Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 listopada 2017

Kigurumi Boueitai - recenzja

Życie fana jest trudne. Bardzo trudne. Niewyobrażalnymi torturami jest czekanie na najnowszy odcinek/rozdział ulubionej serii. Nie wspominając już o rozrywającym bólu, kiedy dowiadujesz się, że nie będzie kontynuacji. Nie mają lekko też ci, co nie wiedzą czy wyjdzie następna część czy nie. Niekiedy autorzy to takie wredne istoty...
Dobrą częstotliwością publikowania nowych rozdziałów nie może się pochwalić np. Hoshino Lily. Ciągle nie mogę wybaczyć jej wstrzymania Yumemiru Koto. Lalka voodoo jest tu koniecznością. Naprawdę. Ta manga miała taki potencjał! Z kolei dwie ciągle trwające mangi jej autorstwa są ukazywane w ślimaczym tempie. Takie Kigurumi Boueitai znane także pod tytułem Kigurumi Guardians od 2013r doczekało się ledwie czterech tomów. W tym zawyżona średnia długości jednego rozdziału to dwadzieścia stron. Z jednej strony szkoda, z drugiej - przynajmniej manga nie jest zawieszona. Czy warto jednak wchodzić buciorami w zupełnie nową serię o nieznanej przyszłości? Zapraszam do zapoznania się z recenzją.

To nie QQ Sweeper!
Jeśli patrząc na tę okładkę uformowałeś sobie, Drogi Czytelniku, opinie o mandze wesołej i beztroskiej, to się mylisz. Ta wielka maskotka krowy ze słodką gimnazjalistką trzymającą miotłę zaćmiła Ci umysł. To o wiele poważniejsza sprawa. A przynajmniej ma na taką wyglądać, choć nieskutecznie. 
Hakka jest zwyczajną i przeciętną czternastolatką. Uczęszcza szczęśliwa do gimnazjum, w którym może wzdychać do przystojnego przewodniczącego. Nietypowe, prawda? Wszystko się drastycznie zmienia kiedy zostaje wybrana wraz z dwójką innych uczniów na strażników, broniących świat przed złymi Marionetkami. Niezbędnymi pomocnikami nastolatków okażą się żywe i nieme maskotki wielkości dorosłych ludzi. Maskotki, profesjonalnie zwane kigurumi są istotami nie z tego świata. Mogą pokazać swoją prawdziwą formę i moc dopiero po transformacji. Bo co to by była za manga o bohaterach broniących świat bez efektownej sceny przemiany? W tym wypadku autorka wykazała się oryginalnością: kigurumi mogą zmienić się dopiero po namiętnym pocałunku z partnerem. Ha! Tego to się nie spodziewałeś! Partnerem Hakki zostaje urocza z powodu swojej złośliwości krowa o imieniu Ginger. Szkolna piękność Nobara dostaje zabawną małpę Basilico. Z kolei współpracownikiem cichego Satsuki'ego zostaje wyważony Fennel- orzeł. Warto wspomnieć, że maskotki po przemianie, są niezwykle przystojnymi mężczyznami. Cel tego wszystkiego jest szczytny, ale i niebezpieczny, gdyż za wszelką cenę trzeba uniemożliwić Marionetkom kradzież ludzkich serc.

Fabuła kręci się wokół tych trzech pozornie nietypowych par, które  jednak po ściągnięciu różowych okularów pokazują się w całej swojej klasie przeciętności i schematyczności. Główna bohaterka jest prosta, poczciwa, szlachetna i pomocna. Niestety pośród tych chwalebnych oraz pozytywnych cech nie znalazło się miejsce dla bystrości, czy choćby zalążku inteligencji. Ona jest po prostu głupiutka. Nie ma co owijać w bawełnę. Jest taka i ot co. Dziewczynka nie chce bynajmniej być dla kogoś ciężarem, nie chce także by jej bliscy narażali się w jej obronie. Z tego powodu pragnie sama się bronic chociaż za każdym razem bezmyślnie pakuje się w kłopoty. W uniwersum tej mangi Hakka jest jednak bardzo lubiana dzięki swojemu złotemu, czystemu sercu. Wzbudza ono zachwyt zarówno wśród dobrych bohaterów jak i tych złych.
Partner gimnazjalistki, czyli Ginger, na zewnątrz wydaje się być oschły i surowy. Dodatkowo ostry oraz nie wyparzony język pozwala mu być złośliwym wobec Hakki. Umyślnie się z nią droczy. W rzeczywistości wszakże zależy mu na dziewczynie i jest opiekuńczy, nawet przesadnie. Powiedzenie kto się czubi ten się lubi pasuje tu idealnie.
Z kolei Satsuki jest dojrzałym, skrytym oraz z nutką rezerwy chłopcem. Jego pomocnik jest przykładem elegancji i dobrych manier. Razem tworzą parę, która na pewno spodoba się fankom boys love.
Kończę ten spis bohaterów na Nobarze i Basilico. Dziewczyna początkowo jest arogancka, niemiła i negatywnie nastawiona do protagonistki. Pomimo posiadania cech tsundere, nie właściwym jest zmniejszać jej charakter tylko do prostej definicji. Ma predyspozycje do bycia kimś więcej. Czy to się jednak stanie? Wszystko zależy od autorki. Basilico da się opisać w kilku słowach: przystojny, szarmancki, zabawny blondyn.



Osobowości bohaterów tej mangi nie są odkrywcze, ani przesadnie głębokie. Wartości które kierują postaciami są do przesady dobre oraz bez skazy. Zalatujące troszkę rażącym w oczy banałem, by nie powiedzieć kiczem.  Autorka nie kierowała się wielokrotnie utartymi ścieżkami wyłącznie w sprawie charakteryzacji bohaterów. Kigurumi Boueitai jest bowiem mieszanką najróżniejszych schematów. Nadużywane są zwłaszcza reguły świata shoujo. Tak o to znajdzie się tu miejsce dla udawanych randek, fascynacji modą czy światem idolek. Aby nie było za mało sztampowo mangaka zdecydowała się również na dużą różnicę wieku pomiędzy bohaterami. Flirt jest wszędzie oraz we wszystkich możliwych formach. Fanki shoujo, biegnijcie!
Manga ta posiada predyspozycje do odprężającej komedii, a wraz z wieloma podzielnymi strukturami wobec wszystkiego może stanowić idealną bazę dla parodii. Szkoda jednak, że autorka nie zdecydowała się pójść ostatnią ścieżką, zwiększając przy tym kręg osób zainteresowanych. Otóż w obecnym wyglądzie Kigurumi Boueitai jest komiksem infantylnymi skierowanym do młodszego czytelnika. Świadczy o tym uproszczony na wszelkich płaszczyznach całokształt świata wykreowanego. Dojrzalszy czytelnik może odczuć niesmak z powodu niestrawnej przesady, powtórek oraz zbędnych dramatycznych scen, które tylko zawadzają i są równocześnie największym minusem serii. Autorka niepotrzebnie popada w tony poważne, chcąc przemycić zalążki jakiegoś poważniejszego problemu.

Równolegle z Kigurumi Boueitai mangaczka współtworzyła mangową wersję Mawaru Penguindrum. Mimowolnie, gdyż wątpię by zrobiła to umyślnie, Hoshino Lily stworzyła wiele graficznych i fabularnych powtórzeń MP w Kigurumi Boueitai. Banalny przykład: Stroje Marionetek są identyczne jak kostium Himari po przemianie. Problem leży w tym, że powtórnie użyte elementy nie do końca pasują do fabuły autorskiej mangi. Z tego powodu recenzowany tytuł częściej przypomina mierną kalkę swojego starszego brata niż indywidualność.


Nasze pary w pozach wiernie odzwierciedlających ich charakter.

Styl Hoshino Lily jest rozpoznawalny dzięki swojej czystej i wyraźnej kresce. Wygląd postaci jest delikatny oraz szczegółowy zaczynając od różnych strojów kończąc na bogatej mimice. Niezaprzeczalnym plusem jest fakt, iż bohaterów da się rozróżnić od początku i nie ma mowy o pomyłce. Co w shoujo jest przydatne. Z kolei tła są często puste, tylko czasami uatrakcyjnione rastrami. Ja nie mam tej kresce nic do zarzucenia - widać, że autorka ukształtowała swój sposób rysowania od dawna i czuje się w nim jak ryba w wodzie.

Koniec końców jakie jest Kigurumi Boueitai? Napiszę szczerze- doceniłam tę mangę dopiero przy bólu głowy, gdy nie mogłam skupić się na niczym innymi. Otóż dzięki sztampowej fabule nie trzeba nadwyrężać szarych komórek a otumanienie umysłu sprawiło, że nie zwracałam uwagi na zbyteczne przedramatyzowanie. Niezaprzeczalnym jest iż opowieść jest interesująca z powodu pomysłu zmiksowania wielu schematów w oryginalną całość. Ale co z tego jeśli rezultat nie jest tak zachwycających? Niestety nie da się opisać tej mangi w trzech satysfakcjonujących gatunkach: komedia, akcja i romans x3. No cóż, szkoda! Niezależnie komu  ta manga przypadnie do gustu, jedno jest pewne: nikt nie odczuje tu ani deficytu ani monotonności pocałunków.


źródło


sobota, 4 listopada 2017

Otouto no Otto - recenzja

Są takie mangi, które wypada po prostu znać. Są też takie, które wzbogacają naszą wiedzę powszechną rozszerzając przy tym nasze horyzonty. Mogą inspirować, przestrzegać przed czymś, lub po prostu uczyć. A co jeśli połączyć przyjemne z pożytecznym? Cóż, jednemu mangace się to udało. Tak o to gorąco zachęcam do zapoznania się z sympatycznymi, ale i niebanalnymi okruchami życia, które swoją codziennością pokazują akceptację homoseksualizmu poprzez osoby postronne. Tytuł bardzo ważny i, na szczęście, wykonany brawurowo. 

