Po ponad dwu tygodniowej i niezapowiedzianej nieobecności wracam do blogosfery. Przepraszam za brak postów. Problemy z komputerem, jak i zakończenie roku szkolnego uniemożliwiły mi dodawanie nowych wpisów. Szkoła kończy się we wtorek a i mam nadzieję, iż również moje problemy z laptopem się skończyły.
Dzisiaj chciałabym poruszyć temat tłumaczeń. Wszystko oczywiście w cieniu mang ;)
Czytając jakiekolwiek dzieło literackie napisane w obcym dla czytelnika języku, tłumaczenie jest rzeczą fundamentalną. W dużej mierze, właśnie od niego zależy odbiór danej pozycji. Co za tym idzie, również ocena i ogólne wrażenia są od tego zależne. Rola tłumacza jest naprawdę bardzo ważna, gdyż w związku z jego osobistym zasobem słów w danym języku, biegłości w jego posługiwaniu się i doświadczenia, mimowolnie może się stworzyć coś zupełnie innego niż oryginalny zamysł autora. Jest to rzecz okropna, ale, niestety, istniejąca. Sprawa staje się jeszcze trudniejsza, kiedy mamy do czynienia z pozycjami, których języka oryginalnego absolutnie nie znamy. W tym wypadku jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na przekład i nie mamy możliwości porównania, czym się ono rożni od oryginału. Pozostaje nam zaufać tłumaczowi. Ok, nie zawsze i chyba nie aż tak często tłumacze stosują wolny przekład, ale zdarza się to, prawda?
Kilka lat temu zrobiło się głośno z powodu domniemanego innego tłumaczenia serii "Zmierzch". Otóż saga w oryginale została podobno napisana dość prostym językiem, bez polotu a tłumacz polski zrobił bardzo dobrą robotę, bo w wersji polskiej powieść stała się interesująca, nawet momentami fascynująca. Nie wiem ile w tym prawdy, gdyż oryginalne serii stoi u mnie na półce zakurzone i nie przeczytane. Przyjmując jednak tezę, że to prawda, mamy tu przykład, kiedy dla nas Polaków dane tłumaczenie wyszło na dobre, co za tym idzie samemu tytułowi również. Jednakże nie zawsze wszystko jest takie kolorowe.
Większość fanów japońskiej popkultury nie zna dobrze albo wcale języka japońskiego. Siłą rzeczy bazujemy na tłumaczeniach na inne języki, sama zresztą należę do tej grupy. Nie znając języka kraju mang i anime, czytelnik nie jest w stanie zapoznać się z wszystkimi pozycjami istniejącym na rynku. W takim wypadku jest zależny od wyborów grup skanlacyjnych i oficjalnych wydawnictw. Jako konsekwencja, jest również podporządkowany stylowi tłumacza i niejako on odpowiada za końcowy efekt. Mam na myśli stosunek tłumaczy do swojej pracy. Ten ostatni szczegół widać najbardziej w fanowskich tłumaczeniach.
Czym różnią się grupy skanlacyjne od wydawnictw?
Dla ludzi którzy na bieżąco czytają mangi lub maja z nimi styczność, to pytanie jest banalnie proste.
Otóż mangi udostępniane przez rożne grupy skanlacyjne, są dostępne za darmo w internecie w postaci skanów i są to mangi, które nie są wydawane w danym kraju.
Warto zaznaczyć, ze nielegalne jest publikowanie przetłumaczonych skanów jakikolwiek mang wydawanych w naszym kraju. Nie można tłumaczyć na nasz język np. Bleacha wydawanego przez polskie wydawnictwo JPF, to nie dotyczy jednak Kimi ni Todoke, pozycji shoujo, która nie jest jeszcze u nas '"zlicencjonowana".
Rozdziały dostępne online są rezultatem pracy różnych ludzi, którzy robią to w wolnym czasie. W przypadku polskich grup skanlacyjnych, większość z nich tłumaczy pozycje z języka angielskiego. W wyniku czego, otrzymujemy mangę przetłumaczoną nawet nie z oryginału, ale z tłumaczenia.
Jakość tłumaczenia, jak i wyglądu skanów zależy tylko i wyłącznie od tej grupy. Jedna grupa może wykonywać cały proces czyszczenia skanów w sposób dokładny i profesjonalny. Inni z kolei ograniczają się do wklejanie polskich dymków, bez większego zainteresowania wyglądem stron. Ciesze się, że tylko nieliczne grupy to robią, gdyż z powodu ich lekceważącego podejścia do sprawy (albo może "idą" na ilość i czas?), czyta się naprawdę źle.
