środa, 28 maja 2014

Nakanmon! - recenzja

   Gatunek shoujo ma wiele fanek i fanów na całym świecie. Pomimo swojej różnorodności tematycznej ; akcja mangi może dziać się zarówno w czasach teraźniejszych, przeszłych, przyszłych czy całkowicie odrealnionych, współczesne pozycje są dość schematyczne. Nie mówię tutaj tylko o historii wymyślonej przez mangakę, często fabuła może być banalna, ale całość 'nadrabia' bohaterami. Z drugiej strony historia może być ciekawa i oryginalna, ale z bohaterami jest już gorzej. Same główne bohaterki w większości przypadków dzielą się na te płaczliwe, głupiutkie i słodkie, lub na te wygadane, którym nie brakuje siły, aby uderzyć chłopaka bez powodu. W wielu wypadkach (niestety) nic innego nie można powiedzieć o charakterze bohaterki (nie, żeby projekt głównego bohatera był lepszy).

   Piszę o tym na podstawie mojego własnego doświadczenia. Do niedawna bardzo lubiłam ten gatunek, stąd przeczytałam wiele rożnych mang\manhw\manhua, zarówno tych starych jak i nowych, tych popularnych i tych mniej popularnych.

   Powtarzam, że istnieją (na szczęście!) wyjątki. Nieliczne, ale są. Jednym z nich jest cztero tomowa manga (główna historia jest tylko w pierwszych trzech), autorstwa Tsukishimy Haru, Nakanmon!. Jest to sympatyczne shoujo z dobrze wykreowaną bohaterką.

   Głowna bohaterka Hirahara zaczyna liceum w nowym mieście. W trakcie wakacji przeprowadziła się razem z rodzicami do Tokyo z Hiroshimy. Inny dialekt, wielkie miasto, przeszłość, jak i charakter dziewczyny nie ułatwiają jej rozpoczęcia szkoły i nowego okresu w jej życiu. A żeby było jeszcze lepiej, to pierwszego dnia szkoły spóźnia się na rozpoczęcie roku, powodując przy tym, przez przypadek spóźnienie innych czterech uczniów : lekko gburowatego Himeno, ociekającego słodyczą Nozomiego i cichych, ale spostrzegawczych Chisa'iego i Ondy. Jak można się spodziewać, ta piątka uczniów, a dokładniej dwaj pierwsi chłopcy i Hirahara, będą napędzać całą fabułę. Dość szybko  wszyscy staną się przyjaciółmi i będą żyć swoim szkolnym życiem, w cieniu miłosnych rozterek.

   Jak można wywnioskować z opisu, manga nie wydaje się być zbytnio oryginalna. Nie zaprzeczę. Tytułowi nie brakuje typowych elementów obecnych w trójkącie miłosnym. Tym co jednak dodaje świeżości i sprawia, że czytanie staje się przyjemnością to bohaterka.

   Hirahara z powodu pewnego wydarzenia z przeszłości, często płacze. W wielu wypadkach nawet przy rzeczach przyziemnych, mimowolnie nie jest w stanie się powstrzymać od uronienia kilku łez. To nie znaczy jednak, że jej charakter jest słaby lub, iż nie jest asertywna. Ba! Bohaterka jest stała w swoich decyzjach, nie jak większość bohaterek tego gatunku. Nie użala się nad sobą i stara się zmienić. Chce stać się pewniejsza siebie, po prostu silniejsza. Nie pozwala by inni nią pomiatali. Mangaka w naturalny sposób pokazuje jak bohaterka się zmienia i dojrzewa w kilku kwestiach. Hirahara nie traktuje miłości jako biletu na skróty do stania się silniejszą. Własnymi siłami ma zamiar dojść do wyznaczonego przez siebie punktu.

   Główna bohaterka jest najbarwniejszą postacią w całej mandze. Mangaka nie zapomniała jednakże o pozostałych bohaterach : o nowo poznanych przyjaciołach, czy o rodzinnie Hirahary.



   Kreska mangaki jest typowa dla gatunku shoujo. Bohaterki mają duże oczy a bohaterzy to typowi bishouneni. Tła nie są nadzwyczajne. Oczywiście momentom romantycznym towarzyszą gwiazdki, serduszka i inne słodkie rzeczy. Aczkolwiek mangaka nie przesadza z ich ilością i jako konsekwencja nie przeszkadzają w lekturze.

   Nakanmon! jest miłym i sympatycznym shoujo, które nie skupia się tylko i wyłącznie na romansie, który sam w sobie jest na dobrym poziomie. Miłość i zauroczenie są oczywiście tutaj obecne przez cały czas, aczkolwiek mangaka nie zapomniała o innych czynnikach. Czyta się lekko i szybko, bez uczucia odmóżdżania przez słodycz czy dziecinność bohaterów. Również tutaj są schematy, jednakże nie rzucają się tak bardzo w oczy. Przynajmniej ja tak sądzę.

