wtorek, 30 czerwca 2015

Liebster Blog Award w wydaniu Sasy

Witaj Drogi Czytelniku!

Tym razem czeka Ciebie coś zupełnie innego i nowego niż typowa recenzja lub porównanie wydań. Nie martw się! Nie mam zamiaru przenieść Ciebie na ciemną stronę mocy. (Na razie) :P

Otóż od pewnego czasu stało się popularne branie udziału w Liebster Blog Award, czyli w wyróżnieniu pomiędzy blogerami.  Uważam, iż jest to ciekawa akcja, która pozwala nam wszystkim poznać siebie z troszke innej strony.

Bardzo się cieszę, że sama zostałam zaproszona do zabawy przez Kagusie z MANGArnii . Dziękuję!

Krótko o regułach dla tych, co pierwszy raz spotykają się z tą akcją:

Wyróżnienie Liebster Blog Award otrzymywane jest od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawane dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów. Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 10 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 10 osób ( informuje je o tym wyróżnieniu ) i zadaje 10 pytań. Nie można nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie
 No to zaczynamy:

1. Jak długo blogujesz? Co skłoniło Cię do założenia bloga?

Tak się złożyło, że "manga, manhua czy manhwa, czyli czytając inaczej..." piszę już od roku i około dwóch miesięcy. Ale ten czas szybko mija! Jestem z siebie dumna, iż udało mi się "przetrwać" ten rok stukając w miarę regularnie w klawiaturę i publikując różne posty. Cieszę się, że mój internetowy kącik podoba się innym i jak to się mówi, niektórzy"zostają tu na dłużej". Daje mi to taką malutką osobistą satysfakcje :)
Obserwując polską blogosferę mangową zauważyłam, że mało jest blogów, które recenzują także tytuły nie wydane w Polsce. Ten brak był dla mnie tak bardzo odczuwalny,  gdyż sama czytam mangi zarówno zlicencjowane, jak i te tłumaczone przez grupy scanlatorskie w internecie. Jestem zdania, że dopiero czytając wiele różnych mang jest się w stanie docenić tzw. "perełki" gatunku. Zdecydowałam się założyć ten blog, aby przedstawić także innym różne i ciekawe, według mnie, tytuły i po prostu powymieniać się opiniami. Gdyż fakt,  iż wydawnictwom owa manga się nie spodobała, bądź nie widzą wielkiego zysku w wydaniu jej, nie znaczy, że komiks nie jest warty uwagi.


2. Najcenniejsza zdobycz w Twojej kolekcji (mangowej, książkowej, gadżetowej)?

Trochę trudno odpowiedzieć mi na to pytanie, bo każda moja zdobycz z mojej małej kolekcji jest dla mnie cenna.  Niemniej jeśli miałabym wybrać mangę, którą szukałam baaardzo długo byłaby to na pewno My Girl autorstwa Sahara Mizu. Bardzo bliskie mojemu sercu są mangi tej autorki i z tego również powodu ubolewam, że tak mało jest na naszym europejskim rynku jej publikacji. Z wszystkich dostępnych jej mang miałam największy problem ze zdobyciem włoskiej edycji My Girl. Po ponad roku poszukiwań i przeglądaniu ofert znalazłam wszystkie tomy oprócz pierwszego, który został już całkowicie wysprzedany, a obecni posiadacze tomiku nie mają ochoty odsprzedania go.

Źródło
Jeśli chodzi z kolei o książkę to moją najcenniejszą zdobyczą jest zdecydowanie trylogia Mrocznych Materii Philipa Pullmana. Pierwsza część trylogii nazywa się Złoty kompas i powstał nawet film na jej podstawie. Fabuła książek wciągnęła mnie od pierwszych stron z powodu swojej unikalności. Nawet idee autora na temat Boga nie odstraszyły mnie od czytania. Jak było np. w przypadku Dziewczyny ognia i cierni- pomimo ciekawego miejsca w którym toczyła się akcja i inteligentnej bohaterki, czytanie tej książki było dla mnie bardzo ciężkie właśnie z powodu religijnego wątku.

