wtorek, 25 listopada 2014

Kiben Gakuha, Yotsuya-senpai no Kaidan - recenzja

   Jeśli kogokolwiek kiedykolwiek zastanawiało, dlaczego w tak pogodnym tytule jakim jest Haikyuu, bohaterowie momentami mieli dość dziwne miny przyprawiające o dreszcze, to bardzo możliwe, iż są to ostatki poprzedniej mangi autora, mowa o Kiben Gakuha, Yotsuya-senpai no Kaidan, ktorej recenzje właśnie czytacie. Jest to 3 tomowa historia, prowadzona w gatunkach psychologicznego horroru. Nie jest to jednak seinen, a szkolny shounen bazujący na strasznych opowieściach, plotkach, krążących w pewnym gimnazjum. Seria powstała na podstawie krótkiej jednorozdziałowej historii Kiben Gakuha, Yotsuya Sensei no Kaidan. Tyle, że w oryginale głównym ekscentrykiem był nauczyciel, a mandze z 2009-2010r został on zmieniony na tajemniczego ucznia.

   Nakashima Makoto jest radosną i zwyczajną nastolatką. Wiedzie swoje spokojne życie uczęszczając do publicznego gimnazjum. Szkoła ta, jest idealnym miejscem na opowieści z dreszczykiem. Otóż oprócz głównego budynku, posiada ona drugi, stary i opuszczony. Jedna z najpopularniejszych historii jest ta o tajemniczym uczniu-duchu z 2A, który zajmuje się rozwiązywaniem różnych zagadek. Mówi się, że mieszka na dachu nowego budynku i, iż  "żywi się" strasznymi opowieściami. Niemniej nikt Yotsuyi senpaia nigdy nie widział... W tym samym czasie, po okolicy krążą pogłoski o zaginięciu kilku dziewczynek. Podobno to lalka Mika jest odpowiedzialna za te zniknięcia. Kierowana chęcią stania się człowiekiem, podmienia swoje "części" na te ludzkie. Swoja lalkową rękę wymienia na tę prawdziwą, rękę dziewczynki. I tak postępuje z wszystkimi częściami ciała. Niespodziewane zniknięcie najlepszej przyjaciółki głównej bohaterki, wpisuje się w ogólny klimat gimnazjum. Dziewczyna znika nagle i to na terenie szkoły. Nikt nie wie co się stało, ani gdzie może być. Zdesperowana główna bohaterka postanawia wziąć sprawę w swoje ręce. Nie zniechęcają ją nawet mało typowe metody, jak na przykład spotkanie z Yotsuyą Senpaiem. Okazuje się bowiem, że uczeń z 2A istnieje naprawdę. Zamiast pomoc Makoto w rozwiązaniu zagadki zniknięcia przyjaciółki, sprytnie wciąga ją w jeszcze mroczniejsze tajemnice...

   Enigma zachłannej lalki Miki i zaginięcie przyjaciółki Makoto są tylko początkiem różnych strasznych historii, które tylko czekają na rozwiązanie poprzez Yotsuyę. Otóż Kiben Gakuha, Yotsuya-senpai no Kaidan jest bardziej mangą detektywistyczną niż pełnokrwistym horrorem. Uczeń-duch jest ekscentrykiem, który rozpowszechniając straszne historie, demaskuje prawdziwego sprawce domniemanego przestępstwa, jakiś krwawych zbrodni. Oczywiście wszyscy domniemani przestępcy są osobami z dość silnymi i poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Dodatkowo posiadają wręcz chore fetysze. Nie można zapomnieć, że to wszystko dzieje się w szkole (sic!). Do mang zawsze podchodzę z dystansem, ale to co nam autor proponuje w tym tytule bije wszystkie absurdy na głowę. Ta szkoła przypomina bardziej psychiatryk pełen zabójców, porywaczy, psychopatów niż placówkę ze zwykłymi uczniami.

   Pomimo tego na plus zasługuje kreacja głównego bohatera -  Yotsuyi senpaia. Chłopak o nieznanym wieku jest jedną wielką niewiadomą i budzi ciekawość przez całą lekturę. Intrygujący jest nawet jego sposób bycia czy ubioru. Jest nadzwyczaj wysoki, ale chodzi przygarbiony. Jego mundurek szkolny również jest za mały, więc bardzo możliwe, że gimnazjalne lata ma już za sobą. Krótkie nogawki rzucają się w oczy dzięki szpitalnym klapką i wysokim, grubym i bawełnianym skarpetom. Właśnie przez tą charakteryzacje czytelnik czuje pewne zaniepokojenie i jest zaintrygowany. Yotsuyi senpaia pomieszkuje na zamkniętym dachu szkoły, gdzie znajdują się w książki nieładzie, duży fotel, biurko szkolne służące jako szafka i duży dziurawy parasol. Wszystkie te rzeczy tworzą prywatne królestwo ucznio-ducha. On sam jest inteligentnym i sprytnym, nawet jeśli jego manipulcja jest momentami troche przesadzona (zwłaszcza jej oddziaływanie), to tworzy ona kolejny pozytywny atrybut bohatera. Ma także słabość do historii z dreszczykiem i jego fetyszem jest dźwięk przerażonego krzyku... Według mnie, szkoda, że autor skupił sie na mniej ciekawych pobocznych historiach, zamiast na rozwinięciu  tajemnicy bohatera.