   Uważam, że manga jest dobrym reprezentantem obecnego, lekkiego, szkolnego gatunku shoujo. Szkoda, że nie jest popularniejsza.


 A teraz tak na zakończenie, jakie są Wasze faworyty tego gatunku? Na pewno znajdzie się coś interesującego i fajnego ;)

sobota, 24 maja 2014

Suiiki - recenzja

   Suiiki jest dwu tomową mangą Urushibara Yuki. Autorka jest znana głównie z swojego wspaniałego dzieła Mushishi. Jej krótsza manga jest wyjątkowym i dopracowanym seinenem. Mangaka również w tym wypadku miesza okruchy życia z wątkami nadnaturalnymi.

    W mieście, w którym mieszka Chinami, bohaterka serii, wraz z swoimi rodzicami i babcią, panuje susza. Jest tak gorąco, że aż szkolny basen wysechł a rzeka płynąca przez miasto, również jest temu bliska. Prognozy pogody nie przewidują deszczów, a ludzie zaczynają gromadzić wodę pitną. Chinami w trakcie lekcji w-f, w tym straszliwym upale, niespodziewanie mdleje. Budzi się w obcej i tajemniczej miejscowości przy rzece. Jest to miejsce, gdzie deszcz pada bez przerwy. A jedynymi mieszkańcami tego małego i odizolowanego miasteczka są mały chłopiec o imieniu Sumio i jego tata, mężczyzna w podeszłym wieku. Pozostali mieszkańcy odeszli pewnego razu z nieznanych powodów i już nie wrócili. Miejsce w którym znalazła się Chinami, wydaje się być uwiezione w innej czasoprzestrzeni. Nowo poznane miasto jest magiczne i intrygujące. Roślinność, jak i woda są wszędzie i dodają jeszcze większego klimatu. Trudno jest powiedzieć coś więcej o fabule bez wyjawiania kluczowych informacji.

   Sama historia jest skomplikowana i "głęboka" w swojej prostocie. Autorka w lekki sposób splata między sobą losy i emocje trzy pokoleniowej rodziny.  Tutaj sen i jawa, przeszłość i teraźniejszość, iluzja i rzeczywistość zacierają granice między sobą w nieskończony sposób. Ale czytając Suiiki nie jest się zagubionym w wielowymiarowości. To jest takie surrealistyczne.


   Rysunki Urushibara Yuki zawsze były dokładne i szczegółowe. Tak jest i tym razem. Otrzymujemy mangę z czystymi, szczegółowymi, jak i oryginalnymi obrazkami. Mangaka poprawiła swój styl od wydania Mushishi (trudno się dziwić, w końcu manga ma już 15 lat!). Twarze postaci jak i sylwetki są proporcjonalne i ładne w całej mangi. Nie ma pustych kadrów. Rysunki przyrody są bardzo szczegółowe.Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i naprawdę nie mam czego się przyczepić.

   Dawno nie czytałam tak unikatowej i wyjątkowej mangi jak Suiiki. Fabuła jest tajemnicza i wciągająca. Rozwija się powoli sprawiając, że czytelnik czuje się jakby zalewała go woda. Długo myślałam nad następnym przymiotnikiem, który może opisać tą mangę i po burzy mózgów ( w postaci jednego, mojego mózgu ;)), znalazłam wreszcie satysfakcjonujący: magiczna. Ta pozycja jest połączeniem tak wielu czynników, sytuacji, zdarzeń, że aż trudno uwierzyć, iż mangace udało się to dobrze przedstawić w dwóch tomach.

   Polecam bardzo tą mangę wszystkim, niezależnie od indywidualnych sympatii. Nawet tymi, którym nie spodobał się Mushishi, gdyż te dwie pozycje bardzo różnią się od siebie.



wtorek, 20 maja 2014

Telling Through the Colors - recenzja

   W moim ostatnim poście zrecenzowałam Innocent, mangę z dobra fabułą i intrygującą okładką. Dzisiejsza proponowana przez mnie pozycja może nie zachwyca okładką, ale nadrabia fabułą :)

   Telling Through the Colors jest dwudziestu rozdziałową manhwą, a dokładniej webtoon'em. Znana także pod następującymi tytułami: Speak Through Colors lub Talking Through the Colors. Jest to wspólne dzieło Yohan (scenariusz) i Kim Hye Jin (rysunki), ta ostatnia znana również pod pseudonimem Zhena. Obie panie stworzyły razem także dwie inne manhwy : Nineteen, Twenty-One i Pet Diary.

   Telling Through the colors jest ciekawym shoujo, opowiadającym o marzeniach i o tym, jak możemy żyć szczęśliwi robiąc to, co lubimy i czy w ogóle jest to możliwe.

