o tworzenie tła, rysunki tworzone przez autora są bardzo dokładne, szczegółowe a jednocześnie czyste. Ta precyzyjność kontrastuje się z prostotą w rysowaniu postaci. Sceny przedstawiające sport są czytelne, stosunkowo proste, ale równocześnie płynne. Jako że manga pochodzi z końca lat osiemdziesiątych, bohaterowie nie noszą współczesnych ubrań. Ten zabieg, nawet jeśli całkowicie nie zamierzony, to w naszych czasach pozyskuje komiksowi dodatkowy atut inności, czy rozpoznawalności. Notabene, że tylko ubrania są naszym wehikułem czasu do innego okresu naszej historii, gdyż historia sama w sobie jest bardzo uniwersalna.

   Kończąc już, pragnę wspomnieć o wątku pływackim, który jest poniekąd tylko lekko zaznaczony i ma za zadanie bycie tłem dla innych wydarzeń. Często pływanie jest metaforycznym porównaniem do decyzji, które mają podjąć bohaterowie, bądź okazuje ich uczucia. Uważam, że motyw sportowy jest dodatkiem, który jak najbardziej uatrakcyjnił serie i nie został całkowicie stłumiony przez inne wydarzenia.

   Mitsura Adachi stworzył świat prosty tak samo jak i bohaterów, ale mimo to tytuł jest oryginalny i porównywalny tylko do innych własnych mang. Zdecydowanie największym minusem jest przeciętny początek i otwarte zakończenie, niestety jest ono tu obecne. Pomimo tych mankamentów Rough okazał się być miłą, sympatyczną i momentami melancholijną serią, która odprężała mnie co wieczór. I jako taki lekki tytuł, mangę jak najbardziej polecam :).





wtorek, 21 lipca 2015

Przerwa [21/07 - 25/08]

Drogi Czytelniku!

Przyznaje, że przeceniłam swoje siły i nie jestem w stanie aktywnie prowadzić bloga w okresie wakacji. Dlatego tego też 'robię' sobie przerwę do 25 sierpnia.

Na zakończenie, życzę Tobie Drogi Czytelniku miłego spędzenia czasu i do zobaczenia za miesiąc! :)

Kadr z mangi "Wzgórze Apolla". Gorąco polecam!


poniedziałek, 6 lipca 2015

Co na półeczce - Muzyka Marie

   Muzyka Marie jest dwutomową mangą autorstwa Usamaru Furuyi i została wydana w Polsce w 2009r przez wydawnictwo Hanami. Co ciekawe manga wybrana przez polskie wydawnictwo, różni się jednak od najbardziej rozpoznawalnych prac autora, tzn: Litchi☆Hikari Club, Jisatsu Circl, Ningen Shikkaku, Happiness, czy choćby Innocents Shounen Juujigun. Z tego to powodu po tę mangę powinni sięgnąć nawet sceptycy innych prac Usamaru Furuyi. 
   Historia stworzona przez autora rozgrywa się w przyszłości,
w której ludzie żyją w harmonii między sobą i sumiennie wykonują swoje codzienne obowiązki bez pomocy wyższych technologii, które przy okazji nie działają. Każde miasto ma inną specjalność; jedni hodują warzywa czy owoce, inni produkują coś innego, ale równie pożytecznego. Następnie mieszkańcy różnych miasteczek uczciwie wymieniają się wyprodukowanymi rzeczami. Nie ma tutaj miejsca na kłamstwa, przekręty czy oszustwa, gdyż ludzie nie posiadają negatywnych emocji. 
 W tym "szczęśliwym" świecie żyje dwójka dzieci: cichy Kai i jego droga przyjaciółka radosna Pipi. Pewnego dnia podczas pobytu nad morzem Kai niespodziewanie znika w odmętach wody. Równie niespodziewanie wynurza się z morza po piętnastu dniach nie pamiętając nic z wcześniejszych dni. To nie jest już ten sam Kai - chłopak posiada dwa nieznane znaki na swoich rękach i jest w stanie usłyszeć nawet najmniejszy dźwięk, wliczając w to melodię Marii. 