Tutaj pojawia się jednak problem : czy wypada wypominać lub wręcz krytykować błędy grupom skanlacyjnym?
W końcu osoby, które tworzą tę grupę nie są profesjonalistami i tracą swój czas na to, żeby inni mogli przeczytać daną mangę w swoim języku. Czy to jednak oznacza, ze my, czytelnicy nie mamy prawa powiedzieć im, ze coś nam się nie podoba? Nie wydaję mi się, aby ktoś przyłożył im pistolet do głowy i kazał się zająć daną rzeczą. Sądzę, że decydując się na to z własnej woli, powinni mieć również na uwadze fakt, iż ich praca będzie oceniana przez innych. Może to być ocena zarówno pozytywna, jak i negatywna, obiektywna jak i subiektywna, ale przede wszystkim powinna być konstruktywna, bo dopiero wtedy dana rzecz otrzymuje jakieś znaczenie.
Przedstawię tutaj pewien przykład. Otóż: Dość dawno temu, czytałam fanowskie tłumaczenie pewnej mangi na język polski, gdzie przekład grupy różnił się diametralnie od tłumaczeń w innych językach. Osoby, które zajmowały się tłumaczeniem tej mangą zaczęły, według własnych zachcianek, zmieniać wypowiedzi bohaterów. Dialogi były przepełnione wulgaryzmami po same brzegi i w pewnych momentach postać nie mówiła tego co miała powiedzieć. W shounenie, w seinenie naprawdę mogłabym to zrozumieć, ale w historycznych okruchach życia?! Szczerze wątpię, aby arystokracja wysławiała się w tak trywialny sposób. Poza tym sprawdziłam angielskie, włoskie i hiszpańskie tłumaczenie tej samej pozycji, użytych słów przez naszą rodzima grupę oczywiście nie było! A na ich miejscu znajdowała się zwyczajna konwersacja. W wypadku, gdyby inne tłumaczenie pokrywały się z polskim, albo dana grupa przekładała prosto z japońskiego, musiałabym przełknąć to tłumaczenie i przyznać grupie racje. W końcu nie znam języków orientalnych. Aczkolwiek sama grupa oświadczyła, że tłumaczy z angielskiego... Zarzuty czytelników, iż przekład nie jest do końca poprawny, zostały wyśmiane przez ludzi odpowiadające za nie. Według mnie to nie jest odpowiednia postawa, tym bardziej, ze to tłumaczenie zmieniło sens mangi!! .
Tłumaczenie czegokolwiek jest rzeczą odpowiedzialną i nie ma tu miejsca na wolną-amerykankę. Chociażby z szacunku do autora mangi/powieści. Każdy z języków, a zwłaszcza nasz ojczysty ma do zaoferowania wiele innych form, które mogą mówić o tym samym, ale w bardziej lub mniej dosadny sposób.
Nie chciałabym, aby ten fragment mojego wpisu został uznany za ofensywny względem grup skanlacyjnych, bo nie taki mam zamiar. Chylę czoła tym którzy to robią, bo dzięki nim byłam i ciągle jestem w stanie poznać wiele wyśmienitych pozycji, w tym większość tych, których recenzje znajdują się na moim blogu. Jednakże sprawia mi przykrość fakt, że niektórzy nie są wstanie podejść do sprawy tłumaczenia, jak i do ogólnej obróbki skanów na poważnie i robią to tylko dla własnej zachcianki a do tego byle jak.
W czasach gdzie dostęp do internetu mają prawie wszyscy, wydawnictwa mangowe, a dokładniej oficjalni tłumacze, nie mają łatwo. W momencie, gdy dana manga dostaje licencje, skany w danym języku powinny "zniknąć" z internetu, ludzie i tak pamiętają w większości wypadków co najmniej zarys ogólny wyglądu tłumaczenia/fabuły. Czasami zdarza się, ze praca tłumacza zostaje podważana, bo np. w angielskich/polskich skanach było inaczej... Można tak kontynuować w nieskończoność. Sam oskarżający nieodpowiednie tłumaczenie, niestety w kilku przypadkach nie zna języka japońskiego i bazuję się na przekładzie innych, nie znając przy tym ich poziomu znajomości języka. Nie twierdzę przy tym, że jeśli jakaś manga zostanie wydana to znaczy, iż wszystko będzie super, ekstra na najwyższym poziomie, mnie samej kilka tłumaczeń pewnych wydawnictw nie pasuje, zarówno polskich jak i włoskich, ale...