Yaichi jest niczym nie wyróżniającym się Japończykiem. Jego codzienność składa się z dbania o dom i wychowywania córki o imieniu Kana. Rutyna trwa w najlepsze aż do momentu przyjazdu niespodziewanego gościa - Mike'a Flanagan'a. Jakby nie wystarczającym było, iż jest Kanadyjczykiem, przyjazny olbrzym jest także mężem niedawno zmarłego brata Yaichi'ego. Mike postanowił zobaczyć na własne oczy egzotyczną Japonię, poznając przy okazji najbliższą rodzinę męża. Ta wizyta w przypadku raczej konserwatywnego głównego bohatera jest niezręcznym utrapieniem.
Otóż Mike symbolicznie jak komodor Perry, przypływa na "Czarnych Statkach" by zakończyć okres uprzedzeń Yaichi'ego i pomóc mu spojrzeć na swoje osobiste blokady z zupełnie innej strony.  Kanadyjczyk powoli burzy swoją otwartością mury zamkniętego społeczeństwa Japońskiego, jak i edukuje samego czytelnika.

Akcja całego komiksu skupia się na interakcji trzej różnych punktów widzenia, spersonifikowanych w głównym trio: Yaichi, Mike i Kana. Te postacie nie są jednak indywidualnościami. Protagoniści przedstawiają trzy inne społeczeństwa, które są  pokazywane dzięki powszechnie nawiązujących do nich atrybutów. Tak o to Mike jest nie tylko duży wszerz i wzwyrz, jest również otwarty, zabawny, tolerancyjny, sympatyczny, miły. Yaichi jest bardziej skryty, zamknięty w sobie, nieśmiały, z drugiej strony uczynny i grzeczny. Najmłodsza Kana pełni role nie tylko beztroskiego dziecka - przypadła jej ważna funkcja mediatora pomiędzy tymi "międzynarodowymi stosunkami". Jako pierwsza zauważa nierówności w traktowaniu spowodowane uprzedzeniami. Jest dzieckiem, które nie przesiąkło jeszcze całkowicie społecznymi konwenansami i nie kieruje się sztywnymi zasadami klasyfikowania ludzi. Wobec tego nie ma problemu w zrozumieniu, że dwie osoby tej samej płci także mogą wziąć ślub. Bardzo szybko staje się to dla niej czymś normalnym, naturalnym. Po prostu patrzy na ludzi poprzez ich osobowość oraz charakter.

Ojciec Kany jest bardziej złożoną postacią i to on będzie dzielił swoje przemyślenia z czytelnikiem. Początkowo Yaichi czuje się niekomfortowo z powodu wizyty Mike'a, ale podtrzymuje japońską grzeczność wobec gościa. Widać jak awersja Yaichi'ego jest niechętnie tłumiona przez konwenanse. Jednakże w rzeczywistości Japończyk traktuje szwagra na dystans. Mimowolnie odnosi się do Mike'm inaczej tylko z powodu orientacji seksualnej. Z widocznym oporem zgodził się, aby wielkolud przenocował w domu a nie w hotelu i to tylko dzięki perswazji młlej Kany. Dodatkowo po kąpieli zamiast paradować po domu tak jak zwykle w bokserkach, zdecydował się ubrać w dresy. Zrobił to nie z powodu obecności gościa, by go nie krępować; jak sam protagonista przyznał: jego pobudką była orientacja seksualna.

Co warto zauważyć autor ani nie krytykuje bezpośrednio zachowania Yaichi'ego, ani nie ocenia go jako złego człowieka. To czytelnik ma sam wystawić subiektywną ocenę postawy protagonisty. Mangaka po prostu rzeczowo analizuje postępowanie głównego bohatera, ujmując bardzo autentycznie wszystkie awersje osób dyskryminujących homoseksualistów.

Yaichi sam w sobie nie jest postacią stałą. Autorefleksja prowadzi go do rozmyślania na temat całej  sytuacji i uświadamia mu uprzedzenia z których realnie nie zdawał sobie sprawy. Summa summarum nie jest on postacią złą, czy przykładem absolutnie negatywnego człowieka. Yaichi tak naprawdę nigdy nie pogodził się z coming out'em brata. Przez lata zamiatał zgrzyt pod dywan, ignorując jego istnienie.  Zmiana, która konsekwentnie następuję w nim po poznawaniu Mike'a i  po pracowaniu nad sobą nie jest natychmiastowa. Jest bardzo gradualna a jego opory nie ustępują łatwo. Stara się jednak patrzeć na osoby jako pełnoprawnych ludzi, nie przez pryzmat orientacji seksualnej. Droga przed nim jest jeszcze długa i kamienista. Co jakiś czas się cofa. Czasem zmotywowany robi wielki krok do przodu, lecz nie wiadomo dokąd dojdzie. Nieznana jest przeszkoda, której pomimo najszczerszych chęci może nie uda mu się pokonać. Mimo to idzie naprzód. Mam nadzieję, że koniec końców postawi stopę na mecie. 




Spectrum tematów poruszanych jest naprawdę duży od homoseksualizmu, uprzedzeń, dyskryminacji do relacji międzyludzkich. Porusza nawet temat zakazu korzystania z siłowni, łaźni czy basenu publicznego dla osób z tatuażem. To wszystko jest przedstawiane z wyrozumiałą równowagą nie schodząc nigdy z tonów lekkich, bynajmniej marginalizujących wartość treści, ale też poruszających wnętrze czytelnika. Wydawałoby się to mało prawdopodobne, ale pomimo tych wszystkich trudności czyta się  mangę z wielkim usmiechem na twarzy. A po skończonym rozdziale ma się rumieńce spowodowane sympatią bohaterów.

Gatunkowo manga ta jest okruchami życia. W związku z tym są obecne sztandarowe elementy tak jak np. przedstawienie posiłków, codziennych przyzwyczajeń, nostalgiczne zwiedzanie okolicy. Są to sytuacje o wydźwięku neutralnym, a nie ukierunkowanym.  Fani gatunku na pewno znajdą tu coś dla siebie.




Przed rozpoczęciem Otouto no Otto specjalizacją Tagame Gengorou były mangi bara. Są to erotyczne tytuły dla gayów, które z biegiem lat doczekały się nie tylko miejsc publikacji (początkowo były one specjalnie przytłumiane przez mangi boys love), ale też schematów rysunkowych. Mężczyźni byli umięśnieni, owłosieni zarówno na twarzy jak i na ciele. Rozpowszechniany był obraz pulchnego gay bear. Wcześniejsze mangi autora były przepełnione wulgarnością, przemocą i erotyką. W Otouto no Otto nie znajdziemy nawet zalążka takich scen. Jest obecny natomiast fanserwis zaadresowany dla stałych czytelników mangaki. Np. Scena na siłowni podnoszenia ciężarów, bądź moment brania prysznica. Nie są to jednak elementy dominujące, czy nazbyt częste.

Styl rysowniczy bara jest widoczny w charakteryzacji fizycznej Mike'a i Yaichi'ego. Obydwaj panowie są umięśnieni a Kanadyjczyk jest nawet owłosiony. Kana z kolei jest rysowana zupełnie inaczej- lekko i zwiewnie przedstawiając jej dziecinność. Bohaterowie mogą pochwalić się różnorodną wiarygodną mimiką. Kadry są układane z matematyczną dokładnością. Tła rzadko rażą pustką, gdyż oprócz dyskretnych rysunków otaczającego otoczenia autor używa odmiennych rastrów. Całokształt jest stonowany i nie posiada zbędnego patosu.

Zbliżając się już do konkluzji opiszę jak wygląda kwestia homoseksualizmu. Został on pokazany w nowy sposób: delikatny, słodko-gorzki, radosny, ale głęboki. Nie zarezerwowany tylko dla przystojnych. Sama miłość ma wiele twarzy. Jest różnorodna; nie tylko czarno-biała, a kolorowa jak flaga LGBT.
Otouto no Otto jest tytułem nie tylko ambitnym, ale również mądrym zaadresowanym dla każdego. Niektórych może odrzucać z powodu poprzednich prac autora, a raczej ich gatunku. Czy nie powinniśmy jednak walczyć nawet z tak, wydawałoby się, niepozornymi uprzedzeniami?





poniedziałek, 6 lipca 2015

Co na półeczce - Muzyka Marie

   Muzyka Marie jest dwutomową mangą autorstwa Usamaru Furuyi i została wydana w Polsce w 2009r przez wydawnictwo Hanami. Co ciekawe manga wybrana przez polskie wydawnictwo, różni się jednak od najbardziej rozpoznawalnych prac autora, tzn: Litchi☆Hikari Club, Jisatsu Circl, Ningen Shikkaku, Happiness, czy choćby Innocents Shounen Juujigun. Z tego to powodu po tę mangę powinni sięgnąć nawet sceptycy innych prac Usamaru Furuyi. 
   Historia stworzona przez autora rozgrywa się w przyszłości,
w której ludzie żyją w harmonii między sobą i sumiennie wykonują swoje codzienne obowiązki bez pomocy wyższych technologii, które przy okazji nie działają. Każde miasto ma inną specjalność; jedni hodują warzywa czy owoce, inni produkują coś innego, ale równie pożytecznego. Następnie mieszkańcy różnych miasteczek uczciwie wymieniają się wyprodukowanymi rzeczami. Nie ma tutaj miejsca na kłamstwa, przekręty czy oszustwa, gdyż ludzie nie posiadają negatywnych emocji. 
 W tym "szczęśliwym" świecie żyje dwójka dzieci: cichy Kai i jego droga przyjaciółka radosna Pipi. Pewnego dnia podczas pobytu nad morzem Kai niespodziewanie znika w odmętach wody. Równie niespodziewanie wynurza się z morza po piętnastu dniach nie pamiętając nic z wcześniejszych dni. To nie jest już ten sam Kai - chłopak posiada dwa nieznane znaki na swoich rękach i jest w stanie usłyszeć nawet najmniejszy dźwięk, wliczając w to melodię Marii. 