   Ale kto to jest Marie? Marie jest mechaniczną konstrukcją, wzorowana na podobieństwo kobiety, która unosi się nad całym światem rozprzestrzeniając swoją muzykę. Ta unikatowa melodia uspokaja i sprawia, że ludzie są szczęśliwi i wolni od wszystkich trosk. 

   Fabuła mangi została podzielona na dwa spore, gdyż obydwa przekraczają 240 stron, tomy. Nie spotkałam się dotychczas z mangą, w której podzielenie na woluminy jest tak istotne i ich "środek" tak diametralnie się różni. Otóż pierwszy tom zapoznaje nas z całym bogactwem świata stworzonym przez autora. Poprzez ubrania i architekturę owy świat  staje się trochę ekscentryczny, a z powodu wszędzie obecnych kół zębatych futurystyczna kraina ma nutkę awangardy. Złożoność i rozbudowanie tego wszystkiego nawet do szczegółów budzi naprawdę podziw. W trakcie tego jednego tomu Furuya był w stanie przedstawić nam wierzenia, tradycje, kulturę i mentalność mieszkańców całej ziemi Pirito. Jako przewodników mieliśmy głównych bohaterów, którzy dzięki retrospekcjom i ludzkim cechom stają się nam bliżsi i łatwiejsi do zrozumienia. Wykreowane przez autora postacie posiadają cele i pragnienia, do których powoli, lecz uporczywie dążą. Wątek miłosny natomiast został przedstawiony z różnego punktu widzenia nie ograniczając się tylko do platonicznego aspektu miłości.




   Po długim i obszernym wprowadzeniu, autor w drugim tomie skupia się na różnych kwestiach, które pomimo tego, iż dzieją się w nieprawdziwym świecie, nawiązują do naszej prawdziwej rzeczywistości. Fakty poznane przez czytelnika zyskują zupełnie nowe i odmienne znaczenie niż wcześniej. W dyskretny sposób, autor wplata do fabuły ważne pytania na temat rozwoju cywilizowanego świata i czy ma ono pozytywny oddźwięk. Nie skupia się przy tym na konsekwencjach w naturze, a na konsekwencjach postępu na samym człowieku.

   Druga sprawa, na której skupia się autor w tej po troszku filozoficznej mandze, to ideologie bazujące się na metafizyce. Wszyscy mieszkańcy ziemi Pirito wiedza iż Marie została stworzona przez boga, aby jej muzyka uszczęśliwiała ludzi. Sam bóg posiada, tak jakby dwie twarze; jednoczy wszystkich pomimo obecnej wielokulturowości i równocześnie ogranicza. Co roku wszyscy ludzie łączą się na wspólnej pielgrzymce do świętej ziemi, nawet jeśli nie mówią tym samym językiem i nie dzielą tych samych tradycji. Pomimo tego - dzięki wierze - są w stanie współżyć ze sobą bez kłótni czy wojen.
Z drugiej strony przemysł i rozwój ludzi utknął w martwym punkcie. Nowe wynalazki nie działają mimo, że powinny. To samo dotyczy się zresztą starych urządzeń z zaprzeszłego świata (czytaj. urządzenia, z których obecnie my korzystamy). W świecie, w którym gra kojąca muzyka Marie nie ma miejsca na postęp a każdy nowy dzień nie różni się znacząco od wcześniejszego. Człowiek mimo to żyje szczęśliwy. Jednak czy to jest prawdziwe i autentyczne szczęście? Dodatkowo czy człowiek wyzbyty ze wszystkich negatywnych emocji nie traci cząstki swego własnego człowieczeństwa? Czy utopia kreowana w rzeczywistości, w której nie ma zła, może istnieć? W końcu jeśli nie ma zła, nie może tez istnieć jego przeciwieństwo, czyli dobro. Czy zatem społeczeństwo, w którym żyją ludzie, stworzone przez boga jest ułudne?