   Cała akcja manhwy toczy się wokół wystawy młodych artystów, w której troje głównych bohaterów weźmie udział. Fabuła jest podzielona na trzy rożne historie, każda opowiada o innym bohaterze. Te opowieści łączą z sobą konkurs właśnie i stosunek do kolorów. Postacie nawet się nie znają i tak pozostanie do samego końca.

   Shini - bohaterka pierwszej historii, ma wyjątkowe hobby. Już jako mała dziewczynka tworzyła profesjonalne lalki. Robiła to z przyjemności i chciała stawać się coraz lepsza. Cały swój czas spędzała na tworzeniu tych małych cudeniek, często zaniedbując przy tym szkołę i własne zdrowie. Jednakże dziewczyna będąc już w liceum, musi zacząć myśleć na poważnie o swojej przyszłości. Z samych lalek trudno byłoby jej się utrzymać. Co ma wybrać? Uniwersytet czy pasje? Jej mama chce jej pomoc, ale mimowolnie sprawia, że córka czuje dużą presję. W odkryciu odpowiedzi na te pytania i na wiele innych, pomoże bohaterce, młody sąsiad tańczący tradycyjny taniec koreański i jego mama.

 
 
Tradycyjny taniec koreański - Pungmul. W wersji rysowanej ;)

   Druga historia pod pewnym względem, jest bardzo podobna do pierwszej. Również w tej części, Su-ee, imię drugiej bohaterki, od maleńkości poświeciła się całkowicie swojemu hobby, którym było rysowanie.  Jednakże teraz jako licealistka, straciła wenę i naszły ja wątpliwości.  Uświadomiła sobie, że oprócz rysowania nie umie niczego innego. Stała się obojętna na wszystko i zaczęła, poniekąd żałować swoich decyzji. W tym samym momencie, szkoła artystyczna Su-ee, zorganizowała fakultatywną wycieczkę na farmę farbowania roślinami. Krótka wycieczka w ciche miejsce pomoże Su-ee zobaczyć świat w zupełnie inny sposób.




   Trzecia i zarazem ostatnia historia opowiada o fotografie, Dong-In. Nastolatek został poproszony przez dwóch swoich znajomych o wspólne wzięcie udziału w wystawie o podstawowych barwach. W trakcie zdjęć w plenerze, szukając motywu, dochodzi do kłótni pomiędzy chłopcami, w wyniku której Dong-In pozostaje sam na drodze, bez komórki, jedzenia lub możliwości przyjazdu autobusu. (Tak się zastanawiam jak jego znajomym udało się wrócić do domu...). Na ratunek Dung-In'owi przez przypadek przybywa pracownica  bliskiej farmy. To ta sama farma do której pojechała bohaterka poprzedniej opowieści... Również w tym wypadku można zaobserwować zmianę w bohaterze po poznaniu nowych osób.
Na tym kończę opis fabularny webtoon'a :)



   Rysunki Kim Hye Jin są nierówne. Niektóre plansze są naprawdę piękne i bogate w rożne kolory, inne z kolei wydaja się być narysowane na szybko. Autorka skupiła się na narysowaniu w najładniejszy sposób głównych bohaterów, zapominając przy tym o pozostałych. W kilku momentach, postacie drugoplanowe wydają się być szare, w porównaniu z protagonistami. W tej manhwie podstawową rolę odgrywają kolory. Stąd uważam, że szata graficzna powinna być dopracowana do perfekcji. Tak niestety, według mnie nie jest... Mamy do czynienia z webtoon'em, więc wszystkie strony są kolorowe.

   Telling Through the Colors  pełni role również edukacyjną. Autorki w prosty sposób opisują nam podstawy farbowania niektórymi roślinami. Ta część manhwy stoi na równi fabularnej z rozterkami bohaterów.

   Problemy postaci są dość realistyczne. W końcu kto z nas nie martwi się o naszą pracę, szkołę czy po prostu o przyszłość. Fabuła idzie małymi i spokojnymi kroczkami do przodu.

   Manhwa pomimo przypisanemu jej, na niektórych stronach internetowych romansu, go nie posiada. Podstawowe barwy i decyzje bohaterów związane z ich hobby grają tu główne role.

  Reasumując pozycja jest lekka i sympatyczna, ale interpretacja jej i odbiór zależy przecież tylko od czytelnika :)
 
można kliknąć, aby powiększyć rysunki ^^




piątek, 16 maja 2014

Innocent - recenzja

   Innocent jest ciągle wydawanym, historycznym seinenem autorstwa, Sakamoto Shinichi. Mangaka był odpowiedzialny  za rysunki w sportowym seinenie Kokou no Hito (The Climber). Jego obecne dzieło ma już cztery tomy, a moja recenzja, jest na podstawie pierwszych trzech.