Jeśli chodzi o gadżet to niezaprzeczalnie jest to wersja DVD Księżniczki Mononoke wyreżyserowanej przez Hayao Miyazakiego. Nawet jeśli płyta DVD nie jest takim typowym gadżetem.  Księżniczka  była moim pierwszym anime i pierwszym filmem ze Studia Ghibli. Zdaję sobie sprawę, że Księżniczka  posiada kilka niedopracowań i nie jest najlepszym filmem zrobionym przez japońskie studio. Ja wielbię ten film absolutnie subiektywnie i na pewno moja wersja DVD (której uparcie długo szukałam) będzie ze mną się przeprowadzać i wędrować po świecie.

3. Wersja papierowa czy ekranizacja?

W moim wypadku to zależy absolutnie od tytułu i od sposobu jak została zrobiona ekranizacja. Jeśli scenarzysta i reżyser mieli odpowiednie środki i mieli pomysł jak przedstawić fabułę oryginału to nie mam nic przeciwko. Jak to było np. we Władcy Pierścieni czy w pierwszym sezonie Gry o Tron (tylko pierwszym!). Z drugiej strony jestem molem książkowym i w większości wypadków wolę wersję papierową. Wydaję mi się, że jak ktoś przeczytał najpierw książkę to później trudno mu przekonać się do ekranizacji. W końcu bohaterowie czy miejsca w których dzieje się akcja w większości wypadków mogą wyglądać, a raczej wyglądają inaczej niż my to sobie wyobraziliśmy. Łatwiej jest z anime i z mangą, gdyż rysunki pozostają takie same albo przynajmniej bardzo podobne. Niemniej już od dluższego czasu jak mam do wyboru anime bądź mangę to wybieram to drugie.

 4. Gdybyś wygrała milion w totka to...?

Zwiedziłabym wiele ciekawych i tajemniczych miejsc na tym różnorodnym i gigantycznym świecie :).

 5. Ulubiona manga/anime?

Ech... to kolejny trudny orzech to zgryzienia. O ile z anime nie mam dużego problemu, bo moim ulubieńcem jest już od trzech lat Shinsekai Yori, to z mangami mam jest trudniej. Po jakże burzliwej i trudnej rozmowie z moim wewnętrznym ja, udało mi się jednak wybrać moje faworyty. Moimi ulubionymi mangami są Real, za motywacje którą mi daje ten tytuł i  Sotsugyousei jako najlepsze yaoi, które dotychczas przeczytałam. Dalej nie mogło zabraknąć mojej ulubionej manhuy i manhwy.

Chang Ge Xing, zafascynowało mnie swoją wieloznacznością i złożonością fabuły. Nie wspominając o przepięknych ilustracjach. Z kolei jeśli chodzi o manhwę, a dokładniej webcomic to Cheese in the trap jest moim faworytem. Świetnie zostało odtworzone przez autorkę społeczeństwo XXI wieku. 
Miało być tylko po jednym tytule ale niestety nie dałam rady. 


Cheese in the trap

Chang Ge Xing

Sotsugyousei

Shinsekai yori

Real
  
6. Znienawidzona postać z mangi/anime?


Nie mam takiej postaci z anime, niemniej w mandze a dokładniej w pewnej manhwie znalazł się taki gagatek. Mowa tu o Yul Lee z manhwy shoujo Goong. Oprócz bycia niezwykle irytującym i denerwującym "tym trzecim" w trójkącie romantycznym to był także strasznym... dupkiem, który jak nie mógł dostać czego chciał to bardzo złośliwie się mścił. A jako, że fabuła mangi dzieje się w rodzinie królewskiej to wszystkie podstępy i podkopy Yula były poważniejsze i niosły niebezpieczniejsze niż zwykle konsekwencje.



7. Co lubisz robić w wolnym czasie?

Czytam coś nowego i myślę nad blogiem: co można ulepszyć, dodać czy zmienić. Dodatkowo robię listę rzeczy, które fajnie byłoby zrobić. Niestety rzadko udaję mi się spełnić napisane wcześniej punkty. Muszę zdecydowanie popracować nad organizacją -_- Lubię także spędzać czas z rodziną i pogawędzić ze znajomymi. Swego czasu robiłam także bransoletki ze sznurków, ale ostatnio moja determinacja do robienia supełków osłabła.