   Ale kto to jest Marie? Marie jest mechaniczną konstrukcją, wzorowana na podobieństwo kobiety, która unosi się nad całym światem rozprzestrzeniając swoją muzykę. Ta unikatowa melodia uspokaja i sprawia, że ludzie są szczęśliwi i wolni od wszystkich trosk. 

   Fabuła mangi została podzielona na dwa spore, gdyż obydwa przekraczają 240 stron, tomy. Nie spotkałam się dotychczas z mangą, w której podzielenie na woluminy jest tak istotne i ich "środek" tak diametralnie się różni. Otóż pierwszy tom zapoznaje nas z całym bogactwem świata stworzonym przez autora. Poprzez ubrania i architekturę owy świat  staje się trochę ekscentryczny, a z powodu wszędzie obecnych kół zębatych futurystyczna kraina ma nutkę awangardy. Złożoność i rozbudowanie tego wszystkiego nawet do szczegółów budzi naprawdę podziw. W trakcie tego jednego tomu Furuya był w stanie przedstawić nam wierzenia, tradycje, kulturę i mentalność mieszkańców całej ziemi Pirito. Jako przewodników mieliśmy głównych bohaterów, którzy dzięki retrospekcjom i ludzkim cechom stają się nam bliżsi i łatwiejsi do zrozumienia. Wykreowane przez autora postacie posiadają cele i pragnienia, do których powoli, lecz uporczywie dążą. Wątek miłosny natomiast został przedstawiony z różnego punktu widzenia nie ograniczając się tylko do platonicznego aspektu miłości.




   Po długim i obszernym wprowadzeniu, autor w drugim tomie skupia się na różnych kwestiach, które pomimo tego, iż dzieją się w nieprawdziwym świecie, nawiązują do naszej prawdziwej rzeczywistości. Fakty poznane przez czytelnika zyskują zupełnie nowe i odmienne znaczenie niż wcześniej. W dyskretny sposób, autor wplata do fabuły ważne pytania na temat rozwoju cywilizowanego świata i czy ma ono pozytywny oddźwięk. Nie skupia się przy tym na konsekwencjach w naturze, a na konsekwencjach postępu na samym człowieku.

   Druga sprawa, na której skupia się autor w tej po troszku filozoficznej mandze, to ideologie bazujące się na metafizyce. Wszyscy mieszkańcy ziemi Pirito wiedza iż Marie została stworzona przez boga, aby jej muzyka uszczęśliwiała ludzi. Sam bóg posiada, tak jakby dwie twarze; jednoczy wszystkich pomimo obecnej wielokulturowości i równocześnie ogranicza. Co roku wszyscy ludzie łączą się na wspólnej pielgrzymce do świętej ziemi, nawet jeśli nie mówią tym samym językiem i nie dzielą tych samych tradycji. Pomimo tego - dzięki wierze - są w stanie współżyć ze sobą bez kłótni czy wojen.
Z drugiej strony przemysł i rozwój ludzi utknął w martwym punkcie. Nowe wynalazki nie działają mimo, że powinny. To samo dotyczy się zresztą starych urządzeń z zaprzeszłego świata (czytaj. urządzenia, z których obecnie my korzystamy). W świecie, w którym gra kojąca muzyka Marie nie ma miejsca na postęp a każdy nowy dzień nie różni się znacząco od wcześniejszego. Człowiek mimo to żyje szczęśliwy. Jednak czy to jest prawdziwe i autentyczne szczęście? Dodatkowo czy człowiek wyzbyty ze wszystkich negatywnych emocji nie traci cząstki swego własnego człowieczeństwa? Czy utopia kreowana w rzeczywistości, w której nie ma zła, może istnieć? W końcu jeśli nie ma zła, nie może tez istnieć jego przeciwieństwo, czyli dobro. Czy zatem społeczeństwo, w którym żyją ludzie, stworzone przez boga jest ułudne?



   Wyżej wspomniałam, że świat stworzony przez mangakę jest bardzo złożony i bogaty w szczegóły pod względem fabularnym. To samo tyczy się ilustracji. Fantazyjność i abstrakcyjność budowli, wynalazków czy też ubrań jest oszałamiający i świetnie pasuje do treści. Projekt postaci jest taki sam jak w innych praca autora: tzw. ludzie przypominają ludzi i dodatkowo są nie do pomylenia między sobą.  Nawet jeśli ich twarze są robione podręcznikowo i wyglądają na proste,  autor nadrabia to bogatą ekspresją bohaterów.

   Manga została wydana w Polsce przez wydawnictwo Hanami, które tym razem zaoferowało coś więcej niż typowe standardy. Otóż każdy tom ma po 6 kolorowych stron.

   A propos tych kolorowych stron... Z całym szacunkiem do Usamaru Furuyi, ale jego strony w kolorze wyglądają zwyczajnie i przeciętnie. Nie można powiedzieć o tym samym wspominając rysunki Daisuki Igarashiego. Kunszt tego pana, jeśli chodzi o typowe czarno-białe kadry jest mało ładny, wręcz chaotyczny i nie zachęcający do lektury. Jednakże kolorowe strony jego autorstwa są spektakularne i prześliczne. Różnica między dwoma autorami jest diametralna i dla mnie na korzyść autora Pitu Pitu.  Niemniej to Muzyka Marie, otrzymała kolorowe strony pomimo tego, że drugi tom Pitu Pitu ma specjalny dodatek w którym są tylko i wyłącznie ilustracje mangaki. Są one jednak czarne. O to jak to wygląda: kadr z Pitu Pitu KLIK i kolorowa wersja KLIK. Różnica jest jeszcze większa w innych rysunkach, jak np. w lewej ilustracji z drugiego linka. W Polskim wydaniu wszystko jest czarne i nic nie widać. Rozumiałabym gdyby owe strony były częścią jakiegoś rozdziału, bądź były bez tytułu na początku tomiku. Niemniej istnieje wręcz podpis, że jest to galeria ilustracji autora. Niestety mało widoczna i z tego tez powodu podważam jej sens umiejscowienia w tomiku. Co ciekawe także polski Solanin nie ma kolorowych stron. Mimo to wydanie anglojęzyczne je posiada... Sorry za ta całą epopeje nie na temat, ale musiałam dać upust mojemu rozżaleniu.

   Wracając jednak do recenzji... tomiki zostały wydane w wymiarach 15 x 21 cm z miękką okładką. Papier użyty jest kredowy a czerń druku jest podręcznikowa. Obecna jest numeracja stron. Wszystkie onomatopeje zostały ładnie wyczyszczone i zastąpione naszymi polskimi odpowiednikami. Tomy pomimo braku obwoluty są wytrzymałe i nie niszczą się łatwo. Dodatkowo bez strachu można wyginać wydanie. Co nie jest zresztą potrzebne, bo marginesy wewnętrzne ułatwiają lekturę dymków.
Tłumaczenie jest rzetelne i praktyczne. Nie jest ani za bardzo drętwe ani za bardzo niezrozumiałe,  jest za to neutralne i bez żadnych fajerwerków.


   Lektura Muzyki Marie nie należy do tych łatwych czy szybkich. W trakcie czytania trzeba się skupić, aby pojąć w pełni bogatą treść fabuły. Wielu może zniechęcić a wręcz znudzić pierwszy wprowadzający tom. Jest on jednak bardzo istotny i tylko dzięki niemu mógł powstać tak inny drugi tom. Co ważne, autor nie narzuca własnej woli a wręcz skłania do refleksji i własnej interpretacji fabuły. Manga ta należy do tych tytułów co niosą przesłanie i czytelnik rozmyśla o tym co właśnie przeczytał. Nie muszę mówić, że jest to komiks dla dojrzałego czytelnika. Nie ze względu na jakąś gorszącą treść, a z powodu troszeczkę filozoficznej fabuły, która młodego czytelnika może zwyczajnie znudzić. Sama musiałam dorosnąć do tego tytułu i dopiero po dwóch latach wyrobiłam sobie osobistą opinię i interpretację wątków.





niedziela, 7 czerwca 2015

Gisèle Alain - recenzja

   Gisèle Alain, manga o jakże niejapońskim tytule!, jest publikowana od 2011r w magazynie Harta
(Opowieść Panny Młodej, Shirley, Ran to Haiiro no Sekai). Ten ledwo czterotomowy komiks jest tworzony przez Kasai Sui. Autorka na pewno nie odstaje pięknym i dokładnym stylem rysunków od Kaoru Mori bądź Aki Irie. Ale jak wygląda sytuacja pod względem fabuły?

   Główną bohaterką jest tytułowa Gisele Alain, młodziutka i niepełnoletnia arystokratka, którą poznajemy jako nową właścicielkę starej kamienicy w XVIII wiecznej Francji. Administracja tego budynku nie jest jednak jedynym zajęciem Gisele; jej wymarzona praca to bycie złotą rączką, a dokładniej majstrem od wszystkiego. Trzeba wyczyścić zapuszczony dom? Nie ma sprawy, Gisele z mopami gotowa do ataku na kurz. Zgubił Ci się kot? Dziewczyna już biegnie go szukać! Trzeba rozkręcić słaby interes? Panna Alain już eksperymentuje różne chwyty marketingowe. A może trzeba zorganizować dyskretną ucieczkę? Czy wspominałam już  o tym, że pewien bezdomny chłopiec uniemożliwia zbudowanie nowego budynku na miejscu parku? Tymi wszystkimi jak i innymi sprawami z wielką chęcią zajmie się główna bohaterka.