   Akcja mangi dzieje się w XVIII wiecznej Francji. Rewolucji Francuskiej jeszcze nie było, ale widać już ruchy społeczne, które ja spowodowały. Rożnicę między ludźmi są aż nadto widoczne. Cała fabuła kręci się wokół historycznego rodu francuskich katów: rodzie Sanson. A dokładniej wokół Charles Henri Sanson'a, jednego z najbardziej rozpoznawalnych członków rodziny. To ten sam człowiek, który przy użyciu gilotyny zakończył życie między innymi Ludwikowi XVI w trakcie rewolucji. 

   Nawet jeśli ród Sanson, już od kilku pokoleń sprawuje funkcję  oficjalnego kata króla, to nie są szanowani przez żadne grupy społeczne, a wręcz przeciwnie - gardzeni. Trudno się dziwić, chyba nikt nie chciałby mieć za znajomego, osobę, która bez drgnięcia powieki byłaby w stanie zabić kogokolwiek. Byleby z rozkazu króla. Pomimo tego, ród Sanson jest dumny z zadania wyznaczonego mu przez monarchę i, że są "mieczem sprawiedliwości". Z honorem przekazują między sobą ten obowiązek. Nikt nie ma prawa, nie zgadzać się z rodzinną tradycją.  

   Nasz główny bohater, czternastoletni Charles jest pierworodnym synem aktualnego kata, więc w pewnym czasie, pomimo swojej nienawiści do zawodu, będzie musiał zastąpić ojca. Młodzieniec rożni się od reszty rodziny - nie podziela dumy rodu i nie chce zabijać. Odrzuca go ta myśl. Czuje psychiczny, jak i fizyczny wstręt na samą myśl o tym. Pomimo tego, jego los jest przesądzony. Nieważne ile razy sprzeciwiałby się społeczeństwie lub rodzinie, jego rola nadana przy jego narodzeniu jest niezmienna. W końcowym rezultacie, musi w jakiś sposób zaakceptować swoją rolę, gdyż jego rodzinna jest nieugięta. Z powodu swojej wrażliwości i humanitaryzmu jak nie z jego epoki, jest poniżany i gardzony nawet przez najbliższą rodzinę. 

   Czytając tę mangę, wiemy dokładnie jak będzie wyglądało życie głównego bohatera. Sam mangaka nie pozwala nam o tym zapomnieć. Ten fakt dodaje fabule jeszcze większej nuty tragedii.


   Zawodowy kuchszt Sakamoto Shinichi'ego jest dopracowany do najmniejszych szczegółów pod każdym względem. Nawet nic nie znaczący bohaterowie, którzy służą za tło, są dopracowani. Nie mówię tutaj tylko o twarzach, ale nawet o ubraniach. Innocent jak mogłoby się wydawać, powinien być krwawą mangą, nie zaprzeczę, że są tu sceny dość drastyczne. Aczkolwiek z drugiej strony wszystko wydaje się być takie delikatne, płynne i eleganckie. Manga jest utrzymywana w ciemnych, wręcz mrocznych klimatach. Mangaka idealnie rysuje cienie, wystarczy spojrzeć na sceny przedstawiające dom Sansonów. Autor w  abstrakcyjny i symboliczny sposób przedstawia to, co się dzieje w głowie bohaterów. 

    Recenzowany dzisiaj przeze mnie seinen jest ciężki, wciągający ale i momentami szokujący. Sakamoto Shinichi potrafil w bardzo sugestywny sposób nakreślić osobę głównego bohatera.

Czasami dobrze jest zobaczyć coś z innego punktu widzenia.





niedziela, 11 maja 2014

Udon no Onna - recenzja


   Udon no Onna jest krótkim, bo ledwo jednotomowym lekkim josei. Znanym również pod innymi tytułami, jak: The Lady of Udon lub Udon no Hito. Manga jest autorstwa Est Em, która tworzy różnogatunkowe pozycje. Jej  autorstwa znajdziemy yaoi, josei i seinen. Dla każdego coś dobrego :)

   Akcja jednotomówki, toczy się wokół studenta Kino i  35letniej kobiety, Chiki, pracującej w stołówce uniwersyteckiej. Kino codziennie kupuje tam udon (taki śliski i gruby makaron), który serwuje mu główna bohaterka. Powoli, rozwija się między nimi ciekawość, albo wręcz fascynacja drugiej osoby. Chika nie wie nic o Kino i vice versa. Spotykają się tylko raz dziennie przy kasie stołówki. Ważną role odgrywa tutaj tytułowy udon, który jest jedyną rzeczą, łączącą bohaterów i napędzającą rozwój ich relacji. Wszystko jest tutaj dyskretne i nie pokazane wprost. Na przykład, zazdrość protagonistki manifestuje się, kiedy główny bohater przestaje kupować udon. A zamiast makaronu wybiera inną potrawę. Przez większą część tomu, ich relacje ograniczają się tylko do fantazji i nie wypowiedzianych słów. Chika, na przykład wyobraża sobie, jakby dana sytuacja wyglądała w mandze shoujo. Z kolei Kino porównuje  protagonistkę do długiego makaronu. Dopiero pod koniec, bohaterowie podejmują  decyzje, aby wyobraźnie zmienić w rzeczywistość. Ważną role w tej krótkiej historii, ma również były mąż Chiki, a i równocześnie nauczyciel Kino. On także jest uwiązany przez długi i gruby makaron. Udon no Onna jest jednym z tych josei, jak np. Natsuyuki Rendez- vous, które przedstawiają relacje między starszą kobietą a młodszym mężczyzną. W tym wypadku różnica to 14 lat.  Charaktery postaci są zbyt słabo narysowane, aby moc zgadywać, co z tą relacją będzie. Liczy się sytuacja.