   Wyżej wspomniałam, że świat stworzony przez mangakę jest bardzo złożony i bogaty w szczegóły pod względem fabularnym. To samo tyczy się ilustracji. Fantazyjność i abstrakcyjność budowli, wynalazków czy też ubrań jest oszałamiający i świetnie pasuje do treści. Projekt postaci jest taki sam jak w innych praca autora: tzw. ludzie przypominają ludzi i dodatkowo są nie do pomylenia między sobą.  Nawet jeśli ich twarze są robione podręcznikowo i wyglądają na proste,  autor nadrabia to bogatą ekspresją bohaterów.

   Manga została wydana w Polsce przez wydawnictwo Hanami, które tym razem zaoferowało coś więcej niż typowe standardy. Otóż każdy tom ma po 6 kolorowych stron.

   A propos tych kolorowych stron... Z całym szacunkiem do Usamaru Furuyi, ale jego strony w kolorze wyglądają zwyczajnie i przeciętnie. Nie można powiedzieć o tym samym wspominając rysunki Daisuki Igarashiego. Kunszt tego pana, jeśli chodzi o typowe czarno-białe kadry jest mało ładny, wręcz chaotyczny i nie zachęcający do lektury. Jednakże kolorowe strony jego autorstwa są spektakularne i prześliczne. Różnica między dwoma autorami jest diametralna i dla mnie na korzyść autora Pitu Pitu.  Niemniej to Muzyka Marie, otrzymała kolorowe strony pomimo tego, że drugi tom Pitu Pitu ma specjalny dodatek w którym są tylko i wyłącznie ilustracje mangaki. Są one jednak czarne. O to jak to wygląda: kadr z Pitu Pitu KLIK i kolorowa wersja KLIK. Różnica jest jeszcze większa w innych rysunkach, jak np. w lewej ilustracji z drugiego linka. W Polskim wydaniu wszystko jest czarne i nic nie widać. Rozumiałabym gdyby owe strony były częścią jakiegoś rozdziału, bądź były bez tytułu na początku tomiku. Niemniej istnieje wręcz podpis, że jest to galeria ilustracji autora. Niestety mało widoczna i z tego tez powodu podważam jej sens umiejscowienia w tomiku. Co ciekawe także polski Solanin nie ma kolorowych stron. Mimo to wydanie anglojęzyczne je posiada... Sorry za ta całą epopeje nie na temat, ale musiałam dać upust mojemu rozżaleniu.

   Wracając jednak do recenzji... tomiki zostały wydane w wymiarach 15 x 21 cm z miękką okładką. Papier użyty jest kredowy a czerń druku jest podręcznikowa. Obecna jest numeracja stron. Wszystkie onomatopeje zostały ładnie wyczyszczone i zastąpione naszymi polskimi odpowiednikami. Tomy pomimo braku obwoluty są wytrzymałe i nie niszczą się łatwo. Dodatkowo bez strachu można wyginać wydanie. Co nie jest zresztą potrzebne, bo marginesy wewnętrzne ułatwiają lekturę dymków.
Tłumaczenie jest rzetelne i praktyczne. Nie jest ani za bardzo drętwe ani za bardzo niezrozumiałe,  jest za to neutralne i bez żadnych fajerwerków.


   Lektura Muzyki Marie nie należy do tych łatwych czy szybkich. W trakcie czytania trzeba się skupić, aby pojąć w pełni bogatą treść fabuły. Wielu może zniechęcić a wręcz znudzić pierwszy wprowadzający tom. Jest on jednak bardzo istotny i tylko dzięki niemu mógł powstać tak inny drugi tom. Co ważne, autor nie narzuca własnej woli a wręcz skłania do refleksji i własnej interpretacji fabuły. Manga ta należy do tych tytułów co niosą przesłanie i czytelnik rozmyśla o tym co właśnie przeczytał. Nie muszę mówić, że jest to komiks dla dojrzałego czytelnika. Nie ze względu na jakąś gorszącą treść, a z powodu troszeczkę filozoficznej fabuły, która młodego czytelnika może zwyczajnie znudzić. Sama musiałam dorosnąć do tego tytułu i dopiero po dwóch latach wyrobiłam sobie osobistą opinię i interpretację wątków.





wtorek, 30 czerwca 2015

Liebster Blog Award w wydaniu Sasy

Witaj Drogi Czytelniku!