   Całe swoje życie spędziła zamknięta w społeczeństwie pełnych sztywnych reguł etykiety czy nauki - teraz czas samemu przeżyć to o czym się tyle czytało i poznać trochę ten duży świat. Z takim o to celem Gisele podejmuje się codziennie nowych i różnych zleceń. Są to zadania złożone zarówno przez arystokrację, klasę średnią czy nawet tą mało uprzywilejowaną. Z pomocą w rozwiązywaniu niektórych problemów, czy też zagadek przyjdą mieszkańcy kamienicy. A dokładniej poczciwa staruszka, mała dziewczynka wraz ze swoim zapracowanym tatą, młody ciężko pracujący jeszcze nie doceniony pisarz i  atrakcyjna kobieta pracująca jako tancerka w małym kabarecie. W tym gronie na pewno nie ma liczyć na nudę! Każdy z charyzmatycznych i sympatycznych bohaterów zawsze musi dorzucić swoje trzy grosze. Bo jak można zostawić samą, naiwną i żyjącą według swoich wyidealizowanych i często nieprawdziwych wyobrażeń trzynastolatkę?

   Jak można wywnioskować z samego opisu, zamiarem Kasai Sui było stworzenie mangi na podstawie różnych, w gruncie niezależnych historii posiadających jako punkt zaczepienia postać Gisele. Decyzja ta otworzyła autorce wiele możliwości, jeśli chodzi o użyte gatunki. Powaga wydarzeń może się bezproblemowo zmieniać co historie, tak samo jak bohaterowie i relacje ich łączące. Ten szczegół daje duże pole do popisu autorce, bo ją nie ogranicza.

   Efekt końcowy jest jak najbardziej satysfakcjonujący, dopóki traktujemy mangę jako krótką i przyjemną lekturę, która jest czytana od czasu do czasu. Autorka stara się tworzyć epizody różnorodne, aby czytelnik nie znudził się czytając całość bez przerwy, wplatając dodatkowo watki, które rozwiązują się z biegiem fabuły.

   Reasumując otrzymaliśmy prostą i niewiążącą historię, która jednak momentami potrafi chwycić czytelnika za serducho. Zwłaszcza kiedy zostaje przedstawiona przeszłość głównej bohaterki. Wczesne dzieciństwo Gisele nie należało do najmilszych, między innymi z powodu braku akceptacji ze strony własnego ojca. Wątek ten był już tak wielokrotnie powtarzany, że w pewnym momencie czytelnik nie może się powstrzymać, aby nie wznieść rąk do góry w geście desperacji. No bo ile można o tym samym? Niemniej w tym wypadku Kasai Sui wychodzi triumfująco. Jest w stanie wzbudzić ponownie w czytelniku prawdziwą empatię, która gdzieś się zgubiła po przeczytaniu po raz setny tego samego.

   Niezaprzeczalnym atutem jest tu narracja mangaki; dokładne i odpowiednie rysunki bardzo dobrze dopasowują się do danej sytuacji i potęgują jej znaczenie.




   Tym co wyszło słabiej autorce jest charakteryzacja głównej bohaterki. Powiem wprost - Gisele można albo kochać albo nienawidzić. Dziewczyna jest uparta i święcie przekonana o słuszności swojego postępowania. Rzadko słucha porad starszych przyjaciół i woli samodzielnie podejmować decyzje. Z jednej strony jej niezależność jest godna pochwały, z drugiej jednak strony granica między nonszalancją momentami jest naprawdę cienka. Nie wspominając o tym, że czasami dość łatwo daje się zmanipulować przez mało znane jej osoby i nie uczy się na błędach. W zachowaniu Gisele momentami brakowało mi stabilności. Odniosłam wrażenie, jakby sama autorka nie wiedziała do końca jaka powinna być postawa protagonistki. Czy ma być ona sprytną młodą kobietą,  która umie zmieniać ludzi w swoje własne marionetki, czy może przemądrzałą i irytującą małolatą?



   Rysunki Kasai Sui są z kolei kolejnym plusem dla mangi. Piękne i szczegółowe kadry towarzyszą nam cały czas w trakcie lektury. Umieszczając akcje w XVIII wiecznej Francji mangaka podniosła sobie wysoko poprzeczkę, gdyż cały świat musi wyglądać na daną epokę i... tak wygląda. Autorka rysuje ulice, domy, ogrody, miasta, pokoje i ubrania w tak ładny sposób, że to czysty miód dla oczu. Styl Kasai Sui jest udanym połączeniem stylu dobrze znanej Kaoru Mori (KLIK) z rysunkami Aki Irie (KLIK). Trudno byłoby sobie wyobrazić bardziej pasujący mix.

   Jak już mówimy o Kaoru Mori, czyli autorce Opowieści Panny Młodej i Emmy, czy jej twórczość można porównać do Gisèle Alain? Absolutnie tak. Niemniej niekoniecznie z dwoma wyżej wymienionymi tytułami. Losy Gisele przypominają mi perypetie pewnej młodziutkiej pokojówki z epoki edwardiańskiej (kolejna epoka po tej wiktoriańskiej). Mowa tu oczywiście o Shirley; krótkiej mandze, która przedstawia codzienne życie Cranry Bennett - właścicielki kawiarni, i jej trzynastoletniej pokojówki, Shirley. Obie mangi nie mają jakiegoś dobrze wyznaczonego motywu przewodniego, a wręcz przeciwnie, bazują się na niezależnych historiach w co nowy rozdział. Oba tytuły są również przyjemnymi okruchami życia. Różnica fundamentalna tkwi jednak w postawie głównych bohaterek (warto zauważyć, że ich imiona dają tytuł mang); Shirley jest uczciwą, grzeczną i cichą dziewczynką, zachowanie Gisele jest z kolei całkowicie odwrotne. Pomimo swojego momentami niekonsekwentnego zachowania  jest postacią o wiele ciekawszą niż angielska pokojówka i ma o wiele więcej do zaoferowania czytelnikowi. Inne są też historie przedstawiane w mangach; opowieści w Shirley ograniczają się do codziennych perypetii głównych bohaterek i spełniają role prywatnego raju autorki. Co to znaczy? Otóż jeśli Kaoru Mori ma ochotę narysować porcelanową lalkę. To co robi? Tworzy nowy rozdział Shirley! Ma chęć na narysowanie pięknej kobiety, która tańczy? Rysuje nowy rozdział Shirley! Itd, itd... Według mnie manga ta tworzy swego rodzaju przerywnik dla autorki pomiędzy tworzeniem Opowieści Panny Młodej a wcześniej także Emmy. Z tego również powodu nowe rozdziały okazują się bardzo nieregularnie, a dokładniej nikt nie wie kiedy. Historie Kasai Sui są z kolei bardziej rozbudowane i różnorodne, co czyni mangę po prostu ciekawszą. Summa summarum uważam, że losy młodej Shirley spodobają się głównie fanom autorki a dla pozostałych mogą służyć jako poznanie stylu mangaki przed kupnem któreś z jej serii. Przeciwnie zaś ma się sprawa z Gisèle Alain, manga ta ma o wiele więcej do zaoferowania i moim osobistym zdaniem wygrywa z Shirley.


   Podsumowując, losy Gisele spodobają się przede wszystkim fanom okruchów życia i prostych ciepłych historii. Nawet, jeśli niektóre rozdziały są przewidywalne i banalne, to i tak prowokują uśmiech na twarzy czytelnika, sprawiając, że czas spędzony na lekturze nie jest stracony.
Polecam! :)





****************************************************************************
Po raz kolejny byłam długo nieobecna i to bez uprzedzenia. Mogę się tłumaczyć szkołą i innymi obowiązkami, ale masa jest blogerów, którzy mają bogate życie prywatne i dają rade publikować swoje posty regularnie. Jak ja im tego zazdroszczę! Niemniej w moim wypadku schylam nisko głowę w geście przeprosin i grzecznie obiecuję poprawę. Wakacje zaczęłam oficjalnie wczoraj, więc powinnam mięć więcej czasu na pisanie bloga.

Dziękuję wszystkim tym co nie zwątpili w mój internetowy kącik w trakcie mojej nieobecności :)
Do następnej recenzji! ^^

wtorek, 31 marca 2015

Co na półeczce - Odległa dzielnica

   Tytułowa manga jest dwutomowym seinenem napisanym przez Jiro Taniguchi'ego pomiędzy 1998r a 1999r. Możemy czytać ten tytuł dzięki wydawnictwu Hanami, które wydało go w 2010r. Sam autor jest bardzo docenianym mangaką nie tylko w Japonii, ale też w Europie. Jego mangi Ratownik, Wędrowiec z tundry, Zoo zima czy tez Odległa dzielnica, zyskały uznanie wielu krytyków i wygrało wiele prestiżowych nagród. Tym razem Taniguchi zabiera nas do sentymentalnej i melancholijnej podróży w przeszłość. Zachęcam do bliższego zapoznania się z tą mangą ;).

   48-letni Nakahara Hiroshi w drodze do domu wsiada do niewłaściwego pociągu, który zamiast zawieść go z powrotem do Tokio, jedzie do jego rodzinnego miasta - Kurayoshi. Ta niezamierzona pomyłka daje okazje bohaterowi, aby zobaczyć jak zmieniło się miasteczko, w którym się wychował, jak i powspominać stare czasy. W końcu nie było go tam już od wielu wielu lat. Krotki melancholijny spacer po Kurayoshi zaprowadza bohatera na cmentarz. W trakcie modlitwy nad grobem swojej matki, protagonista nagle przenosi się w czasie. Dostaje szansę, by kolejny raz przeżyć swoje nastoletnie życie, posiadając wspomnienia i doświadczenie dorosłego mężczyzny. Otóż to prawda, iż Hiroshi stał się znowu młodym i pełnym wigoru chłopakiem, niemniej w środku pozostał pełnoletnim sobą, który ma już swoją własną rodzinę. Hiroshi przenosi się w lata 60, kiedy miał 14 lat. Jest to dość specjalny okres w jego życiu, gdyż właśnie wtedy jego ojciec nagle zniknął, pozostawiając żonę, starą teściową i dwójkę dzieci samych. To wydarzenie było tak niespodziewane, że odcisnęło głębokie piętno na całej rodzinie. Sam Hiroshi po tylu latach od tego wydarzenia nie rozumie postępku ojca, nie rozumie powodów, które pchnęły jego tatę do opuszczenia szczęśliwej rodziny. Wraz z podrożą w czasie pojawia się znowu w głównym bohaterze uczucie goryczy, rozczarowania i zagubienia. Niemniej pojawia się też światełko nadziei: czy wiedząc co się wydarzy, będzie w stanie zapobiec zniknięciu ojca?