Mam dość spore obiekcje względem tłumaczenia "Ścieżek młodości" (Ao haru ride), mając do porównania również włoskie wydanie. W następnym wpisie podam powód moich mieszanych uczuć względem tej pozycji, gdyż przedstawia ona w idealny sposób jak treść tłumaczona z oryginału przez inne osoby może się diametralnie różnic.
Prawdę mówiąc to właśnie Ścieżki natchnęły mnie do napisania tego posta. ;)
I między innymi dlatego nie lubię czytać mang online.
OdpowiedzUsuńJa mogę jedynie porównywać wydania amerykańskie z polskimi, ale w zasadzie nic mi się szczególnego nie nasunęło. Często jest tak, że coś w przekładzie brzmi znacznie lepiej niż w oryginale (ja mam tak z Hauru, gdzie polski dubbing przewyższył japoński - a nie jestem zwolenniczką). W tym przypadku kwestia dopasowanych głosów. Hmm.. Może w mangach jest to wynik mentalności danego kraju. Mam na myśli to, że tłumacze starają się jakby podporządkować językiem danej kulturze. Np. Waneko znane jest z żartobliwego języka, wciskanego w chyba każdy możliwy tytuł.. Sama nie wiem :D
Polski dubbing w Hauru jest naprawdę dobry, w Spirited Away również nie jest najgorszy. Szkoda, że pozostałe filmy studia Ghibli nie mają równie dobrego :(
UsuńZgadzam się z tym co napisałaś o podporządkowaniu języka dla danej kultury. Wiele zagranicznych komedii nie śmieszyłoby mnie nawet w połowie bez naszych gagów ;)
Waneko same w sobie jest naprawdę dobrym wydawnictwem. Kupując w ich sklepie nie ma strachu o jakość, szybkość wysyłki czy kontakt. Spodobało mi się również ich tłumaczenie Welcome to the NHK, Paradise Kiss i Silver Spoon. Tylko te Ścieżki nie umieją mnie przekonać :(
Niektóre mangi w skanach mają naprawdę porządne tłumaczenie, ale to raczej nieczęste. Podoba mi się bardzo na przykład polska internetowa wersja Lady Oscar – aż się trochę zastanawiam, czy JPF stanie na wysokości zadania. Przypisy, wytykanie błędów historycznych, uściślenia, wyjaśnianie terminów archaicznych. Tak bardzo ładnie.
OdpowiedzUsuńTłumaczenie Lady Oscar jest naprawdę na najwyższym poziomie. Jestem dopiero w połowie lektury, bo nie chcę czytać na szybcika, ale bez wytłumaczeń grupy skanlacyjnej manga straciłaby naprawdę dużo. Fajnie się też składa, że wyjaśnienia są napisane prostym językiem.
UsuńHej. Ale polskie oficjalnie tłumaczenia mangi to jest taki sam 'rak' jak skany. Wymazane oryginalne dźwięki, wstawione durne polskie żarty, zmienione imiona, charaktery, często całe dialogi, usunięte honoryfikatory. Mam akurat ogromną przyjemność znania języka japońskiego na tyle dobrze, żeby swobodnie czytać mangi, więc wiem co mówię.
OdpowiedzUsuńHej. Ale polskie oficjalnie tłumaczenia mangi to jest taki sam 'rak' jak skany. Wymazane oryginalne dźwięki, wstawione durne polskie żarty, zmienione imiona, charaktery, często całe dialogi, usunięte honoryfikatory. Mam akurat ogromną przyjemność znania języka japońskiego na tyle dobrze, żeby swobodnie czytać mangi, więc wiem co mówię.
OdpowiedzUsuńA uczyłaś/uczyłeś się języka przez internetowy kurs czy może na żywo u nauczyciela? Pytam z ciekawości, znalazłam dosyć ciekawą stronę z rok temu gdzie można wykupić kurs na czas nieokreślony, ale nie jestem tak super pewna...
Usuń(link to: https://japonski.6ka.pl/lekcja/cz1/1 szczerze mi się nawet te 3 pierwsze lekcje podobają łatwo je opanowałam [hiragany i katakany nadal się uczę, wciąż zapominam co dany znaczek znaczy... :( ] ale nadal coś mnie blokuje przed wykupieniem... może kojarzysz stronę?)
Świetny wpis. Dzięki! Czy edług Was warto skorzystać z usług firmy: Tłumaczenia Warszawa?
OdpowiedzUsuń