Po długim i obszernym wprowadzeniu, autor w drugim tomie skupia się na różnych kwestiach, które pomimo tego, iż dzieją się w nieprawdziwym świecie, nawiązują do naszej prawdziwej rzeczywistości. Fakty poznane przez czytelnika zyskują zupełnie nowe i odmienne znaczenie niż wcześniej. W dyskretny sposób, autor wplata do fabuły ważne pytania na temat rozwoju cywilizowanego świata i czy ma ono pozytywny oddźwięk. Nie skupia się przy tym na konsekwencjach w naturze, a na konsekwencjach postępu na samym człowieku.
Druga sprawa, na której skupia się autor w tej po troszku filozoficznej mandze, to ideologie bazujące się na metafizyce. Wszyscy mieszkańcy ziemi Pirito wiedza iż Marie została stworzona przez boga, aby jej muzyka uszczęśliwiała ludzi. Sam bóg posiada, tak jakby dwie twarze; jednoczy wszystkich pomimo obecnej wielokulturowości i równocześnie ogranicza. Co roku wszyscy ludzie łączą się na wspólnej pielgrzymce do świętej ziemi, nawet jeśli nie mówią tym samym językiem i nie dzielą tych samych tradycji. Pomimo tego - dzięki wierze - są w stanie współżyć ze sobą bez kłótni czy wojen.
Z drugiej strony przemysł i rozwój ludzi utknął w martwym punkcie. Nowe wynalazki nie działają mimo, że powinny. To samo dotyczy się zresztą starych urządzeń z zaprzeszłego świata (czytaj. urządzenia, z których obecnie my korzystamy). W świecie, w którym gra kojąca muzyka Marie nie ma miejsca na postęp a każdy nowy dzień nie różni się znacząco od wcześniejszego. Człowiek mimo to żyje szczęśliwy. Jednak czy to jest prawdziwe i autentyczne szczęście? Dodatkowo czy człowiek wyzbyty ze wszystkich negatywnych emocji nie traci cząstki swego własnego człowieczeństwa? Czy utopia kreowana w rzeczywistości, w której nie ma zła, może istnieć? W końcu jeśli nie ma zła, nie może tez istnieć jego przeciwieństwo, czyli dobro. Czy zatem społeczeństwo, w którym żyją ludzie, stworzone przez boga jest ułudne?
Wyżej wspomniałam, że świat stworzony przez mangakę jest bardzo złożony i bogaty w szczegóły pod względem fabularnym. To samo tyczy się ilustracji. Fantazyjność i abstrakcyjność budowli, wynalazków czy też ubrań jest oszałamiający i świetnie pasuje do treści. Projekt postaci jest taki sam jak w innych praca autora: tzw. ludzie przypominają ludzi i dodatkowo są nie do pomylenia między sobą. Nawet jeśli ich twarze są robione podręcznikowo i wyglądają na proste, autor nadrabia to bogatą ekspresją bohaterów.
Manga została wydana w Polsce przez
wydawnictwo Hanami, które tym razem zaoferowało coś więcej niż typowe standardy. Otóż każdy tom ma po 6 kolorowych stron.
A propos tych kolorowych stron... Z całym szacunkiem do
Usamaru Furuyi, ale jego strony w kolorze wyglądają zwyczajnie i przeciętnie. Nie można powiedzieć o tym samym wspominając rysunki
Daisuki Igarashiego. Kunszt tego pana, jeśli chodzi o typowe czarno-białe kadry jest mało ładny, wręcz chaotyczny i nie zachęcający do lektury. Jednakże kolorowe strony jego autorstwa są spektakularne i prześliczne. Różnica między dwoma autorami jest diametralna i dla mnie na korzyść autora
Pitu Pitu. Niemniej to
Muzyka Marie, otrzymała kolorowe strony pomimo tego, że drugi tom
Pitu Pitu ma
specjalny dodatek w którym są tylko i wyłącznie ilustracje mangaki. Są one jednak czarne. O to jak to wygląda: kadr z
Pitu Pitu KLIK i kolorowa wersja
KLIK. Różnica jest jeszcze większa w innych rysunkach, jak np. w lewej ilustracji z drugiego linka. W Polskim wydaniu wszystko jest czarne i nic nie widać. Rozumiałabym gdyby owe strony były częścią jakiegoś rozdziału, bądź były bez tytułu na początku tomiku. Niemniej istnieje wręcz podpis, że jest to galeria ilustracji autora. Niestety mało widoczna i z tego tez powodu podważam jej sens umiejscowienia w tomiku. Co ciekawe także polski Solanin nie ma kolorowych stron. Mimo to wydanie anglojęzyczne je posiada... Sorry za ta całą epopeje nie na temat, ale musiałam dać upust mojemu rozżaleniu.
Wracając jednak do recenzji... tomiki zostały wydane w wymiarach 15 x 21 cm z miękką okładką. Papier użyty jest kredowy a czerń druku jest podręcznikowa. Obecna jest numeracja stron. Wszystkie onomatopeje zostały ładnie wyczyszczone i zastąpione naszymi polskimi odpowiednikami. Tomy pomimo braku obwoluty są wytrzymałe i nie niszczą się łatwo. Dodatkowo bez strachu można wyginać wydanie. Co nie jest zresztą potrzebne, bo marginesy wewnętrzne ułatwiają lekturę dymków.
Tłumaczenie jest rzetelne i praktyczne. Nie jest ani za bardzo drętwe ani za bardzo niezrozumiałe, jest za to neutralne i bez żadnych fajerwerków.
Lektura
Muzyki Marie nie należy do tych łatwych czy szybkich. W trakcie czytania trzeba się skupić, aby pojąć w pełni bogatą treść fabuły. Wielu może zniechęcić a wręcz znudzić pierwszy wprowadzający tom. Jest on jednak bardzo istotny i tylko dzięki niemu mógł powstać tak inny drugi tom. Co ważne, autor nie narzuca własnej woli a wręcz skłania do refleksji i własnej interpretacji fabuły. Manga ta należy do tych tytułów co niosą przesłanie i czytelnik rozmyśla o tym co właśnie przeczytał. Nie muszę mówić, że jest to komiks dla dojrzałego czytelnika. Nie ze względu na jakąś gorszącą treść, a z powodu troszeczkę filozoficznej fabuły, która młodego czytelnika może zwyczajnie znudzić. Sama musiałam dorosnąć do tego tytułu i dopiero po dwóch latach wyrobiłam sobie osobistą opinię i interpretację wątków.