sobota, 7 czerwca 2014

Sangatsu no Lion - recenzja


   Napisanie satysfakcjonującej recenzji tego tytułu nie było dla mnie łatwe. O nowej mandze Chica Umino słyszałam wiele pozytywnych opinii od osób z rożnymi upodobaniami gatunkowymi. Stąd zdecydowałam się osobiście zapoznać z tym tytułem i, szczerze powiedziawszy, mam dość mieszane uczucia. Nowa manga autorki Honey and Clover ma już ponad 9 tomów i została wyróżniona przez rożne przedsięwzięcia jak między innymi : Tezuka Osamu Cultural Prize czy Manga Taishō. Sangatsu no Lion jest sportowym seinenem i jednym z nielicznych, gdzie bohaterowie stoją na równi z sportem.
Recenzja będzie na podstawie pierwszych 4 tomów i w przyszłości może ulec pewnym zmianą.


   Rei Kiriyama jest cichym i aspołecznym uczniem liceum, do którego z resztą nie chodzi. Pomimo swojego młodego wieku jest już profesjonalnym i zarabiającym graczem shogi (japońskie szachy). Całe życie głównego bohatera kręci się wokół gry, oprócz niej nie ma nic. Z powodu smutnego dotychczasowego życia, Rei jest zakompleksiony. Czuje się gorszy od innych i odczuwa wielka samotność. Dzięki pewnemu wydarzeniu, bohater poznaje trzy miłe i sympatyczne siostry : dorosłą i wielkoduszną Akari, gimnazjalistkę Hinate i małą słodką dziewczynkę Momo. Dzięki nim i ciepłej rodzinnej atmosferze w ich małym, starym i skromnym domku, Rei zacznie się powoli otwierać na świat i na rożnych ludzi. Nie można zapomnieć roli przeciwników sportowych bohatera, którzy nie są tylko bezbarwnymi pionkami, ale ludźmi niosącym swoje wygrane i porażki nie tylko sportowe, ale także życiowe. Postacie są proste, ale pasujące do melancholijnego nastroju mangi.

   Nie da się powiedzieć niczego innego o fabule, bo ona sama rozwija się w wolny i przemyślany sposób. Główną role ma tu panujący słodko-gorzki klimat, rozwój wewnętrzny Rei'a i towarzyszące przy tym dialogi, które zachęcają do refleksji.

   Tym co utrudnia lekturę to shogi. Pomimo ważnej roli  bohaterów, gra również jest tu obecna i to w wielu miejscach (w końcu to seinen sportowy). Pomimo wytłumaczenia reguł przez mangake, gra pozostaje obca dla wschodniego czytelnika. Posunięcia typu +Rx9a, G4g-4h, itd, nic mi nie mówią i się po prostu gubię. A jako konsekwencja nie jestem wstanie w pełni wczuć się w grę i ją zrozumieć. W Chihayafuru nie miałam  problemu ze zrozumieniem zasad karuty, ale może po prostu shogi jest trudniejsze.



   Styl Chiki Umino jest oryginalny, rozpoznawalny i bardzo dopracowany. Nie znajdziemy tutaj wolnych paneli, powiedziałabym nawet, że ich dostępne miejsce jest wykorzystane do granic możliwości. Proste tło nie rzuca się w oczy dzięki szczegółowym i wręcz napaćkanym pierwszym planie.

   Pomimo tych wszystkich aspektów, które sprawiają, że manga w lekki sposób opowiada o najnormalniejszym życiu i o problemach, które spotykają nas wszystkich, Sangatsu no Lion mnie nie wciągnęło i nie wzbudziło we mnie pożądanych emocji. Nie było porywu. Chciałabym zaznaczyć, iż bardzo lubię mangi w tych klimatach i zwłaszcza z tego powodu jest mi przykro. Może z biegiem czasu manga zyska więcej w moich oczach. Bardzo możliwe, że wydanie włoskie wpłynęło na moją opinie, chodzi o źle dobraną czcionkę w niektórych momentach, która utrudniała lekturę.

   To co muszę przyznać tej pozycji, to to, iż czytając Sangatsu no Lion kolejny raz,  zwraca się uwagę na inne aspekty, które sprawiają, że pozycje traktujemy za każdym razem inaczej. Uważam to za bardzo pozytywny aspekt. 

   Polecam mangę wszystkim niezależnie od wieku czy płci. Nawet jeśli w tagach jest seinen ja uważam, iż  Sangatsu no Lion spodoba się również fanom josei.