8. Coś więcej niż manga - czytasz komiksy? Jeśli tak polecisz mi jakiś?

Niestety nie :( Moim drugim światem po mangach są książki. Mój kontakt z komiksami zakończył się dawno temu i ograniczał się tylko do tomików W.I.T.C.H.


9. Czego się boisz?

Panicznie boję się gromady stawonogów z grupy szczękoczułkowców, czyli... pajęczaków. Nawet najmniejszy pająk odejmuje mi resztki logicznego rozumowania i uciekam ile sił w nogach.  Nie przepadam także za różnymi robakami, insektami czy ogólnie owadami.
Z tego o to powodu Ran to haiiro no sekai okazało się być urzeczywistnieniem koszmarów Sasy i było gorsze niż nie jeden mangowy horror.

Kadr z mangi Ran to haiiro no sekai.

10. Ulubione słodycze?

Jakie slodkie pytanie po strasznej 9 To tak na uspokojenie? Jednakże nigdy nie przepadałam za różnymi żelkami czy herbatnikami. De facto mój żołądek jest cały zrobiony z czekolady ;)

****************************************************************************
I to był już koniec... przyznaję, że się troszkę rozpisałam aż za bardzo. Jednakże zawsze byłam osóbką dość gadatliwą a tego typu pytania sprawiają, że czuje się jak ryba w wodzie.

Do Liebster Blog Award nominuje i zachęcam do wzięcia udziału:


A o to moje pytania:

1. Co skłoniło Ciebie do założenia bloga i czy namówiłbyś innych do stworzenia swojego własnego "kącika internetowego"? 
2. Jakie było Twoje pierwsze anime/manga?
3. Jaki tytuł  poleciłabyś/poleciłbyś wszystkim? Może być zarówno manga,anime bądź książka czy film.
4. Jakie jest Twoje dotychczasowe największe osiągnięcie?
5. Opisz siebie w 5 słowach.
6. Jakie jest Twoje ulubione mityczne stworzenie?
7. Jaki tytuł który przeczytałaś/przeczytałeś bądź oglądnęłaś/oglądnąłeś był najdziwniejszy?
8. Co jest najpyszniejszą rzeczą jaka jadłeś/jadłaś dotychczas?
9.  Jaki jest najlepszy film ale nie anime?
10. W jakim mieście chciałbyś mieszkać?  

Udział w tym wszystkim jest jak najbardziej fakultatywne i tylko od was zależy czy chcecie także dodać swoje pięć groszy :)

sobota, 20 czerwca 2015

Kagen no Tsuki - wydanie Włoskie

   Już od dłuższego czasu chciałam przeczytać Kagen no Tsuki. Ta trzy tomowa manga autorstwa Ai Yazawy prześladowała mnie za każdym razem, gdy zamawiałam przez internet kontynuacje zbieranych przeze mnie serii, zarówno tych włoskich, jak i polskich. Z tego powodu byłam naprawdę szczęśliwa, kiedy udało mi się zdobyć włoskie wydanie Kagen no Tsuki. Ci, co czytają mojego bloga może pamiętają z wcześniejszych postów o tej samej tematyce, że zwykle wydania włoskie nie prezentują aż tak wysokiego poziomu, aby wzbudzać u polskiego czytelnika zachwyt. Istotnie, jak mam do wyboru polską wersję mangi i tą włoską, w 90% przypadków wybieram nasze ojczyste wydanie. Jednakże z Kagen no Tsuki postąpiłam odwrotnie, nawet jeśli za edycje w Polsce odpowiada Waneko. A dlaczego? No cóż... ale kto nie skusiłby się na wydanie deluxe, prawda? ;)