   Odległa dzielnica jest stosunkowo krotką mangą. Niemniej jest równocześnie na tyle długa, aby poruszyć w odpowiedni i wyrównany sposób takie tematy jak: akceptacja przeszłości, relacje rodzinne, znaczenie altruizmu i jego kontrastu egoizmu. Taniguchi daje jasno do zrozumienia, że aby stworzyć prawdziwą rodzinę nie wystarczy być altruistą i ignorować własne potrzeby. Dodatkowo w bardzo wiarygodny sposób tworzy wielki i często nieznany labirynt ludzkich uczuć. W tym krótkim seinenie jest miejsce na rozbudowane i wciągające perypetie rodzinne. Bardzo ważnym czynnikiem jest główny bohater. Pomimo swojego wieku nie jest on pasywny i na końcu swojej malej podróży się zmienia. Nie w sposób przesadzony a zrozumiały. Nie duży, gigantyczny a mały i wiarygodny. Jednym z ważniejszych atrybutów mangi jest narracja bohatera. Dzieli z nami swoje myśli, obawy czy niepewności. Dzięki temu tytuł jest taki melancholijny, sentymentalny i skłaniający do refleksji. Momentami emocje bohaterów wręcz się wylewają na czytelnika. Zawsze jednak w wyważony  sposób. Relacje ojciec-syn również są tutaj ważne. Wątek ojca, który nagle opuścił swoja rodzinę wzbudza zainteresowanie. Jakie miał ku temu powody? Czy są one typowe, trywialne, niepoważne i egoistyczne? Co nim prowadziło? Dlaczego zdecydował się zrobić taką bolesną rzecz swoim najbliższym? W końcu wszystko wydawało się być w porządku.

   Wątek podroży w czasie był wielokrotnie używany w mangach\anime czy w książkach\filmach, jednakże spod reki Tanuguchi'ego ten motyw zyskuje nowe, niezwykle melancholijne znaczenie. Nawet jeśli ta rola jest po prostu furtką na prowadzenie dalszej fabuły i sposób w jaki miało miejsce to wydarzenie nie jest istotny. Otóż czytelnik nie ma się przejmować jak to możliwe, że bohater przeniósł się w czasie. Hiroshi dostał wyjątkową i nadzwyczajną okazje, aby powrócić do swoich "łatwych", "niewinnych" i "beztroskich" dni. W końcu tak często mimowolnie idealizuje się nasze dziecięce wspomnienia. Autor od czasu do czasu równocześnie prowadzi wątki w przeszłości jak i w teraźniejszości z rodziną dorosłego Hiroshiego. Te analogie pozwalają nam zobaczyć dwa różne, a w tym samym czasie posiadające podobne cechy modele rodzin.

   Styl Taniguchi'ego jest prosty, dopracowany i dojrzały. Widać, ze jest to manga spokojna i gatunkowo seinen. Tła są proste, ale równocześnie dokladne. Postacie są proporcjonalne i inne miedzy sobą. Nie musimy się bać, ze ich pomylimy. Dobrze zostały narysowane również emocje, czyli ekspresja bohaterów. Bardzo wiarygodnie została przedstawiona powojenna Japonia. Zarówno pod względem graficznym, jak i kulturalnym. Znajdziemy tutaj nie tylko zachowania czy poglądy typowe na ten okres czasu, ale tez ciekawostki jak wyglądało życie zwyczajnych Japończyków latach 60.

   Za wydanie Odległej dzielnicy, jak i niektórych innych prac autora odpowiada wydawnictwo Hanami. Publikacja jest duza, bo jest to wersja omnibus, czyli dwa tomy w jednym. W rezultacie mamy ok 400 stron lektury. Tomik jest duży ale dobrze się trzyma. Wymiary to 150 x 210 mm, czyli typowe do jakich zdążyło nas przyzwyczaić wydawnictwo. Nie ma obwoluty. Papier użyty jest kredowy i nie ma przecieków tuszu. Wydawnictwo oferuje nam dodatkowo kolorową stronę. Onomatopeje zostały przetłumaczone. Jak już mowa o tłumaczeniu, to nie mam niczego do zarzucenia. Obawiałam się, ze mogłoby być momentami sztywne, ale niczego takiego nie odczulam. 

   Autor uświadamia nam, ze nie można zmienić przeszłości z wszystkimi wydarzeniami, które sprawiły, ze  jesteśmy kim jesteśmy. Jednakże można uzyskać z przeszłości znaczenia i wartości, które pozwalają nam przezwyciężyć jakiś problem teraźniejszości, który często ma swoje korzenie w naszej adolescencji. Ten sam autor podkreśla, ze trzeba być panem własnego życia i być sobie wiernym, inaczej stworzą się sytuacje i relacje, które czas zniszczy.


Przykładowe strony wydawnictwa : KLIK

 



wtorek, 10 marca 2015

Chimoguri Ringo to Kingyobachi Otoko - recenzja

   Chimoguri Ringo to Kingyobachi Otoko jest trzy tomową ciągle publikowaną mangą shounen autorstwa niedocenionego Youichi'ego Abe. Tytuł ten miał niestety pecha. Otóż magazyn, w którym były publikowane rozdziały został zamknięty i manga została zakończona nagle w nijakim miejscu z ilością trzech tomów. Fani twórczości autora, jak i samego tytułu nie musieli jednak popadać w rozpacz, gdyż  doczekała się ona kontynuacji w innym magazynie i teraz jest regularnie publikowana pod tytułem Shin Chimoguri Ringo to Kingyobachi Otoko. Tajemnicza, nadprzyrodzona i  wypełniona akcja po brzegi manga w klimatach komedii i horroru czeka na nowych odważnych czytelników! ;)

    W pewnym małym i typowym miasteczku, pojawia się tajemniczy dżentelmen w garniturze. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż owy jegomość zamiast głowy ma szklane okrągłe akwarium, w którym pływa złota rybka. Dziwaczne, prawda? A to jeszcze nie koniec! Ta niepozorna rybka pije ludzką krew niewinnych ofiar, które krwawiąc (z nosa, z palca itp.) przechodzą obok rzek, kałuż, czy czegokolwiek, co ma związek z wodą. Kiedy rybka-wampir dopadnie swoją ofiarę, wyskakuje z kuli i przysysa się jak pijawka do szyi pechowca, aby ją zainfekować i w końcowym rezultacie zamienić w złotą rybkę. Niestety osoby raz zamienione w złote rybki nie mogą stać się z powrotem ludźmi.

   Nie poddawajcie się, bo to dopiero początek zwariowanej i absurdalnej historii! 

   Główny bohater - przeciętny uczeń Kousuke żył spokojnie nie zwracając uwagi na ostatnie surrealistyczne wydarzenia, które działy się w jego miasteczku. Sprawa się jednak zmienia, kiedy jego własna siostra staje się ofiarą specyficznego agresora. Przygnębiony i niesiony poczuciem winy nie przepuszcza okazji, która mu się nadarza. Otóż idąc do szkoły, spotyka dziwną dziewczynkę. o imieniu Ringo, która paraduje po mieście w szkolnym kostiumie kąpielowym, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Wspomniałam już, że na jej szyi wisi pistolet? Fakt, że plastikowy, ale wygląda jak najbardziej na prawdziwy. Okazuje się, iż Ringo jest nikim innym jak praktykującą na Nurka Krwi ( Blood Diver). Nurek Krwi to osoba, która potrafi zneutralizować zatrucie spowodowane przez złotą rybkę i uchronić ludzi przed zamiana w rybę. Jeśli w momencie ataku małego wampira jest blisko jakiś Nurek, to może on uratować ofiarę zmniejszając się i wchodząc do zrobionej przez rybkę rany. Jeśli ma wystarczająco dużo czasu, aby złapać wirusa, to osoba jest uratowana.
Zaintrygowany Kousuke widzi w nowo poznanej dziewczynie sposób na odmianę siostry z powrotem w człowieka. Postanawia zaprzyjaźnić się z Ringo, aby poznać tajniki jej zawodu. Tak o to rozpoczyna się nieprzewidywalna i pełna absurdu opowieść o chłopcu, dziewczynkach w szkolnych strojach kąpielowych i tajemniczej złej rybki w szklanej kuli.

   Wypada niemniej wspomnieć troszkę o bohaterach tego nietypowego shounena. Postacie są proste, sympatyczne i rozpoznawalne. Nawet jeśli nie ma tu liczyć na jakąkolwiek wielowymiarowość, to widać, że autor przewidział malutki rozwój przynajmniej głównej parki. To znaczy ciamajdowatej i niewierzącej w siebie Ringo, która w chwilach kryzysowych nie zawaha się zaryzykować życia dla przyjaciół pokonując przy tym wewnętrzne bariery. Niemniej mangaka nie stara się zrobić z niej typowej głupiutkiej bohaterki. Z kolei Kousuke jest jak na razie postacią bardziej wyciszoną i tak jakby zdominowaną przez wypadki. Manga została jednak dopiero wznowiona więc wiele rzeczy może się jeszcze wydarzyć :). Postacie drugoplanowe po prostu umilają lekturę. A ich specyficzne poczucie humoru nie ma sobie równych! Spotkamy między innymi innych nurków, kolegów ze szkoły, czy znajomych. Nawet jeśli ich rola jest mała i powierzchowna to uważam, iż niesprawiedliwym byłoby nazwaniem ich tylko tłem dla dziejących się wypadków. Najbardziej intrygującą postacią jest niezaprzeczalnie dżentelmen z akwarium. Szkoda, że na chwile obecną wiemy o nim tak mało.