   Manga nie ma porywającej akcji, wszystko idzie powoli do przodu i dochodzi do typowego zakończenia. Jest ona lekka, miła, ciepła i nie jeden raz wywoła uśmiech na twarzy czytelnika. Bohaterowie nie wyróżniają się niczym szczególnym, ale równoczesne nie irytują. Manga jest w pewnych momentach, wręcz oderwana od rzeczywistości. Jednakże czy to źle? Fabuła jest jednak dość oryginalna, aczkolwiek prosta. 


   Styl Est Em jest bardzo minimalistyczny, pozbawiony szczegółów. Autorka skupia się na rysowaniu jedzenia i bohaterów wraz z ich różnorodną mimiką, zapominając przy tym o tle. W wielu jednak kadrach, oprócz rysunków postaci, nie uświadczymy niczego innego. Tylko czasami autorka zarysuje jakieś podstawowe tło. Szkoda, bo chyba manga lepiej by na tym wyszła, gdyby nie było aż tak dużo białych miejsc.

  Udon no Onna jest miłą i rozgrzewającą serducho pozycją. Idealny "przerywnik" pomiędzy cięższymi seriami. Można powiedzieć, że dzięki udonowi, manga zyskała oryginalności na tle innych. Mnie się bardzo spodobała i miło spełniłam przy niej czas.



piątek, 9 maja 2014

Co na półeczce - Pandora Hearts

   "Co na półeczce", to comiesięczny felieton, w którym będę recenzować jedną mangę wydawana w Polsce. Dlaczego tylko jedną? W internecie jest już pełno blogerów, którzy już to robią i to w bardzo dobry sposób. Moim celem, jest przedstawienie mang głownie nie wydanych jeszcze w naszym kraju.Wyjątkiem będzie właśnie ten jeden dzień w miesiącu. W końcu trzeba znać, co u nas dostępne :)

   Pierwsza manga recenzowana w tym felietonie to Pandora Hearts, autorstwa Jun Mochizuki. Mangaka tworzy swoje dzieło już od 2006 roku i lada moment, bo w następnym tomie, manga zostanie zakończona. W oryginale zostały wydane już 22 tomy, a w Polsce, dzięki wydawnictwie Waneko, niedługo wyjdzie 11 tomik ( premiera 30 Maja ). Manga posiada również 25 odcinkowe anime wyemitowane w 2009 plus 9 specialów. Sama nie widziałam adaptacji tego tytułu.

   Chciałabym również zaznaczyć, iż piszę recenzje na podstawie 18 tomów, wydanych we Włoszech (Pandora została zlicencjonowana tam wcześniej niż u nas, stąd zaczęłam zbierać tą mangę, jeszcze przed pojawieniem się jej w Polsce). Pomimo tego, recenzja nie będzie posiadać jakiśkolwiek informacji, które mogłyby zepsuć lekturę nawet tym, którzy są całkowicie 'zieloni' w temacie :)

Obwoluta 11 tomu udostępniona przez Waneko.
   Manga jest mieszanką wielu gatunków. Jun Mochizuki w umiejętny sposób umie przejść z komedii do dramatu, czy nawet tragedii. Świat wymyślony przez nią, jest miejscem nie tylko walk na bronie, ale również na umysły. Intrygi i tajemnice są tutaj na porządku dziennym. Mangaka nie jeden raz obróci całą fabułę do góry nogami, zachowując przy tym sens wydarzeń i spójność z pozostałymi informacjami.

   Pandora Hearts, tak samo jak Kuroshitsuji czy Karneval (oba tytuły również wydane przez Waneko) są tworzone na podstawie uniwersum "Przygody Alicji w krainie czarów".  Kolejny raz zadaję sobie pytanie, co takiego ma w sobie książką Lewisa Carroll'a, że Japończycy tak ją uwielbiają...