Polska okładka pierwszego tomu
   Shirashi Hotaru to dobra i pełna empatii uczennica piątej klasy podstawówki, która po przeżyciu wypadku samochodowego uzyskała dość nietypową zdolność. Otóż Hotaru jest w stanie widzieć duchy! A dokładnie tylko jednego: ducha pięknej, zagubionej i bardzo smutnej Ewy, która wręcz desperacko chce odnaleźć swojego ukochanego Adama. Co jest jednak dla niej niemożliwe, gdyż straciła całą swoją pamięć i  nie może wyjść ze starego domu w którym się obudziła jako duch. Żeby pomóc nowo poznanej dziewczynie, mała Hotaru decyduje się odnaleźć Adama. W tej przygodzie będzie mogła liczyć na trójkę swoich kolegów z klasy: mądrej i rozsądnej Sae, troszeczkę chłodnego Miury i najbardziej dziecinnego z grupy, ale równie sympatycznego, Tetsu. Czwórka młodych detektywów zrobi wszystko, aby rozwiązać tajemniczą historie dwóch kochanków, która ma miejsce na granicy pomiędzy rzeczywistością a snem. 

   Z mojej strony mogę powiedzieć, że manga pozytywnie mnie zaskoczyła i miło spędziłam czas
Japońska okładka pierwszego tomu
czytając ją. Ba! Czytałam do późna w nocy, aby wreszcie odkryć prawdę. Wybór głównych bohaterów jako uczniów podstawówki był bardzo dobrą decyzją. Gdyż kto mógłby uwierzyć w istnienie ducha i pomoc mu, jak nie bezinteresowne, wrażliwe i ufne dzieci? Dodatkowo wnioski, które uzyskują są jak najbardziej logiczne i sensowne a nie wymyślone niczym z kosmosu. 
Kagen no Tsuki jest magiczną i bardzo wciągającą historią, która nie ogranicza się tylko do uczuć czy emocji głównych bohaterów i pary tajemniczych kochanków. To prawda, że uczucia Adama i Ewy napędzają fabułę, ale warto pamiętać o równie ważnym wątku "detektywistycznym". 

   Manga ta nie jest  tak dojrzała jak najbardziej rozpoznawalne mangi Ai Yazawy (Nana, Paradise Kiss), jednakże dzięki dobrze przemyślanej i (powtórzę jeszcze raz) magicznej, bądź nawet bajecznej fabule nie jest od nich gorsza. 


   Przechodzimy teraz do posiadanego przeze mnie włoskiego wydania deluxe. Manga została przetłumaczona i brzmi Ultimi raggi di luna z pod tytułem Last Quarter, co po polsku oznacza:
"Ostatnie promienie księżyca". W nowej edycji zamiast trzech oryginalnych tomów, mamy tylko dwa  z twarda okładką i błyszczącą obwolutą (z powodu tego błysku pierwsze zdjęcie nie należy do tych wyraźnych). Każdy z tomów ma około 276 stron, które są bialutkie. Co ciekawe oba rysunki na obwolutach przedstawiają ten sam dom, niemniej w pierwszym tomie dom jest zadbany, z kolei w drugim cała posesja jest zaniedbana, wręcz w ruinie. Różni się także przewodnia kolorystyka i faza księżyca. 


   Bardzo podoba mi się również gradualna zmiana kolorów, która jest bardzo płynna i w rzeczywistości wygląda jeszcze lepiej. Według mnie bardzo trafnie odwzorowuje nieodmienną tajemniczą i magiczną atmosferę panującą w trakcie czytania.


 Kolorystyka z pierwszego tomu "przechodzi" na drugim tom podkreślając ciągłość fabuły.



Patrząc na lewe skrzydełko drugiego tomu można zauważyć, że ma taki sam odcień jak prawe skrzydełko pierwszego tomu.

Tomy bez obwoluty:


Po lewej pierwszy tom- po prawej drugi tom.


Po lewej pierwszy tom- po prawej drugi tom.
   Okładki prawie niczym się nie różnią, gdyby nie fakt, iż ogrodzenie w drugim tomie popada w ruinę. Tak samo jak działo się z całym domem na drugiej obwolucie.

A tak prezentują się grzbiety tomów:


Przy nazwie wydawnictwa utrzymywany jest jeszcze kolor przewodni, z kolei idąc im "wyżej" tym kolor zmienia się w czerń.