Tym razem czeka Ciebie coś zupełnie innego i nowego niż typowa recenzja lub porównanie wydań. Nie martw się! Nie mam zamiaru przenieść Ciebie na ciemną stronę mocy. (Na razie) :P

Otóż od pewnego czasu stało się popularne branie udziału w Liebster Blog Award, czyli w wyróżnieniu pomiędzy blogerami.  Uważam, iż jest to ciekawa akcja, która pozwala nam wszystkim poznać siebie z troszke innej strony.

Bardzo się cieszę, że sama zostałam zaproszona do zabawy przez Kagusie z MANGArnii . Dziękuję!

Krótko o regułach dla tych, co pierwszy raz spotykają się z tą akcją:

Wyróżnienie Liebster Blog Award otrzymywane jest od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawane dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów. Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 10 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 10 osób ( informuje je o tym wyróżnieniu ) i zadaje 10 pytań. Nie można nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie
 No to zaczynamy:

1. Jak długo blogujesz? Co skłoniło Cię do założenia bloga?

Tak się złożyło, że "manga, manhua czy manhwa, czyli czytając inaczej..." piszę już od roku i około dwóch miesięcy. Ale ten czas szybko mija! Jestem z siebie dumna, iż udało mi się "przetrwać" ten rok stukając w miarę regularnie w klawiaturę i publikując różne posty. Cieszę się, że mój internetowy kącik podoba się innym i jak to się mówi, niektórzy"zostają tu na dłużej". Daje mi to taką malutką osobistą satysfakcje :)
Obserwując polską blogosferę mangową zauważyłam, że mało jest blogów, które recenzują także tytuły nie wydane w Polsce. Ten brak był dla mnie tak bardzo odczuwalny,  gdyż sama czytam mangi zarówno zlicencjowane, jak i te tłumaczone przez grupy scanlatorskie w internecie. Jestem zdania, że dopiero czytając wiele różnych mang jest się w stanie docenić tzw. "perełki" gatunku. Zdecydowałam się założyć ten blog, aby przedstawić także innym różne i ciekawe, według mnie, tytuły i po prostu powymieniać się opiniami. Gdyż fakt,  iż wydawnictwom owa manga się nie spodobała, bądź nie widzą wielkiego zysku w wydaniu jej, nie znaczy, że komiks nie jest warty uwagi.


2. Najcenniejsza zdobycz w Twojej kolekcji (mangowej, książkowej, gadżetowej)?

Trochę trudno odpowiedzieć mi na to pytanie, bo każda moja zdobycz z mojej małej kolekcji jest dla mnie cenna.  Niemniej jeśli miałabym wybrać mangę, którą szukałam baaardzo długo byłaby to na pewno My Girl autorstwa Sahara Mizu. Bardzo bliskie mojemu sercu są mangi tej autorki i z tego również powodu ubolewam, że tak mało jest na naszym europejskim rynku jej publikacji. Z wszystkich dostępnych jej mang miałam największy problem ze zdobyciem włoskiej edycji My Girl. Po ponad roku poszukiwań i przeglądaniu ofert znalazłam wszystkie tomy oprócz pierwszego, który został już całkowicie wysprzedany, a obecni posiadacze tomiku nie mają ochoty odsprzedania go.