   Akcja mangi dzieje się w czasach wiktoriańskich, które nadają mandze idealny, mroczny klimat. W dniu swoich piętnastu urodzin, które oznaczają również osiągnięciem dojrzałości, życie  pogodnego Oz'a Vessalius'a zmienia się diametralnie. Chłopak jest dziedzicem jednego z najważniejszych rodów w państwie. Nic więc dziwnego, że na uroczystość przybyło bardzo dużo ważnych osobowości. A samo wydarzenie ma bardzo duże znaczenie. Aczkolwiek, przybycie zakapturzonych napastników, odpowiedzialnych za wpędzanie ludzi do Otchłani- najgorszego wiezienia, w innej przestrzeni, z którego nie ma możliwości ucieczki, psuje tradycyjną ceremonię urodzinową. Oz, zostaje wpędzony do tego wiezienia pod zarzutami, wręcz absurdalnymi. Jego "grzechem" jest sam fakt, że istnieje... W Otchłani, miejscu, które przypomina skupisko starych i zepsutych zabawek, Oz poznaje bardzo pewną siebie dziewczynę, Alice. Celem Alice jest odzyskanie, utraconych w nieznany sposób osobistych wspomnień, bez których czuje się pusta. Ta dwójka postanawia zjednoczyć siły, aby uwolnić się z wiezienia i dowiedzieć się prawdy- dla Oz'a jest to poznanie jego "grzechu", a dla Alice jej wspomnień.

   To co opisałam, jest tylko początkiem góry lodowej czegoś naprawdę wielkiego i skomplikowanego. Opis nie wydaje się jakoś nadzwyczajnie interesujący- nie, nie mówię tutaj o moich zdolnościach pisarskich ;) Sama przez pierwsze 2-3 tomy nie byłam wstanie pojąć tego "majstersztyku", nazywanego w ten sposób przez innych. Fabuła mnie nie wciągnęła a bohaterowie wydawali się schematyczni i płytcy. Jednak Jun Mochizuki jest mistrzynią w tworzeniu pozorów :) Cala fabuła kręci się wokół tragedii  sprzed stu lat , której konsekwencje, nasi bohaterowie muszą ciągle ponosić. Mangaka oferuje nam dużo rożnych bohaterów z oryginalnymi charakterami. Ich działania, decyzje są dobrze przemyślane i zależne od ich uosobienia. Ba! Bohaterowie zmieniają się pod ich wpływami! Każdy tutaj kopie dołki pod innymi, aby przetrwać. Nie ma złych czy dobrych, a tylko konsekwencje ich decyzji.

   Manga jest naprawdę smutna, nic dziwnego, że ma w gatunkach tragedie. Aczkolwiek, dzięki lżejszym i komediowym scenkom, Pandora Hearts nie jest za bardzo ciężką pozycją. Wszystko jest tutaj odpowiednio wyważone.

   W dużej mierze o ocenie mangi decydują obrazki. Jest wiele osób, które są gotowe kupić komiks tylko dla nich. Jak i również porzucić daną pozycje z powodu, "mało ładnej" oprawy graficznej. Będę szczera, rysunki w pierwszych tomach Pandory nie powalają na kolana. Przynajmniej mnie. Jednakże manga wychodzi od 2006 roku, przez te osiem lat styl Jun Mochizuki bardzo się poprawił. To co mi się podoba w mandze jest fakt, iż jesteśmy wstanie widzieć na własne oczy jak styl mangaki ewoluuje i staje się coraz bardziej perfekcyjny i płynny. Tak jak wspomniałam wcześniej, akcja w Pandorze dzieje się w wiktoriańskiej Europie, co za tym idzie, bohaterowie noszą ubrania odpowiednie do epoki. Sukienki bohaterek są naprawdę prześliczne :)


   Tak do porównania pierwszy tom Pandory i najnowszy. Na obu okładkach jest główny bohater, Oz.

  Niestety nie mogę opisać jakości wydania polskiego, gdyż takiego nie posiadam. Jednakże wydawnictwo Waneko wydaje zawsze mangi w naprawdę dobrej i pewnej jakości. Kiedyś natrafiłam na 8 tom mangi w Empiku i nie znalazłam żadnych usterek. Jedyne co mogę zarzucić to mało estetyczny napis "Waneko" na okładce i niezbyt ładny szary pasek na grzbiecie mangi.

   Pandora Hearts jest naprawdę bardzo dobrą i strasznie wciągającą mangą. Wydarzenia nawet błahe, które wydarzyły się w pierwszych tomach, zyskują na znaczeniu w kolejnych. Fabuła jak i bohaterowie są dopracowani do najmniejszych szczegółów. Wszystko jest połączone niewidzialna nicią tragedii i ironii. Jun Mochizuki zaskacza nas w najmniej spodziewanym momencie, świetnie umie trzymać w napięciu.

   Zachęcam z całego serca do zapoznania się z tą mangą i nie poddawania się na początku. Gdyż naprawdę warto. Teraz sama nazywam Pandorę majstersztykiem ;)


  Tak na zakończenie, zdjęcie moich 18 tomów Pandory.






niedziela, 4 maja 2014

Mangi we Włoszech

   A dzisiaj mała dygresja na temat wydawanych mang...

