Już od dłuższego czasu chciałam przeczytać Kagen no Tsuki. Ta trzy tomowa manga autorstwa Ai Yazawy prześladowała mnie za każdym razem, gdy zamawiałam przez internet kontynuacje zbieranych przeze mnie serii, zarówno tych włoskich, jak i polskich. Z tego powodu byłam naprawdę szczęśliwa, kiedy udało mi się zdobyć włoskie wydanie Kagen no Tsuki. Ci, co czytają mojego bloga może pamiętają z wcześniejszych postów o tej samej tematyce, że zwykle wydania włoskie nie prezentują aż tak wysokiego poziomu, aby wzbudzać u polskiego czytelnika zachwyt. Istotnie, jak mam do wyboru polską wersję mangi i tą włoską, w 90% przypadków wybieram nasze ojczyste wydanie. Jednakże z Kagen no Tsuki postąpiłam odwrotnie, nawet jeśli za edycje w Polsce odpowiada Waneko. A dlaczego? No cóż... ale kto nie skusiłby się na wydanie deluxe, prawda? ;)
|
Polska okładka pierwszego tomu |
Shirashi Hotaru to dobra i pełna empatii uczennica piątej klasy podstawówki, która po przeżyciu wypadku samochodowego uzyskała dość nietypową zdolność. Otóż Hotaru jest w stanie widzieć duchy! A dokładnie tylko jednego: ducha pięknej, zagubionej i bardzo smutnej Ewy, która wręcz desperacko chce odnaleźć swojego ukochanego Adama. Co jest jednak dla niej niemożliwe, gdyż straciła całą swoją pamięć i nie może wyjść ze starego domu w którym się obudziła jako duch. Żeby pomóc nowo poznanej dziewczynie, mała Hotaru decyduje się odnaleźć Adama. W tej przygodzie będzie mogła liczyć na trójkę swoich kolegów z klasy: mądrej i rozsądnej Sae, troszeczkę chłodnego Miury i najbardziej dziecinnego z grupy, ale równie sympatycznego, Tetsu. Czwórka młodych detektywów zrobi wszystko, aby rozwiązać tajemniczą historie dwóch kochanków, która ma miejsce na granicy pomiędzy rzeczywistością a snem.
Z mojej strony mogę powiedzieć, że manga pozytywnie mnie zaskoczyła i miło spędziłam czas
 |
Japońska okładka pierwszego tomu |
czytając ją. Ba! Czytałam do późna w nocy, aby wreszcie odkryć prawdę. Wybór głównych bohaterów jako uczniów podstawówki był bardzo dobrą decyzją. Gdyż kto mógłby uwierzyć w istnienie ducha i pomoc mu, jak nie bezinteresowne, wrażliwe i ufne dzieci? Dodatkowo wnioski, które uzyskują są jak najbardziej logiczne i sensowne a nie wymyślone niczym z kosmosu.
Kagen no Tsuki jest magiczną i bardzo wciągającą historią, która nie ogranicza się tylko do uczuć czy emocji głównych bohaterów i pary tajemniczych kochanków. To prawda, że uczucia Adama i Ewy napędzają fabułę, ale warto pamiętać o równie ważnym wątku "detektywistycznym".
Manga ta nie jest tak dojrzała jak najbardziej rozpoznawalne mangi Ai Yazawy (Nana, Paradise Kiss), jednakże dzięki dobrze przemyślanej i (powtórzę jeszcze raz) magicznej, bądź nawet bajecznej fabule nie jest od nich gorsza.
Przechodzimy teraz do posiadanego przeze mnie włoskiego wydania deluxe. Manga została przetłumaczona i brzmi Ultimi raggi di luna z pod tytułem Last Quarter, co po polsku oznacza:
"Ostatnie promienie księżyca". W nowej edycji zamiast trzech oryginalnych tomów, mamy tylko dwa z twarda okładką i błyszczącą obwolutą (z powodu tego błysku pierwsze zdjęcie nie należy do tych wyraźnych). Każdy z tomów ma około 276 stron, które są bialutkie. Co ciekawe oba rysunki na obwolutach przedstawiają ten sam dom, niemniej w pierwszym tomie dom jest zadbany, z kolei w drugim cała posesja jest zaniedbana, wręcz w ruinie. Różni się także przewodnia kolorystyka i faza księżyca.