   Chimoguri Ringo to Kingyobachi Otoko jest niezwykle zaskakującym i wciągającym shounenem. Niezaprzeczalnie głównym atutem mangi jest jej absurdalności i nieprzewidywalność. Nie da się przewidzieć co się wydarzy, bo autor zaskakuje nas na każdym kroku. Świat przez niego stworzony jest unikatowy i nie ma w nim jakichkolwiek wcześniej znanych zasad. Bez wątpienia góruje tu bogata i wielka wyobraźnia autora, która pomimo dziwacznej i osobliwej otoczki ma jak najbardziej sens i wszystkie watki są dobrze poprowadzone. Nie ma tu jednak wszechobecnej symboliki bądź drugiego dna. Jest to po prostu kompletnie zwariowana historia.

   Rysunki autora są dokładne i pełne, jak na shounen. Charakterystycznym elementem jest pogrubiona kreska przy krawędziach. Tła bardzo dobrze wpasowują się w klimat małego miasteczka w trakcie lata. Momenty akcji są dynamiczne i czytelne. Szkoda tylko, iż sceny walki bohaterów z toksyczną rybką są mało mroczne i skupiają się tylko na ruchach postaci. Chodzi mi o to, że pomiędzy scenami walki a normalnymi kadrami jest dość widoczny i diametralny kontrast. Otóż tła są dokładne i świetnie narysowane a w trakcie potyczki mamy kliniczna biel... Może jest to specjalny zabieg autora. Nie trafia ona jednak w mój gust. Postacie tak jak od strony charakteru są mili, tak też od strony graficznej długo nie muszą się prosić o sympatie.

   Spośród wielu gatunków manga jest również horrorem. Nie jest to bynajmniej straszny bądź przerażający tytuł. Jedyny element, który mógłby powodować jakikolwiek lęk to Człowiek-wampir-rybka i jego nieznane działania. Co i tak jest dla mnie lekko naciągane.

   Mangę czyta mi się szybciutko i bez żadnych zgrzytów w postaci np. przesadnego fanserwisu, który w niektórych shounenach przyćmiewa wszystko inne i jest po prostu nachalny. Historia jest ciekawa z powodu swojej inności i dzięki dobrej narracji przyjemna w czytaniu. Gorąco polecam tę prostą, lekką i równoczesne szaloną, obfitą w dziwactwa mangę :).


Rybka w natarciu

Wspomniałam też o ludziach zmieniających się w rośliny?

No cóż...
Dobrze, że akcja mangi dzieje się w lecie...

środa, 25 lutego 2015

Co na półeczce - Spice and Wolf

   W tym miesiącu z cyklu " Co na półeczce" proponuję Wam, Drodzy Czytelnicy, mangę Spice and Wolf, znaną również jako Ookami to Koushinryou. Nawet jeśli uniwersum tego tytułu jest dość duże i rozwlekle, to moja wiedza na jego temat była znikoma.
Wszystko zaczęło się w 2006r wraz z Light Novelka autorstwa Isuny Hasekury (fabula) i  Jū Ayakura (ilustracje). Nietypowa historia fantasy szybko zyskała popularność i doczekała się własnej adaptacji zarówno mangowej (2007r - ciągle wychodzi), jak i w postaci anime ( 2008r). O ile Light Novel została zakończona w 2011r  ilością 17 tomów, to manga ciągle powolutku jest kontynuowana i nie nadgoniła jeszcze całego materiału oryginału. Tytuł ten zawitał na Polski rynek dzięki wydawnictwu Studio JG w 2013r i do tej pory zostały wydane pierwsze 9 z 11 tomów.  Warto wspomnieć, że za scenariusz mangi jest odpowiedzialny autor powieści, czyli Isuna Hasekura, za projekt postaci odpowiada Ayakura a ilustracje są tworzone przez Keito Koume, osobę nie związaną wcześniej z oryginałem.
Pomyśleć, że gdyby nie nagły impuls, nigdy nie poznałabym tej ciekawej i nietypowej historii.

   Fabuła dzieje się w czasach bardzo przybliżonych do średniowiecznej Europy. W tym okresie w zaskakującym tempie rosną wpływy kościoła i ludzie muszą porzucić zaprzeszłe "pogańskie" wierzenia, które żyły z mieszkańcami od pokoleń.
Głównym bohaterem mangi jest mody wędrowny kupiec - Lawrence Craft. Jeździ on już od kilku lat po kraju ucząc się i zarazem dobijając mniej lub bardziej korzystne targi. Jego życie zmienia się, kiedy wyjeżdżając z pewnej wioski odkrywa na swoim powozie pasażera na gapę. Jest nim ładna i urocza młoda dziewczyna. Wszystko byłoby jak najbardziej w porządku, gdyby nie mały szczegół, otóż okazuje się, że dziewczyna ma parę szpiczastych uszu i błyszczący pięknie zadbany ogon! Horo, bo tak się przedstawia nieznajoma, oświadcza, iż jest pradawną boginią plonów, w którą przestano wierzyć. W związku z tym uznała to za dobrą okazję, by powrócić do swojej dawno zapomnianej ojczyzny, którą opuściła dawno dawno temu. Prosi o przysługę nikogo innego jak Lawrenca, w zamian za pomoc w powrocie do domu ona sprawi, iż ten wyjazd stanie się niezwykle korzystny dla kupca. Otóż spryt i inteligencja Horo mogą okazać się bardzo przydatne przy różnych umowach bądź wymianach między handlarzami. Prostolinijny i dobry przedsiębiorca akceptuje propozycje. W ten o to sposób wyruszają razem w daleka i interesującą podróż.

   Nawet jeśli początkowa historia wydaje się nad wyraz prosta i banalna, sposób w jaki zostaje ona przedstawiona jest nadzwyczaj interesujący i oferuje czytelnikowi pewien powiew świeżości. Otóż Spice and Wolf posiada subtelny wątek fantasy, niespotykany dotychczas wśród gatunku. Nie ma tutaj magicznej walki pomiędzy starożytnymi duchami a czarodziejami. Nie ma tu bynajmniej zaciekłej walki na miecze. Głównym celem mangi jest według mnie, opowiedzenie w ciekawy sposób życia w średniowieczu z punktu widzenia handlarzy. Horo, która tworzy tutaj wątek fantastyczny jest pod tym względem miłym dodatkiem, urozmaiceniem. Miło jest, iż autor zdecydował się nie rozwiązywać problemów w  sposób nadprzyrodzony, czyli dzięki Horo, a za pomocą własnego jak i bohaterów - intelektu i sprytu. Kupcy oczywiście jak kupcy są chytrzy i podstępni - o ile zwęszą gdzieś możliwość dużego zysku są gotowi zrobić wszystko. Z tego powodu zdrady i intrygi są tutaj powszechne. A wszystko to jest spowodowane handlem. Jest to atrybut, który niezaprzeczalnie wyróżnia mangę i sprawia ją wręcz unikatową. Jest on  równocześnie jednym z głównych wątków, we wszystkich swoich wymiarach czy złożoności. Manga nie jest jednak nudnym i trudnym do zrozumienia podręcznikiem od ekonomii. We wszystkich trudnościach czy przeszkodach na jakie natrafią bohaterzy handel odgrywa ważną role. Niemniej zawsze ten watek jest dokładnie, prosto i ciekawie przedstawiony. Powiem nawet, że sympatycznie!

   Uważam Spice and Wolf za tytuł lekki i bardzo sympatyczny, lecz nie nużący. Dużą rolę odgrywają tutaj również prości i przyjaźni bohaterowie. Lawrence jest poczciwym człowiekiem. Nigdy nie odmówi komuś pomocy jak i nie spróbuje wzbogacić się cudzym kosztem. Równocześnie ma chłopak głowę na karku i nie daje się manipulować. Widać, że ma umysł lotny i nie wstydzi się go używać. Z kolei Horo uważam za postać troszkę mniej spokojna od Lawrenca. Jest bez wątpienia zmyślna wilczyca, która wiele lat spędziła w samotności i dopiero dzięki kupcowi jest w stanie poznać nowy świat, który powstał, kiedy ona była w miasteczku. Jest sprytna i jej nadzwyczajne zdolności jak bardziej rozwinięte zmysły węchu czy słuchu są bardzo pomocne. Momentami nie zawaha się być złośliwa. Nie małą również radości sprawia jej droczenie się z Lawrencem. Właśnie między tymi dwojga został wpleciony satysfakcjonujący wątek romantyczny. Nie zasłania on głównych wydarzeń a jest miłym dodatkiem, dzięki któremu tytuł zyskuje jeszcze więcej. Aczkolwiek Horo jest również powodem istniejącego w mandze fanserwisu. Niemniej jest on tak niewymuszony i ładnie wtonowany, że nie ma o co się przyczepić.



   Manga od strony graficznej prezentuje się równie zachęcająco, co od fabularnej. Rysunki są dopracowane i dobrze spełniają swoją rolę. Tła są w większości wypadków, jak nie zawsze, dopracowane i wiarygodnie oddają okres w którym toczy się historia. Rysownik nie próbuje "omijać" różnych budynków ze Średniowiecza. Wręcz przeciwnie rysuje je w bardzo realistyczny sposób. Co ciekawe, rzadko jest używana czerń jako sama w sobie. Mamy za to różne odcienie szarości. Projekt postaci dobrze odwzorowuje charakter czy usposobienie danego bohatera. Horo ma być na przykład atrakcyjną młodą dziewczyną, którą ma się przypodobać zwłaszcza płci brzydszej. To samo tyczy się innych epizodycznych bohaterek. Nie jest to jednak szczegół, który zmienia moje personalne odczucia na temat mangi. Kolejny plusik jaki wędruje w stronę mangi to atmosfery, które budują się za sprawy profesjonalnej gry świateł. Widać, że autor wie jak to się robi.