Źródło
Jeśli chodzi z kolei o książkę to moją najcenniejszą zdobyczą jest zdecydowanie trylogia Mrocznych Materii Philipa Pullmana. Pierwsza część trylogii nazywa się Złoty kompas i powstał nawet film na jej podstawie. Fabuła książek wciągnęła mnie od pierwszych stron z powodu swojej unikalności. Nawet idee autora na temat Boga nie odstraszyły mnie od czytania. Jak było np. w przypadku Dziewczyny ognia i cierni- pomimo ciekawego miejsca w którym toczyła się akcja i inteligentnej bohaterki, czytanie tej książki było dla mnie bardzo ciężkie właśnie z powodu religijnego wątku.

Jeśli chodzi o gadżet to niezaprzeczalnie jest to wersja DVD Księżniczki Mononoke wyreżyserowanej przez Hayao Miyazakiego. Nawet jeśli płyta DVD nie jest takim typowym gadżetem.  Księżniczka  była moim pierwszym anime i pierwszym filmem ze Studia Ghibli. Zdaję sobie sprawę, że Księżniczka  posiada kilka niedopracowań i nie jest najlepszym filmem zrobionym przez japońskie studio. Ja wielbię ten film absolutnie subiektywnie i na pewno moja wersja DVD (której uparcie długo szukałam) będzie ze mną się przeprowadzać i wędrować po świecie.

3. Wersja papierowa czy ekranizacja?

W moim wypadku to zależy absolutnie od tytułu i od sposobu jak została zrobiona ekranizacja. Jeśli scenarzysta i reżyser mieli odpowiednie środki i mieli pomysł jak przedstawić fabułę oryginału to nie mam nic przeciwko. Jak to było np. we Władcy Pierścieni czy w pierwszym sezonie Gry o Tron (tylko pierwszym!). Z drugiej strony jestem molem książkowym i w większości wypadków wolę wersję papierową. Wydaję mi się, że jak ktoś przeczytał najpierw książkę to później trudno mu przekonać się do ekranizacji. W końcu bohaterowie czy miejsca w których dzieje się akcja w większości wypadków mogą wyglądać, a raczej wyglądają inaczej niż my to sobie wyobraziliśmy. Łatwiej jest z anime i z mangą, gdyż rysunki pozostają takie same albo przynajmniej bardzo podobne. Niemniej już od dluższego czasu jak mam do wyboru anime bądź mangę to wybieram to drugie.

 4. Gdybyś wygrała milion w totka to...?

Zwiedziłabym wiele ciekawych i tajemniczych miejsc na tym różnorodnym i gigantycznym świecie :).

 5. Ulubiona manga/anime?

Ech... to kolejny trudny orzech to zgryzienia. O ile z anime nie mam dużego problemu, bo moim ulubieńcem jest już od trzech lat Shinsekai Yori, to z mangami mam jest trudniej. Po jakże burzliwej i trudnej rozmowie z moim wewnętrznym ja, udało mi się jednak wybrać moje faworyty. Moimi ulubionymi mangami są Real, za motywacje którą mi daje ten tytuł i  Sotsugyousei jako najlepsze yaoi, które dotychczas przeczytałam. Dalej nie mogło zabraknąć mojej ulubionej manhuy i manhwy.

Chang Ge Xing, zafascynowało mnie swoją wieloznacznością i złożonością fabuły. Nie wspominając o przepięknych ilustracjach. Z kolei jeśli chodzi o manhwę, a dokładniej webcomic to Cheese in the trap jest moim faworytem. Świetnie zostało odtworzone przez autorkę społeczeństwo XXI wieku. 
Miało być tylko po jednym tytule ale niestety nie dałam rady. 


Cheese in the trap

Chang Ge Xing

Sotsugyousei

Shinsekai yori

Real
  
6. Znienawidzona postać z mangi/anime?


Nie mam takiej postaci z anime, niemniej w mandze a dokładniej w pewnej manhwie znalazł się taki gagatek. Mowa tu o Yul Lee z manhwy shoujo Goong. Oprócz bycia niezwykle irytującym i denerwującym "tym trzecim" w trójkącie romantycznym to był także strasznym... dupkiem, który jak nie mógł dostać czego chciał to bardzo złośliwie się mścił. A jako, że fabuła mangi dzieje się w rodzinie królewskiej to wszystkie podstępy i podkopy Yula były poważniejsze i niosły niebezpieczniejsze niż zwykle konsekwencje.