   Jeśli chodzi o wielkość to tomiki mają wymiary 13x18,8 cm. Jak widać na zdjęciu Ultimi raggi di luna znajdują się pomiędzy Opowieść Panny Młodej (Studio JG) i Walkin' Butterfly (Taiga). Format ten jak najbardziej pasuje do serii. Nie trzeba nadwyrężać wzroku, aby przeczytać tekst, którego swoją drogą jest niemało. Tomy bardzo wygodnie i poręcznie trzyma się w rekach. Dodatkowo całość została porządnie sklejona i nie trzeba się bać, że jakaś strona przez przypadek wyleci.

A o to przykładowe strony:



Nawet taka mała onomatopeja nie została przetłumaczona.


W pierwszym tomie niektóre strony prześwitują.
   Sprawdziłam inne moje mangi tego wydawnictwa i zauważyłam, że Planet Manga (jedno z czołowych wydawnictw mangowych we Włoszech) nie tłumaczy żadnych onomatopei. Nie zależnie od gatunku mangi, czy ceny tomiku. Tzn. japońskie onomatopeje znajdziemy zarówno w mandze za 4.30 euro, którą możemy kupić w kiosku,  jak i w mandze za 9,50 euro, którą możemy kupić tylko w sklepach komiksowych. Co ciekawe przy tych najróżniejszych japońskich dźwiękach, zawsze znajduje się tłumaczenie. Jednak nie włoskie, a angielskie.

   Każdy tomik posiada także osiem kolorowych ilustracji; cztery na początku woluminu i cztery na końcu. Zostały one wydrukowane na tym samym papierze co pozostałe strony, tzn bialutki i nie kredowy (tak, tak moja wiedza na temat papieru ogranicza się do kredowego i do tego który nie jest kredowy).

O to niektóre z kolorowych stron:

(nie publikuje zdjęć wszystkich ilustracji, gdyż niektóre mogłyby okazać się dość dużym spoilerem dla tych co nie czytali mangi)








   Podsumowując jestem jak najbardziej zadowolona z zakupu tego wydania. Oczywiście są pewne mankamenty, które wymieniłam, jednak są one tak małe, że nie przeszkadzają w lekturze i nie ujmują znacząco prezentowanej mandze. Tomiki na pewno będą się ładnie prezentować na półce (jak sobie wreszcie jakąś nową wykombinuje).

   Zdaję sobie sprawę, że najpewniej nikt z czytających mojego bloga języka włoskiego nie zna. Stąd stratą pieniędzy byłoby kupowanie jakiejkolwiek mangi po włosku. Niemniej ten post, jak i inne podobne wcześniejsze, uważam za ciekawe urozmaicenie pomiędzy recenzjami. Najpewniej piszę teraz przez pryzmat własnych upodobań, gdyż sama bardzo lubię porównywać okładki czy też wydania z różnych państw. Ale kto wie, może nie jestem w tym sama ;)

Do następnego postu!

niedziela, 7 czerwca 2015

Gisèle Alain - recenzja

   Gisèle Alain, manga o jakże niejapońskim tytule!, jest publikowana od 2011r w magazynie Harta
(Opowieść Panny Młodej, Shirley, Ran to Haiiro no Sekai). Ten ledwo czterotomowy komiks jest tworzony przez Kasai Sui. Autorka na pewno nie odstaje pięknym i dokładnym stylem rysunków od Kaoru Mori bądź Aki Irie. Ale jak wygląda sytuacja pod względem fabuły?

   Główną bohaterką jest tytułowa Gisele Alain, młodziutka i niepełnoletnia arystokratka, którą poznajemy jako nową właścicielkę starej kamienicy w XVIII wiecznej Francji. Administracja tego budynku nie jest jednak jedynym zajęciem Gisele; jej wymarzona praca to bycie złotą rączką, a dokładniej majstrem od wszystkiego. Trzeba wyczyścić zapuszczony dom? Nie ma sprawy, Gisele z mopami gotowa do ataku na kurz. Zgubił Ci się kot? Dziewczyna już biegnie go szukać! Trzeba rozkręcić słaby interes? Panna Alain już eksperymentuje różne chwyty marketingowe. A może trzeba zorganizować dyskretną ucieczkę? Czy wspominałam już  o tym, że pewien bezdomny chłopiec uniemożliwia zbudowanie nowego budynku na miejscu parku? Tymi wszystkimi jak i innymi sprawami z wielką chęcią zajmie się główna bohaterka.