   My Polacy jesteśmy bardzo samokrytyczni. Uważamy, że wszędzie jest lepiej tylko nie u nas. Nie widzimy tego, że wcale nie mamy najgorzej i, że często mamy z czego być dumni. Nie mam zamiaru jednak opisywać naszej natury narodowej, bo nie o tym jest blog, a ja sama nie jestem omnibusem ;)


   Mam możliwość dobrze śledzić dwa europejskie rynki mangowe: ten polski i ten włoski. O ile nasze wydawnictwa dopiero się rozkręcają, to te włoskie maja już dużo tytułów na karku. U nas zaledwie powstają nowe a we Włoszech, najmłodsze wydawnictwo jest z 2009r. Czy to oznacza jednak, że jest lepiej?
   Mangi we Włoszech cieszą się dużą popularnością. Co tydzień  wychodzi od 10 do 40 mang. Miesięcznie ok. 150. Warto zaznaczyć, iż osoby, które kupują komiksy to nie tylko nastolatkowie czy studenci. Nasze ulubione tytuły możemy znaleźć w księgarniach, w sklepach z mangami, w kioskach czy nawet w supermarketach.  W sumie najważniejszych i najpopularniejszych wydawnictw jest sześc, licząc też Panini Comics, który jest też w innych krajach. Z tych wydawnictw tylko dwa (!) wydają mangi regularnie i najwięcej. Z pozostałymi jest już rożnie. Najstarsze wydawnictwa zaczynały od wydawania ogólnie komiksów, później zainteresowały się również tymi japońskimi lub koreańskimi. Aczkolwiek te nowsze zaczynały od razu od drukowania mang.
   Taka duża ilość wydawanych mang powinna być rajem dla fana, prawda? Otóż, ja bym z tym polemizowała.

Ogólna jakość wydawanych mang i podstawowe informacje : 

  • Mangi są wydawane przeważnie w formacie podstawowym. Rożnica jest w 1 lub 2 cm. Ze świecą  szukać mang w formacie A5. 
  •  W większości wypadków nie ma obwoluty.  Na sześc podanych wcześniej wydawnictw tylko dwa wydaja zawsze tomy z obwolutą i to nie są te regularne i pewne wydawnictwa.
  •  Mangi są drukowane na złym jakościowo papierze. Kartki zamiast być śnieżno białe, są biało-żółtawe. Papier jest szorstki w dotyku i taki gazetowy ( inne porównanie nie przychodziło mi do głowy). Co za tym idzie, kartki są dziwnie sklejone i manga nie otwiera się łatwo. Aż strach otworzyć tom, żeby nie wyleciała żadna kartka. Ja naprawdę zrozumiałabym, gdyby słabo jakościowe mangi były  tymi, które są sprzedawane również w kioskach czy supermarketach. Albo wychodzą co miesiąc. Jednak tak nie jest. Tomy, które są wydawane co 2-3 miesiące i są dostępne tylko w księgarniach lub w specjalnych sklepach, również są wydawane w takiej jakości.
  • Jeśli oszczędzamy na papierze, to oszczędzamy także na jakości tuszu. Tylko czasami tusz brudził mi ręce i to w mangach wychodzących co miesiąc. Pomimo tego, strony zawsze pozostawały czarne i nie było białych plam, które przypominały drogę mleczną. Niestety, niedawno trafił mi w ręce tom pewnej mangi, w której kilka stron miało zamiast czarnego tła, szare.  
  •  Jeśli manga ma japoński tytuł to możesz zapomnieć o zatrzymaniu go. Nie ma dyskutowania czy targowania się z wydawnictwem. Jedyne co możesz zrobić, to  modlić się, aby tytuł został przetłumaczony z oryginału a nie wymyślony całkowicie nowy. Np. tytuł mangi "Heroine Shikkaku" możnaby było przetłumaczyć na:  "Już dłużej nie bohaterka", lub "Bohaterka porażka"(przetłumaczyłam tytuł z angielskiego). Co wymyśliło włoskie wydawnictwo? "Sny o Miłości" Przepraszam, ale nie widzę tutaj żadnego połączenia -_-''
   Oczywiście bardzo fajnie jest zobaczyć naszą ulubioną mangę na półce i to w języku, który rozumiemy. Aczkolwiek, ja wolałabym zobaczy ten tomik, wydany w porządny i ładny sposób, bo lubię do mang po czasie powrócić..