Bardzo podoba mi się również gradualna zmiana kolorów, która jest bardzo płynna i w rzeczywistości wygląda jeszcze lepiej. Według mnie bardzo trafnie odwzorowuje nieodmienną tajemniczą i magiczną atmosferę panującą w trakcie czytania.
Kolorystyka z pierwszego tomu "przechodzi" na drugim tom podkreślając ciągłość fabuły.
Patrząc na lewe skrzydełko drugiego tomu można zauważyć, że ma taki sam odcień jak prawe skrzydełko pierwszego tomu.
Tomy bez obwoluty:
 |
Po lewej pierwszy tom- po prawej drugi tom. |
 |
Po lewej pierwszy tom- po prawej drugi tom. |
Okładki prawie niczym się nie różnią, gdyby nie fakt, iż ogrodzenie w drugim tomie popada w ruinę. Tak samo jak działo się z całym domem na drugiej obwolucie.
A tak prezentują się grzbiety tomów:
Przy nazwie wydawnictwa utrzymywany jest jeszcze kolor przewodni, z kolei idąc im "wyżej" tym kolor zmienia się w czerń.
Jeśli chodzi o wielkość to tomiki mają wymiary
13x18,8 cm. Jak widać na zdjęciu Ultimi raggi di luna znajdują się pomiędzy Opowieść Panny Młodej (Studio JG) i Walkin' Butterfly (Taiga).
Format ten jak najbardziej pasuje do serii. Nie trzeba nadwyrężać
wzroku, aby przeczytać tekst, którego swoją drogą jest niemało. Tomy
bardzo wygodnie i poręcznie trzyma się w rekach. Dodatkowo całość
została porządnie sklejona i nie trzeba się bać, że jakaś strona przez
przypadek wyleci.
A o to przykładowe strony:
 |
Nawet taka mała onomatopeja nie została przetłumaczona. |
 |
W pierwszym tomie niektóre strony prześwitują. |
Sprawdziłam inne moje mangi tego wydawnictwa i zauważyłam, że Planet Manga (jedno z czołowych wydawnictw mangowych we Włoszech) nie tłumaczy żadnych onomatopei. Nie zależnie od gatunku mangi, czy ceny tomiku. Tzn. japońskie onomatopeje znajdziemy zarówno w mandze za 4.30 euro, którą możemy kupić w kiosku, jak i w mandze za 9,50 euro, którą możemy kupić tylko w sklepach komiksowych. Co ciekawe przy tych najróżniejszych japońskich dźwiękach, zawsze znajduje się tłumaczenie. Jednak nie włoskie, a angielskie.
Każdy tomik posiada także osiem kolorowych ilustracji; cztery na początku woluminu i cztery na końcu. Zostały one wydrukowane na tym samym papierze co pozostałe strony, tzn bialutki i nie kredowy (tak, tak moja wiedza na temat papieru ogranicza się do kredowego i do tego który nie jest kredowy).
O to niektóre z kolorowych stron:
(nie publikuje zdjęć wszystkich ilustracji, gdyż niektóre mogłyby okazać się dość dużym spoilerem dla tych co nie czytali mangi)
Podsumowując jestem jak najbardziej zadowolona z zakupu tego wydania. Oczywiście są pewne mankamenty, które wymieniłam, jednak są one tak małe, że nie przeszkadzają w lekturze i nie ujmują znacząco prezentowanej mandze. Tomiki na pewno będą się ładnie prezentować na półce (jak sobie wreszcie jakąś nową wykombinuje).
Zdaję sobie sprawę, że najpewniej nikt z czytających mojego bloga języka włoskiego nie zna. Stąd stratą pieniędzy byłoby kupowanie jakiejkolwiek mangi po włosku. Niemniej ten post, jak i inne podobne wcześniejsze, uważam za ciekawe urozmaicenie pomiędzy recenzjami. Najpewniej piszę teraz przez pryzmat własnych upodobań, gdyż sama bardzo lubię porównywać okładki czy też wydania z różnych państw. Ale kto wie, może nie jestem w tym sama ;)
Do następnego postu!