5 komentarzy:

  1. Mam straszny problem tak ogólnie z Twoimi recenzjami – podobają mi się, treściwe, ale jednocześnie jakieś takie krótkie i mało ,,wgłębiające" się. Czuję się złym hejterem.
    Btw, przeczytałam Subarashii Sekai, niezbyt mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno odpisuję, ale miałam trochę zajęć, zbliża się koniec roku :)

      Wiesz, ciągle się rozkręcam i rozwijam w kwestii prowadzenia bloga. Sama do końca nie wiem jeszcze, co i w jaki sposób będę tu przedstawiać.

      Moim zamiarem było (i póki co jest jeszcze ;)) recenzowanie mang bez podawania szczegółów dotyczących fabuły jak i wyglądu wydanej mangi (np.szaty graficznej okładki). Chodziło mi o to, aby każdy kogo zainteresuje jakaś manga miał możliwość odebrania jej w indywidualny sposób. Dotyczy to ludzi, którzy jeszcze nie zapoznali się z daną pozycją. Uważam, że dla kogoś kto nie zna danej mangi, nie byłoby frajdą przeczytanie wszystkiego, co się wydarzy w danym tytule.

      Oczywiście nie oznacza to jednak, że nie chce wymieniać się wrażeniami nt danej mangi z kimś, kto już ją przeczytał.

      Zdaję sobie jednak sprawę, iż w moich recenzjach może brakować tzw.pazura. Ale szukam swojego stylu i cieszę się z każdej sugestii. :)

      Na chwile obecną prowadzenie bloga w takiej postaci sprawia mi radość i cieszę się, że dla kogoś jest on użyteczny :)

      Subarashii Sekai spodobało mi się głównie za klimaty surrealistyczne i za indywidualną interpretacje poszczególnych historii. Oczywiście są te gorze i lepsze, ale całość naprawdę mi się spodobała, co jest moim własnym zdaniem :)

      Usuń
    2. To chyba ja piszę jakoś ułomnie, bo nie wdaję się w szczegóły fabuły i nie opisuję wydania, a recenzje mi wychodzą tak trzy razy dłuższe. Może to choroba nieustającej ględy? D: Nie mówię, że masz spoilerować i pisać dokładne streszczenia, nie, nie. Nie wiem, czy recenzje powinny mieć pazura, bardziej powinny w miarę obiektywnie przedstawiać dany tytuł, lepiej nie szukaj tego pazura, bo Twoje recenzje są pod tym względem dobre. Przynajmniej ja tak uważam, a nie jestem specjalistą w tej dziedzinie :)

      Subarashii Sekai miało kilka fajnych momentów, ale historie były zbyt podobne do siebie – oczywiście, jakieś cechy wspólne powinny mieć, ale tutaj jakoś źle to wszystko poszło. Nie podobało mi się to, że większośc bohaterów przyjmowała podobne postawy życiowe i miała podobne problemy. Wszyscy nic nie robią, a jednak jakoś żyją. Ostatnio przeczytałam jednak uroczą mangę o gondolierkach pracujących na wodnej planecie i zatarłam złe myśli pozostałe po Subarashii Sekai. Może to nie dla mnie było.

      Usuń
  2. Motyw sportowy często się ostatnio pojawia. Tak właśnie czekałam jak wtrącisz coś o Chihayafuru, bo trochę mi tym zajeżdżało :D
    Fabuła jest oryginalna, ale nie porywa opisem (choć Chihaya też mnie nie ciągnęła). Lubię Honey&Clover, ale trzeba przyznać, że ma specyficzny klimat, kontrowersyjny - podobnie spodziewam się i przy tym tytule. Obawiam się, że manga jest nieco przegadana lub z długimi pauzami na pokazanie pojedynków... Raczej nie sięgnę, choć nie warto od razu skreślać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również Ciebie przepraszam, że tak późno odpisuję, ale szkoła to szkoła :)
      Dzięki bogu, w Sangatsu walki nie zajmują rozdziałów (jak to jest w Chihayafuru). Są jednak nudniejsze. Perypetie Chihayi, Taichiego i reszty ich przyjaciół, czyta się płynniej niż te przedstawione w tej mandze ;)
      Honey and Clover widziałam oba sezony anime. Drażnił mnie trochę charakter i wygląd Hagumi - dziwnie się śledziło losy studentki, która wyglądała jak mała dziewczynka... Pomimo tego, pozycja na pewno się wyróżnia na tle innych, również przez ten specyficzny klimat o którym pisałaś wyżej :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...