   Według mnie polskie wydawnictwa wydają mangi naprawdę w dobrej jakości i mam na myśli te, które do tej pory przeczytałam. Mam nadzieję, że z biegiem czasu nie obniżą poziomu :)



piątek, 2 maja 2014

Annarasumanara - recenzja

   Dzisiejszym recenzowanym tytułem jest tym razem manhwa Annarasumanara, autorstwa HA II-Kwon. Koreańczyk stworzył wiele innych również bardzo dobrych manhw jak np: Afterschool War Activities, My Heart is Beating czy 3 Level Combination. Annarasumanara ma 3 tomy, co daje w sumie 27 rozdziały. Jest to psychologiczne josei z domieszką tajemnicy, magii i okruchów życia. Zapraszam do czytania! :)



   Główna bohaterką serii jest cicha i niepozorna licealistka Yoon Ah­‑ee. Dziewczyna jest rozpoznawalna głównie dzięki swoim wysokim ocenom. Z powodu trudnej sytuacji w domu i wielu zajęć, jakie codziennie musi wykonywać, nie ma przyjaciół czy znajomych. Kiedy firma jej ojca zbankrutowała, a on sam zniknął niby w poszukiwaniu pracy, na Yoon Ah­‑ee spadła cała odpowiedzialność utrzymywania wynajmowanego jedno pokojowego mieszkania i zajmowania się młodszą siostrą. Z powodu braku pieniędzy, dziewczyna musi pracować dorywczo po szkole. Nie jest łatwo, bo często nie starcza na podstawowe produkty. A oprócz tego, dziewczyny muszą spłacać dług zaciągnięty przez ojca. Yoon Ah­‑ee chce zapewnić jak najnormalniejsze dzieciństwo siostrze - sama już dawno przestała marzyć czy wierzyć w cuda.

   W tzw. międzyczasie, po szkole Yoon Ah­‑ee krążą plotki o młodym magiku mieszkającym w opuszczonym wesołym miasteczku, który ponoć potrafi sprawić, by zniknęły niechciane rzeczy lub ludzie. Nikt nie wie jednak, kim jest ów iluzjonista, z skąd przyjechał i z czego żyje. Nic więc dziwnego, że budzi podejrzenie wśród mieszkańców. Mężczyzna jest oderwany od rzeczywistości i pod względem zachowania przypomina małe dziecko żyjące w świecie fantazji. Według wielu ludzi, powinien już dawno trafić do szpitala psychiatrycznego. Los chciał, by ta dwójka się przez przypadek spotkała. Ich znajomość, ważna dla obydwojga, dopiero się zaczyna. 
Yoon Ah­‑ee powoli zaczyna wpuszczać do swojego smutnego życia trochę kolorów. Zaczyna patrzeć na rzeczy z innego punkty widzenia. Dostrzega, że są tez inne osoby, które potrzebują jej pomocy...

   Chciałabym tutaj zaznaczyć, iż nie ma tu rozwiązań nierealnych lub taniego romansu. Manhwa jest trzymana w dość prawdziwych i realistycznych klimatach. Ważną role odgrywa też Na Il-Deung, bogaty i bardzo mądry kolega z klasy głównej bohaterki. Chłopak zarówno zaintrygowany, jak i zazdrosny o Yoon Ah­‑ee bardzo się zmieni w trakcie fabuły.

   Autor idealnie stworzył charaktery postaci manhwy. Nie mówię tutaj tylko o głównych bohaterach a o wszystkich pozostałych. Nie ma tutaj złych lub dobrych. HA II-Kwon bawi się emocjami zarówno postaci, jak i naszymi. Idealnie pokazuje, co może zrobić z człowiekiem nieporozumienie lub schematy nałożone przez społeczeństwo. Możemy zobaczyć, jak rodzi się złość, jak powoli dojrzewa i na końcu wybucha.


   To co dopełnia manhwę to rysunki. Autor ma naprawdę dużą wyobraźnię. Ścieżka graficzna tytułu jest składanką rożnych obrazków, rysunków czy kolorów. Na początku może się wydawać, iż są one połączone w chaotyczny i przypadkowy sposób, ale tak nie jest. Rysunki są przeważnie czarno-białe w rożnych odcieniach, aczkolwiek w niektórych, przemyślanych momentach są albo całkowicie kolorowe albo tylko częściowo. Postacie są narysowane w prosty sposób, czasami jednak nieproporcjonalne. Autor dość często używa zdjęć lub geometrycznych figur. Efekt finałowy jest wręcz kuriozalny!

.

   Manhwa nie jest jednoznaczna. Sami decydujemy jacy są bohaterowie poprzez naszą interpretacje. Autor nie podaje nam wszystkich informacji na tacy. Tutaj wszystko ma podwójne znaczenie i nie jest tym na co wygląda. Idealnym przykładem jest głowa Na Il-Deung'a, która przypomina wielki balon.

   Annarasumanara jest niebanalną i naprawdę godną polecenia manhwą. Opowiada o wchodzeniu w dorosłe życie i o szukaniu swojego miejsca na świecie. Polecam tą pozycje naprawdę każdemu, ale w wyjątkowy sposób może się spodobać młodym osobom :)







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...