   Całe swoje życie spędziła zamknięta w społeczeństwie pełnych sztywnych reguł etykiety czy nauki - teraz czas samemu przeżyć to o czym się tyle czytało i poznać trochę ten duży świat. Z takim o to celem Gisele podejmuje się codziennie nowych i różnych zleceń. Są to zadania złożone zarówno przez arystokrację, klasę średnią czy nawet tą mało uprzywilejowaną. Z pomocą w rozwiązywaniu niektórych problemów, czy też zagadek przyjdą mieszkańcy kamienicy. A dokładniej poczciwa staruszka, mała dziewczynka wraz ze swoim zapracowanym tatą, młody ciężko pracujący jeszcze nie doceniony pisarz i  atrakcyjna kobieta pracująca jako tancerka w małym kabarecie. W tym gronie na pewno nie ma liczyć na nudę! Każdy z charyzmatycznych i sympatycznych bohaterów zawsze musi dorzucić swoje trzy grosze. Bo jak można zostawić samą, naiwną i żyjącą według swoich wyidealizowanych i często nieprawdziwych wyobrażeń trzynastolatkę?

   Jak można wywnioskować z samego opisu, zamiarem Kasai Sui było stworzenie mangi na podstawie różnych, w gruncie niezależnych historii posiadających jako punkt zaczepienia postać Gisele. Decyzja ta otworzyła autorce wiele możliwości, jeśli chodzi o użyte gatunki. Powaga wydarzeń może się bezproblemowo zmieniać co historie, tak samo jak bohaterowie i relacje ich łączące. Ten szczegół daje duże pole do popisu autorce, bo ją nie ogranicza.

   Efekt końcowy jest jak najbardziej satysfakcjonujący, dopóki traktujemy mangę jako krótką i przyjemną lekturę, która jest czytana od czasu do czasu. Autorka stara się tworzyć epizody różnorodne, aby czytelnik nie znudził się czytając całość bez przerwy, wplatając dodatkowo watki, które rozwiązują się z biegiem fabuły.

   Reasumując otrzymaliśmy prostą i niewiążącą historię, która jednak momentami potrafi chwycić czytelnika za serducho. Zwłaszcza kiedy zostaje przedstawiona przeszłość głównej bohaterki. Wczesne dzieciństwo Gisele nie należało do najmilszych, między innymi z powodu braku akceptacji ze strony własnego ojca. Wątek ten był już tak wielokrotnie powtarzany, że w pewnym momencie czytelnik nie może się powstrzymać, aby nie wznieść rąk do góry w geście desperacji. No bo ile można o tym samym? Niemniej w tym wypadku Kasai Sui wychodzi triumfująco. Jest w stanie wzbudzić ponownie w czytelniku prawdziwą empatię, która gdzieś się zgubiła po przeczytaniu po raz setny tego samego.

   Niezaprzeczalnym atutem jest tu narracja mangaki; dokładne i odpowiednie rysunki bardzo dobrze dopasowują się do danej sytuacji i potęgują jej znaczenie.




   Tym co wyszło słabiej autorce jest charakteryzacja głównej bohaterki. Powiem wprost - Gisele można albo kochać albo nienawidzić. Dziewczyna jest uparta i święcie przekonana o słuszności swojego postępowania. Rzadko słucha porad starszych przyjaciół i woli samodzielnie podejmować decyzje. Z jednej strony jej niezależność jest godna pochwały, z drugiej jednak strony granica między nonszalancją momentami jest naprawdę cienka. Nie wspominając o tym, że czasami dość łatwo daje się zmanipulować przez mało znane jej osoby i nie uczy się na błędach. W zachowaniu Gisele momentami brakowało mi stabilności. Odniosłam wrażenie, jakby sama autorka nie wiedziała do końca jaka powinna być postawa protagonistki. Czy ma być ona sprytną młodą kobietą,  która umie zmieniać ludzi w swoje własne marionetki, czy może przemądrzałą i irytującą małolatą?