   Za polskie wydanie jest odpowiedzialne wydawnictwo Studio JG, które oferuje swoje typowe wydanie. Co za tym idzie tomiki mają obwolutę, które wyśmienicie przylegają do okładki i format B6. Od czasu do czasu wydawca dopieszcza nas kolorowymi stronami. Papier użyty jest bialutki jak i tusz znakomity. Tomy zostały bardzo mocno sklejone i nie ma co się bać o trwałość wydania. W środku znajdują się marginesy wewnętrzne, dzięki którym nie trzeba wyginać komiksu. Niestety w przypadku pięknych ilustracji dwustronnych czasami mała elastyczność książeczki je "ścina". Ciągle pamiętam jak w jednym z ostatnich tomów biedna głowa pewnego księdza została pozbawiona drugiej polówki. Przyznaję, że wygląda to zabawne x). Z kolei do oryginalnych onomatopei są przypisane polskie odpowiedniki. Nie jest to jednak manga shounen gdzie onomatopeje mają o wiele większą rolę, więc brak ich wyczyszczenia nie uznaję za tak bardzo istotny. Tłumaczenie jest wyśmienite. Bardzo fajnie, że wypowiedzi są stylizowane i zależą od bohatera. Np. chłopi mówią o wiele prościej i potocznie. Także zagadnienia ekonomiczne zostały przetłumaczone w rzetelny sposób. Cieszę się również, że tłumaczce udało się oddać nastrój dialogów. Które zdecydowanie są warte przeczytania i właśnie one sprawiają, iż fabuła jest ciekawa i nie nużąca.  Muszę napomknąć, że oczarowało mnie polskie logo mangi. Jest subtelne jak i zarazem interesujące. Oddaje nawet miłość głównej bohaterki do jabłek  :). Dla porównania o to logo włoskie i anglojęzyczne : KLIK i KLIK

   Na zakończenie mogę jedynie podsumować, że lekka i sympatyczna historia o zmyślnej wilczycy Horo i kupcu Lawrencu jest godna polecenia. Ma wszystkie charakterystyki, aby spodobać się różnej publiczności. Nawet jeśli jest to seinen zaadresowany zarówno do pań jak i panów. Dialogi postaci niezaprzeczalnie górują tutaj nad innymi szczegółami, które również nie dają o sobie zapomnieć (ciekawe wątki, dopracowane ilustracje). Tytuł wciąga od samego początku i ani razu nie zwalnia tempa. Jest również wyśmienitym powiewem świeżości na tle typowych historii. 

Przykładowe strony : KLIK




poniedziałek, 16 lutego 2015

Real - recenzja

   Takehiko Inoue nie jest jakimś nieznanym mangaką szaraczkiem. Jest w końcu autorem takich hitów jak Slum Dunk czy Vagabond. Swoją interesującą i niebanalna fabułą porywa wszystkich, niezależnie od preferencji gatunkowych czy ich wieku. Jak dodać do tego czystą i dokładną kreskę otrzymujemy coś naprawdę dobrego. W tym poście chciałabym przedstawić Wam bliżej, Drodzy Czytelnicy, inną mangę autora, która według mnie przewyższa wcześniej wymienione hity i jest najlepszym dziełem mangaki, a co za tym idzie - jedną z najbardziej niebanalnych mang jakie czytałam i naprawdę warto się z nią zapoznać bliżej :).

   Mowa tu o Real, czternastotomowej ciągle wychodzącej (fakt, trochę wolno, ale lepsze to niż nic) mandze od 1999r. Komiks ten jest tworzony równocześnie z Vagabondem, dobrą mangą z samurajami w rolach głównych. Gatunkowo można kwalifikować dzisiejszą serię jako psychologiczny seinen, w którym główny dramat łączy się z problemami społecznymi bohaterów i z miłością do koszykówki, która może okazać się zarówno iskierką nadziei jak i powodem dużego bólu.

   Na początku mangi spotykamy głównych bohaterów w różnych od siebie fazach ich życia. Kiyoharu Togawa, zwany także Vince, wydaje się być już po najgorszym. Zdaje się, że wie już gdzie jest jego miejsce i zakończył już swój proces dojrzewania. Ambitny i silny były sprinter, który stracił nogę z powodu choroby był w stanie odnaleźć nowy sens swojego życia, dzięki wsparciu wspaniałych i po prostu dobrych ludzi, w koszykówce na wózkach. Niemniej czeka go jeszcze długa droga. Zarówno z charakteru jak i z powodu jego byłego sportu, Kiyoharu jest indywidualistą. Nie trudno więc sądzić jakie problemy może mieć chłopak w grze, gdzie grupa i współpraca jest najważniejsza. Będzie musiał włożyć dużo wysiłku, aby zmienić swój tok myślenia i co za tym idzie - siebie.

   Drugim bohaterem serii jest Tomomi Nomiya. Dla niego koszykówka jest wszystkim. Niestety przykry i tragiczny wypadek, który sam spowodował, odcisnął na nim swoje piętno. Nie dość, że został wykluczony ze szkolnej drużyny koszykówki to uczynił ledwie poznaną dziewczynę niepełnosprawną. Niesiony poczuciem winy i złością rzuca szkołę przy czym traci wszystko i zostaje z niczym. Nie ma żadnego planu na przyszłość, bo jego smutna i przykra przeszłość nie daje mu spokoju. Jest ewidentnie zagubiony i nie wie co robić. Z jednej strony stara się nie stać w miejscu i iść dalej, naprawiając przy tym wcześniejsze błędy. Z drugiej strony frustracja, która potęguje jego wybuchowy temperament (zasłaniając przy tym jego dobre usposobienie) i brak celu dają mu się we znaki. Dopiero poznanie pewnego charakternego i niezwykle dobrego koszykarza na wózku (tak, mowa tu o Kiyoharu) otwiera mu furtkę na rozpoczęcie "czegoś" nowego.

   Troszeczkę inną historię przeżywa trzeci bohater - Hisanobu Togawa. Wielka gwiazda szkoły i idol wielu uczennic. Jest chodzącym stereotypowym ideałem; wyśmienite oceny, kapitan szkolnej drużyny koszykówki a do tego przystojny! Co z tego, bo jego charakter do najlepszych nie należy. Czuje się kimś specjalnym i wszystkich, którzy stoją niżej niż on traktuje z wyższością. Jest aroganckim i zapatrzonym w siebie nastolatkiem. Jego życie zmienia się diametralnie, kiedy z powodu swojej głupoty traci czucie w nogach. Nagle spada z piramidy społecznościowej i  sam staje na równi z osobami, którymi wcześniej gardził. Z tego powodu sama akceptacja swojej niepełnosprawności robi się bardzo trudna. Jego poglądy, dotychczasowe życie legły w gruzach i zmieniły się w horror. Nie można zaprzeczyć, że to przed młodym Hisanobu czekają zmiany najbardziej radykalne i trudne.

   Oprócz trzech charyzmatycznych i przemyślanych głównych bohaterów, mangaka oferuje czytelnikom różne barwne postacie drugoplanowe. Mamy tutaj rozwiedzionych rodziców Hisanobu, znajomych Nomoniya czy też innych zawodników. Niezaprzeczalnie Real jest jedną z tych mang, w której kojarzysz i pamiętasz wszystkich, bez względu na ich wartość na tle fabularnym. Ciężko trafić tu na postać jednoznaczną bądź jednowymiarową.
Po tym obszernym opisie bohaterów nie trudno zaprzeczyć, że jest to manga, w której nacisk kładziony jest na rozwój postaci. Koszykówka jest tutaj niczym innym jak tłem dla ukazania społecznych problemów i nie mówię tutaj tylko o niepełnosprawności, która dotyka niektórych bohaterów. Prawdziwymi trudnościami z którymi postacie muszą się zmierzyć znajdują się w ich umysłach. Odnosi się wrażenie, że owy temat jest trudny i ciężki zarówno dla autora jak i dla czytelnika. Dla autora, bo granica między naturalnością i rzeczywistością a przedramatyzowaniem jest cienka i łatwa do przekroczenia. Dla czytelnika gdyż sprawy,  które opowiadane są w tej serii są często zamiatane pod dywan i ignorowane nawet mimowolnie w życiu codziennym. Tu nasuwa się pytanie: czy Takehiko Inoue podołał presji i nie popadł w skrajności? Otóż na szczęście nie. Długo się zastanawiałam w czym tkwi sekret. Sama na początku byłam dość niepewna tego tytułu i uważałam, że tematyka jest za ciężka. Niemniej już po pierwszym rozdziale wciągnęłam się całkowicie w życie bohaterów, które jest bardzo ale to bardzo realistyczne. To trochę zabawne, bo mówimy przecież o postaciach fikcyjnych i absolutnie wymyślonych jednakże ich problemy dotykają nas tak mocno jakbyśmy byli ich najbliższymi przyjaciółmi. Nie można zaprzeczyć, że jest to spowodowane wyśmienitą kreacją bohaterów i znakomitą narracją autora. Każdy z bohaterów ma złożoną osobowość, która wzbogacona nowymi przeżyciami bez przerwy się rozwija w sposób przekonujący. Historia nigdy nie staje się zbyt ciężka dzięki wplecionym dyskretnie wątkom pobocznym jak na przykład, miłość bądź po prostu elementy humorystyczne. Całość czyta się znakomicie również dzięki panującej równowadze w całej mandze.