7. Co lubisz robić w wolnym czasie?

Czytam coś nowego i myślę nad blogiem: co można ulepszyć, dodać czy zmienić. Dodatkowo robię listę rzeczy, które fajnie byłoby zrobić. Niestety rzadko udaję mi się spełnić napisane wcześniej punkty. Muszę zdecydowanie popracować nad organizacją -_- Lubię także spędzać czas z rodziną i pogawędzić ze znajomymi. Swego czasu robiłam także bransoletki ze sznurków, ale ostatnio moja determinacja do robienia supełków osłabła.



8. Coś więcej niż manga - czytasz komiksy? Jeśli tak polecisz mi jakiś?

Niestety nie :( Moim drugim światem po mangach są książki. Mój kontakt z komiksami zakończył się dawno temu i ograniczał się tylko do tomików W.I.T.C.H.


9. Czego się boisz?

Panicznie boję się gromady stawonogów z grupy szczękoczułkowców, czyli... pajęczaków. Nawet najmniejszy pająk odejmuje mi resztki logicznego rozumowania i uciekam ile sił w nogach.  Nie przepadam także za różnymi robakami, insektami czy ogólnie owadami.
Z tego o to powodu Ran to haiiro no sekai okazało się być urzeczywistnieniem koszmarów Sasy i było gorsze niż nie jeden mangowy horror.

Kadr z mangi Ran to haiiro no sekai.

10. Ulubione słodycze?

Jakie slodkie pytanie po strasznej 9 To tak na uspokojenie? Jednakże nigdy nie przepadałam za różnymi żelkami czy herbatnikami. De facto mój żołądek jest cały zrobiony z czekolady ;)

****************************************************************************
I to był już koniec... przyznaję, że się troszkę rozpisałam aż za bardzo. Jednakże zawsze byłam osóbką dość gadatliwą a tego typu pytania sprawiają, że czuje się jak ryba w wodzie.

Do Liebster Blog Award nominuje i zachęcam do wzięcia udziału:


A o to moje pytania:

1. Co skłoniło Ciebie do założenia bloga i czy namówiłbyś innych do stworzenia swojego własnego "kącika internetowego"? 
2. Jakie było Twoje pierwsze anime/manga?
3. Jaki tytuł  poleciłabyś/poleciłbyś wszystkim? Może być zarówno manga,anime bądź książka czy film.
4. Jakie jest Twoje dotychczasowe największe osiągnięcie?
5. Opisz siebie w 5 słowach.
6. Jakie jest Twoje ulubione mityczne stworzenie?
7. Jaki tytuł który przeczytałaś/przeczytałeś bądź oglądnęłaś/oglądnąłeś był najdziwniejszy?
8. Co jest najpyszniejszą rzeczą jaka jadłeś/jadłaś dotychczas?
9.  Jaki jest najlepszy film ale nie anime?
10. W jakim mieście chciałbyś mieszkać?  

Udział w tym wszystkim jest jak najbardziej fakultatywne i tylko od was zależy czy chcecie także dodać swoje pięć groszy :)

sobota, 20 czerwca 2015

Kagen no Tsuki - wydanie Włoskie

   Już od dłuższego czasu chciałam przeczytać Kagen no Tsuki. Ta trzy tomowa manga autorstwa Ai Yazawy prześladowała mnie za każdym razem, gdy zamawiałam przez internet kontynuacje zbieranych przeze mnie serii, zarówno tych włoskich, jak i polskich. Z tego powodu byłam naprawdę szczęśliwa, kiedy udało mi się zdobyć włoskie wydanie Kagen no Tsuki. Ci, co czytają mojego bloga może pamiętają z wcześniejszych postów o tej samej tematyce, że zwykle wydania włoskie nie prezentują aż tak wysokiego poziomu, aby wzbudzać u polskiego czytelnika zachwyt. Istotnie, jak mam do wyboru polską wersję mangi i tą włoską, w 90% przypadków wybieram nasze ojczyste wydanie. Jednakże z Kagen no Tsuki postąpiłam odwrotnie, nawet jeśli za edycje w Polsce odpowiada Waneko. A dlaczego? No cóż... ale kto nie skusiłby się na wydanie deluxe, prawda? ;)