   Rysunki Kasai Sui są z kolei kolejnym plusem dla mangi. Piękne i szczegółowe kadry towarzyszą nam cały czas w trakcie lektury. Umieszczając akcje w XVIII wiecznej Francji mangaka podniosła sobie wysoko poprzeczkę, gdyż cały świat musi wyglądać na daną epokę i... tak wygląda. Autorka rysuje ulice, domy, ogrody, miasta, pokoje i ubrania w tak ładny sposób, że to czysty miód dla oczu. Styl Kasai Sui jest udanym połączeniem stylu dobrze znanej Kaoru Mori (KLIK) z rysunkami Aki Irie (KLIK). Trudno byłoby sobie wyobrazić bardziej pasujący mix.

   Jak już mówimy o Kaoru Mori, czyli autorce Opowieści Panny Młodej i Emmy, czy jej twórczość można porównać do Gisèle Alain? Absolutnie tak. Niemniej niekoniecznie z dwoma wyżej wymienionymi tytułami. Losy Gisele przypominają mi perypetie pewnej młodziutkiej pokojówki z epoki edwardiańskiej (kolejna epoka po tej wiktoriańskiej). Mowa tu oczywiście o Shirley; krótkiej mandze, która przedstawia codzienne życie Cranry Bennett - właścicielki kawiarni, i jej trzynastoletniej pokojówki, Shirley. Obie mangi nie mają jakiegoś dobrze wyznaczonego motywu przewodniego, a wręcz przeciwnie, bazują się na niezależnych historiach w co nowy rozdział. Oba tytuły są również przyjemnymi okruchami życia. Różnica fundamentalna tkwi jednak w postawie głównych bohaterek (warto zauważyć, że ich imiona dają tytuł mang); Shirley jest uczciwą, grzeczną i cichą dziewczynką, zachowanie Gisele jest z kolei całkowicie odwrotne. Pomimo swojego momentami niekonsekwentnego zachowania  jest postacią o wiele ciekawszą niż angielska pokojówka i ma o wiele więcej do zaoferowania czytelnikowi. Inne są też historie przedstawiane w mangach; opowieści w Shirley ograniczają się do codziennych perypetii głównych bohaterek i spełniają role prywatnego raju autorki. Co to znaczy? Otóż jeśli Kaoru Mori ma ochotę narysować porcelanową lalkę. To co robi? Tworzy nowy rozdział Shirley! Ma chęć na narysowanie pięknej kobiety, która tańczy? Rysuje nowy rozdział Shirley! Itd, itd... Według mnie manga ta tworzy swego rodzaju przerywnik dla autorki pomiędzy tworzeniem Opowieści Panny Młodej a wcześniej także Emmy. Z tego również powodu nowe rozdziały okazują się bardzo nieregularnie, a dokładniej nikt nie wie kiedy. Historie Kasai Sui są z kolei bardziej rozbudowane i różnorodne, co czyni mangę po prostu ciekawszą. Summa summarum uważam, że losy młodej Shirley spodobają się głównie fanom autorki a dla pozostałych mogą służyć jako poznanie stylu mangaki przed kupnem któreś z jej serii. Przeciwnie zaś ma się sprawa z Gisèle Alain, manga ta ma o wiele więcej do zaoferowania i moim osobistym zdaniem wygrywa z Shirley.


   Podsumowując, losy Gisele spodobają się przede wszystkim fanom okruchów życia i prostych ciepłych historii. Nawet, jeśli niektóre rozdziały są przewidywalne i banalne, to i tak prowokują uśmiech na twarzy czytelnika, sprawiając, że czas spędzony na lekturze nie jest stracony.
Polecam! :)





****************************************************************************
Po raz kolejny byłam długo nieobecna i to bez uprzedzenia. Mogę się tłumaczyć szkołą i innymi obowiązkami, ale masa jest blogerów, którzy mają bogate życie prywatne i dają rade publikować swoje posty regularnie. Jak ja im tego zazdroszczę! Niemniej w moim wypadku schylam nisko głowę w geście przeprosin i grzecznie obiecuję poprawę. Wakacje zaczęłam oficjalnie wczoraj, więc powinnam mięć więcej czasu na pisanie bloga.

Dziękuję wszystkim tym co nie zwątpili w mój internetowy kącik w trakcie mojej nieobecności :)
Do następnej recenzji! ^^
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...