   Styl Takehiko Inoue jest bardzo dokładny, czysty i "lekki". Znajduje się zdecydowanie w czołówce mangaków, jeśli chodzi o kreskę. Tła są dopracowane a anatomia bohaterów bardzo dobrze odzwierciedla tę prawdziwą. Nie mówiąc już o różnorodnej i wiarygodnie odwzorowanej mimice postaci. Cała oprawa graficzna robi duże wrażenie i oczarowuje czytelnika. Nie zapominając, że niektórzy bohaterowie mangi graja w koszykowe sceny gry są dynamiczne i czytelne. Co według mnie jest bardzo na plus - nie lubię jak w mangach momenty walk bądź gry są przedstawione w sposób chaotyczny.

   Real jest dziełem, które obdarowuje czytelnika w siłę, aby znaleźć w sobie jakiś cel i motywacje by wytrwać pomimo nieprzyjemności losu. Jest tu także miejsce na pokonywanie własnych barier. Robi to w sposób bardzo dyskretny i elokwentny. Zamiast dołować nas tragediami, które dotknęły bohaterów daje nam niezłego kopa, aby iść naprzód. Dodatkowo delikatność i równocześnie siła z którą autor przedstawia niepełnosprawność jest godna podziwu, w końcu nigdy nie zostaje ona przedstawiona w sposób edukacyjny a po prostu w  realny.

   Jest to naprawdę dobra manga opowiadająca o pokonywaniu własnych ograniczeń, o znajdywaniu w sobie motywacji do zmiany a to wszystko jest przedstawione w wiarygodnej rzeczywistej otoczce. Tytuł jest zdecydowanie godny uwagi i polecam go gorąco. Zdaję sobie jednak sprawie, iż z powodu samego tematu może nie być dla wszystkich. Niemniej zachęcam na przeczytanie przynajmniej jednego rozdziału, bo naprawdę warto :).





****************************************************************************
Przepraszam za moją długą i niezapowiedzianą nieobecność. Szkoła dawała mi w ostatnich dwóch miesiącach nieźle popalić a wredne choróbska, które czepiają się mnie jak rzepy również nie ułatwiały sprawy :( Wracam niemniej z jedną z moich ulubionych mang i zamierzam nie poddać się tak łatwo codziennym obowiązkom, żeby nie zaniedbywać mojego małego blogaska. Bardzo dziękuję z całego serducha wszystkim wytrwałym którzy wiernie odwiedzali mój internetowy kącik w tym okresie :) Trzeba brać z was przykład!
Dodatkowo bardzo się ciesze, że została zlicencjowana przez wydawnictwo Waneko manga przeze mnie zrecenzowana. Mowa tu o Tomodachi no Hanashi, tytule nietypowym i jak najbardziej wartym uwagi.
Do następnej recenzji! x)

niedziela, 21 grudnia 2014

Clematica Kutsuten - recenzja

   Clematica Kutsuten jest jednotomowym zbiorem czterech historii z gatunku shoujo. Chociaż w przypadku tych opowieści, pojęcie gatunku shoujo jest bardzo rozszerzone i wręcz względne, gdyż są one nietypowe i zaskakujące. Dodatkowo mogą się spodobać również osobom nielubiącym ten gatunek. Manga zawdzięcza te pochlebne komentarze autorce, Mayu Sakai, która raz tworzy bardzo typowe i schematyczne historie romantyczne, a innym razem, dzięki nutce mocy nadprzyrodzonych i ciekawemu pomysłowi, tworzy wyróżniające się w tłumie dobre mangi. Najpopularniejsze tytuły autorstwa mangaki to: Momo, Sugar Soldier, Nagatachou Strawberry, Peter Pan Shoukougun  czy Rockin' Heaven. Nie powiedziałabym, że są to shoujki z najwyższej polki, z wyjątkiem może Momo,  reszta jest dość przeciętna. Niemniej Clematica Kutsuten zdobyła moje uznanie i naprawdę mi się spodobała :). 


   Tak jak wspomniałam wcześniej tomik obejmuje cztery różne historie, których jedynym wspólnym punktem jest magiczny sklep szewca, o imieniu Matica. Historie znajdujące się w oficjalnym wydaniu to: Clematica Shoe Store, Pandora's Boots, Lost Angel Shoes i Strawberryfield Walker. Akcja opowiastek toczy się w świecie blisko przypominającym Europę, a dokładniej Anglię. 

   Pierwszy oneshot, opowiada losy młodej pokojówki pracującej w domu pewnej bogatej rodziny. Nie jest ona jednak człowiekiem, a wysoko rozwiniętym robotem o antropomorficznym wyglądzie. Pomimo rozwiniętej technologii roboty nie czują żadnych emocji. Nie mają nawet imienia. Są nazywani "Empty", bo są puści w szerokim tego słowa znaczeniu. W tzw.międzyczasie zbliżają się siedemnaste urodziny młodego panicza, który po nich będzie musiał wyjechać z rodzinnej posiadłości. Z kolei główna bohaterka, tzn Empty n9, decyduje się pójść do tajemniczego ale sympatycznego, młodego szewca. Mówi się, że szewc ten jest w stanie zrobić niepowtarzalne, niezwykle buty, które mogą spełniać marzenia. Bohaterka decyduje się zamówić pantofle, które nie pozwolą jej już dłużej marzyc...

   Druga historia jest o wiele bardziej zaskakująca i z trudem można ją zaklasyfikować do gatunku shoujo. Jest bardziej brutalna i okrutna. Może powodować, że ciarki przejdą po ciele czytelnika. W pewnym mieście pojawia się morderca sprzed siedmiu lat, który zamordował pewną rodzinę. Tym razem z powodu nieszczęsnych wydarzeń bierze za zakładniczkę małą, biedną i niewinną dziewczynkę. Jego jedynym żądaniem jest dostarczenie jednej pary butów, zrobionych przez miejscowego szewca...

   Lost Angel Shoes jest lżejszą historią niż poprzednia, nawet jeśli opowiada o śmierci i o poświęceniu. Życie sieroty nie należy do łatwych. Zwłaszcza jeśli wszystkie datki lądują do kieszeni zachłannych właścicieli, a dzieci muszą kraść, żeby przetrwać. Sytuacja głównej bohaterki, która jest najstarsza z całej zgrai małych biednych pociech, nie jest zbyt ciekawa. Jakby tego wszystkiego było mało, pewni ludzie chcą wyburzyć sierociniec. Nikt się nie interesuje losem dzieci. Oprócz jednego bogatego, będącego na wózku młodzieńca, który oprócz bardzo dobrego serca, skrywa pewna tajemnice...

   Z ostatnią opowieścią autorka znowu wraca do bardziej mrocznych emocji. Przedstawia złość, zazdrość, udrękę i odrobinę czegoś chorobliwego. Trudno inaczej nazwać miłość, którą darzy starsza siostra młodszą. Nie chodzi tu jednak o kazirodztwo. Autorka nie zbliża się nawet o milimetr do tego tabu. Z powodu pewnego incydentu, rodzina głównej bohaterki musiała zgodzić się na układ, łączący więzami małżeństwa ich młodszą córkę z starszym o ponad dwadzieścia lat bogaczem. Jednak nie wszystko jest tym na co wygląda... 

   Czytając wszystkie krótkie historie poczułam się jakbym wróciła do świata baśni z dzieciństwa: magiczne buty, bardzo mocno zaznaczone emocje i charaktery postaci, i ta magiczna bajkowa atmosfera. Z jednej strony, dzięki słodkim rysunkom autorka mydli oczy czytelnikom, iż będą to kolejne lekkie i proste oneshoty jakich na rynku jest całkiem sporo. Niemniej tragiczna i zaskakująca do ostatnich stron fabuła nie pozostawia złudzeń, że tym razem sprawa wygląda troszkę inaczej. Pomimo kilku wspólnych elementów, tzn. użycie podobnych motywów, zwrotów akcji czy po prosu przekazu morału przez autorkę, historie zapadają czytelnikowi w pamięć i nie można ich między sobą pomylić.



   Rysunki Mayu Sakai są po troszku podręcznikowe i mało oryginalne. Główna bohaterka ma bardzo duże i nieproporcjonalne oczy. Prawie wszystkie dziewczyny, oprócz protagonistki z ostatniej historii,  mają także bardzo długie i typowe dla gatunku włosy. Męska część postaci jest po prostu przystojna i spełnia stereotyp ładnego chłopca w mangach. Niemniej same twarze postaci są identyczne. Wystarczy tylko pozmieniać włosy i bohaterowie są identyczni. Mają taką samą ekspresję, oczy, usta, nos... Kadry rysowane przez autorkę są zawsze pełne i czerń z bielą  odpowiednio wyważone. Wszystko jest estetyczne i łatwo się czyta rozmieszczenie kadrów. Widać, że mangaka ma pomysł i wie jak go przedstawić. Pomimo tego mam takie odczucie, iż manga stałaby się jeszcze lepsza przy innych rysunkach. Te prezentowane przez autorkę są zbyt cukierkowe i psują efekt fabularny.

   O ile największym minusem tomiku jest dla mnie styl rysowniczy autorki, to trzeba ja pochwalić za wyśmienitą narrację. Cały czas trzyma czytelnika w napięciu i tworzy unikatowy ciekawy klimat. Od samego początku jesteśmy zaintrygowani co się stanie. Uważam, że dopiero w tej mandze Mayu Sakai pokazała naprawdę na ca ją stać. Gdyż głębia przekazanych emocji czy morałów przez autorkę shoujo jest naprawdę pozytywnie zaskakująca. Lektura jest przyjemna i nie nużąca. Pomimo krótkości historii żadna nie jest banalna.

   Uważam, że manga może się spodobać nie tylko fanom gatunku czy autorki, ale też ludziom nie związanym z shoujo, szukającym czegoś nowego. Gorąco polecam :)






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...