Polska okładka pierwszego tomu
   Shirashi Hotaru to dobra i pełna empatii uczennica piątej klasy podstawówki, która po przeżyciu wypadku samochodowego uzyskała dość nietypową zdolność. Otóż Hotaru jest w stanie widzieć duchy! A dokładnie tylko jednego: ducha pięknej, zagubionej i bardzo smutnej Ewy, która wręcz desperacko chce odnaleźć swojego ukochanego Adama. Co jest jednak dla niej niemożliwe, gdyż straciła całą swoją pamięć i  nie może wyjść ze starego domu w którym się obudziła jako duch. Żeby pomóc nowo poznanej dziewczynie, mała Hotaru decyduje się odnaleźć Adama. W tej przygodzie będzie mogła liczyć na trójkę swoich kolegów z klasy: mądrej i rozsądnej Sae, troszeczkę chłodnego Miury i najbardziej dziecinnego z grupy, ale równie sympatycznego, Tetsu. Czwórka młodych detektywów zrobi wszystko, aby rozwiązać tajemniczą historie dwóch kochanków, która ma miejsce na granicy pomiędzy rzeczywistością a snem. 

   Z mojej strony mogę powiedzieć, że manga pozytywnie mnie zaskoczyła i miło spędziłam czas
Japońska okładka pierwszego tomu
czytając ją. Ba! Czytałam do późna w nocy, aby wreszcie odkryć prawdę. Wybór głównych bohaterów jako uczniów podstawówki był bardzo dobrą decyzją. Gdyż kto mógłby uwierzyć w istnienie ducha i pomoc mu, jak nie bezinteresowne, wrażliwe i ufne dzieci? Dodatkowo wnioski, które uzyskują są jak najbardziej logiczne i sensowne a nie wymyślone niczym z kosmosu. 
Kagen no Tsuki jest magiczną i bardzo wciągającą historią, która nie ogranicza się tylko do uczuć czy emocji głównych bohaterów i pary tajemniczych kochanków. To prawda, że uczucia Adama i Ewy napędzają fabułę, ale warto pamiętać o równie ważnym wątku "detektywistycznym". 

   Manga ta nie jest  tak dojrzała jak najbardziej rozpoznawalne mangi Ai Yazawy (Nana, Paradise Kiss), jednakże dzięki dobrze przemyślanej i (powtórzę jeszcze raz) magicznej, bądź nawet bajecznej fabule nie jest od nich gorsza. 


   Przechodzimy teraz do posiadanego przeze mnie włoskiego wydania deluxe. Manga została przetłumaczona i brzmi Ultimi raggi di luna z pod tytułem Last Quarter, co po polsku oznacza:
"Ostatnie promienie księżyca". W nowej edycji zamiast trzech oryginalnych tomów, mamy tylko dwa  z twarda okładką i błyszczącą obwolutą (z powodu tego błysku pierwsze zdjęcie nie należy do tych wyraźnych). Każdy z tomów ma około 276 stron, które są bialutkie. Co ciekawe oba rysunki na obwolutach przedstawiają ten sam dom, niemniej w pierwszym tomie dom jest zadbany, z kolei w drugim cała posesja jest zaniedbana, wręcz w ruinie. Różni się także przewodnia kolorystyka i faza księżyca. 


   Bardzo podoba mi się również gradualna zmiana kolorów, która jest bardzo płynna i w rzeczywistości wygląda jeszcze lepiej. Według mnie bardzo trafnie odwzorowuje nieodmienną tajemniczą i magiczną atmosferę panującą w trakcie czytania.


 Kolorystyka z pierwszego tomu "przechodzi" na drugim tom podkreślając ciągłość fabuły.



Patrząc na lewe skrzydełko drugiego tomu można zauważyć, że ma taki sam odcień jak prawe skrzydełko pierwszego tomu.

Tomy bez obwoluty:


Po lewej pierwszy tom- po prawej drugi tom.


Po lewej pierwszy tom- po prawej drugi tom.
   Okładki prawie niczym się nie różnią, gdyby nie fakt, iż ogrodzenie w drugim tomie popada w ruinę. Tak samo jak działo się z całym domem na drugiej obwolucie.

A tak prezentują się grzbiety tomów:


Przy nazwie wydawnictwa utrzymywany jest jeszcze kolor przewodni, z kolei idąc im "wyżej" tym kolor zmienia się w czerń.



   Jeśli chodzi o wielkość to tomiki mają wymiary 13x18,8 cm. Jak widać na zdjęciu Ultimi raggi di luna znajdują się pomiędzy Opowieść Panny Młodej (Studio JG) i Walkin' Butterfly (Taiga). Format ten jak najbardziej pasuje do serii. Nie trzeba nadwyrężać wzroku, aby przeczytać tekst, którego swoją drogą jest niemało. Tomy bardzo wygodnie i poręcznie trzyma się w rekach. Dodatkowo całość została porządnie sklejona i nie trzeba się bać, że jakaś strona przez przypadek wyleci.

A o to przykładowe strony:



Nawet taka mała onomatopeja nie została przetłumaczona.


W pierwszym tomie niektóre strony prześwitują.
   Sprawdziłam inne moje mangi tego wydawnictwa i zauważyłam, że Planet Manga (jedno z czołowych wydawnictw mangowych we Włoszech) nie tłumaczy żadnych onomatopei. Nie zależnie od gatunku mangi, czy ceny tomiku. Tzn. japońskie onomatopeje znajdziemy zarówno w mandze za 4.30 euro, którą możemy kupić w kiosku,  jak i w mandze za 9,50 euro, którą możemy kupić tylko w sklepach komiksowych. Co ciekawe przy tych najróżniejszych japońskich dźwiękach, zawsze znajduje się tłumaczenie. Jednak nie włoskie, a angielskie.

   Każdy tomik posiada także osiem kolorowych ilustracji; cztery na początku woluminu i cztery na końcu. Zostały one wydrukowane na tym samym papierze co pozostałe strony, tzn bialutki i nie kredowy (tak, tak moja wiedza na temat papieru ogranicza się do kredowego i do tego który nie jest kredowy).

O to niektóre z kolorowych stron:

(nie publikuje zdjęć wszystkich ilustracji, gdyż niektóre mogłyby okazać się dość dużym spoilerem dla tych co nie czytali mangi)








   Podsumowując jestem jak najbardziej zadowolona z zakupu tego wydania. Oczywiście są pewne mankamenty, które wymieniłam, jednak są one tak małe, że nie przeszkadzają w lekturze i nie ujmują znacząco prezentowanej mandze. Tomiki na pewno będą się ładnie prezentować na półce (jak sobie wreszcie jakąś nową wykombinuje).

   Zdaję sobie sprawę, że najpewniej nikt z czytających mojego bloga języka włoskiego nie zna. Stąd stratą pieniędzy byłoby kupowanie jakiejkolwiek mangi po włosku. Niemniej ten post, jak i inne podobne wcześniejsze, uważam za ciekawe urozmaicenie pomiędzy recenzjami. Najpewniej piszę teraz przez pryzmat własnych upodobań, gdyż sama bardzo lubię porównywać okładki czy też wydania z różnych państw. Ale kto wie, może nie jestem w tym sama ;)

Do następnego postu!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...