   Główna bohaterka, Makoto jest naszym przewodnikiem pomiędzy intrygami nieznajomego ucznia, (choc dla mnie raczej tłem dla niego). Jest radosnym lekkoduchem, który nie popada w panikę na widok różnych zbrodni, z jakimi ma do czynienia. Spełnia pomysły Yotsuyi pomimo swoich pewnych wątpliwości czy niechęci. Często tworzy wątek komediowy i wydaje się być jedyną zwyczajną osobą w tym zbiorze "ciekawych osobowości".


   Kunszt Furudaty Haruchiego należy do tych płynnych i szczegółowych. Na stronach przeważa czerń, która nadaje się wyśmienicie do rysowania gatunku. Autor nie boi się rysować bohaterów w ruchu czy trudnych ujęć z różnych stron. Z tego powodu postacie dostają takiej "lekkości" i naturalności.Wszystkie kadry są pełne i razem tworzą spójną i pełną harmonii całość.





   Dla mnie absurdalność pewnych wydarzeń, słabo poprowadzona fabuła - jeśli ktoś liczy na jakieś prawdziwe poszlaki to się bardzo myli, i na koniec monotematyczność rozwiązywania zbrodni, czyni mangę po prostu nudną. Dodatkowo pewne sytuacje zgrozy zamiast straszyć powodują jeśli już, to rozbawienie. Autorowi nie udało się stworzyć nawet klimatu strachu czy wzmożonego napięcia. Jestem zdania, że to co jest narysowane nie jest w stanie przestraszyć, a jedynie wzbudzić obrzydzenie. Niemniej nawet tego, w tej mandze nie uświadczyłam. Uważam, że autor chciał stworzyć coś pomiędzy trzymającym w napięciu horrorem a mangą z gatunku detektywistycznego. Niestety rezultat tej mieszanki nie jest satysfakcjonujący. A nawet "lekkostrawny". Każdy rozdział   dłużył mi się i był po prostu przewidywalny. 

   Zdecydowałam się przeczytać tę mangę czysto spontanicznie i przez przypadek. Nic o niej nie wiedziałam oprócz tego, że jest to "horror autora Haikyuu". W końcowym wyniku oceniam Kiben Gakuha, Yotsuya-senpai no Kaidan jako dość przeciętny. Tytuł ten powinien bardziej się  spodobać fanom Tasogare Otome x Amnesia, chociażby z powodu szczegółowej i płynnej kreski mangaków, różnych zagadek mających miejsce w szkole czy intrygującego, tajemniczego i nadprzyrodzonego bohatera/bohaterki. Oczywiście mangi w pewnym miejscu idą fabularnie w inną stronę, ale początek uważam za bardzo podobny.  :)


wtorek, 11 listopada 2014

Savage Garden - Wydanie włoskie


Savage Garden jest 7-tomową, zakończoną i intrygującą manhwą autorstwa Lee Hyeon-sook.
Tytuł doczekał się publikacji u nas w kraju dzięki wydawnictwu Yumegari, a we Włoszech dzięki wydawnictwu RW Edizioni. Pomimo nieregularnego trybu wydawniczego, manhwa doczekała się w obu krajach satysfakcjonującego i porządnego wydania. Niemniej jednak, rożnego między sobą. Właśnie z powodu tej ciekawej odmienności i rozbieżności, zdecydowałam się napisać dzisiejszy wpis.

Dla nieobeznanych jeszcze w fabule manhwy, a jednak ciekawych o czym jest,  kroótki opis fabuły polskiego wydawcy:

W XVIII-wiecznej Anglii Gabriela, uboga sierota, zaprzyjaźnia się z Jeremym, nieślubnym synem arystokraty. W wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności dziewczyna zmuszona jest podszyć się pod niego i wstąpić do prestiżowej męskiej szkoły zwanej Savage Garden. Prostej Gabrieli miejsce to z początku wydaje się rajem, lecz z czasem sama przekonuje się, jak pełni obłudy, podłości i wyrachowania są jego mieszkańcy.


Wydawnictwo RW Edizioni dzieli się na 3 sekcje, każda odpowiedzialna za druk komiksów z innych części świata. Pierwsza to Lion, która zajmuje się komiksami amerykańskimi. Następna zainteresuje przede wszystkim fanów komiksu azjatyckiego, gdyż spod skrzydła Goen wychodzą mangi i manhwy (m.in.właśnie  Savage Garden) Ostatnia i zarazem najnowsza to Lineachiara obejmuje komiksy francusko-belgijskie.

Goen wyrobiło sobie u mnie dwie opinie mniej lub bardziej pozytywne: otóż wydaje mangi bardzo dobrej jakości, wręcz wyśmienitej, bardzo przybliżonej polskiemu standardowi . Niemniej regularność razi w oczy nawet z okularami przeciwsłonecznymi. Jeśli manga ma zostać wydana przez to wydawnictwo, to nie wiadomo co z nią tak naprawdę będzie. Czy zostanie wrzucona w głębokie odmęty zapomnienia i nie zostanie wydana nawet po dwóch latach od zapowiedzi? Czy może wyjdzie tylko jeden tom a później słuch o niej zaginie? Fani żyją w tej niepewności, bo samo wydawnictwo na ten temat milczy. Zgrabnie zamiata pod dywan pytania rozgoryczonych i rozczarowanych czytelników. Dodatkowo nie krepuje się z zapowiedzią kolejnych nowości o nieznanej przyszłości. Kiedyś ktoś nazwał Goen ulubionym wydawnictwem kamikaze... Coś w tym jest  ;)

Pod względem różnorodności tytułów i gatunków, Goen nie ma czego zarzucić, bo nie popada w monotematyczność. Przynajmniej nie tak bardzo ;) Dzielnie spełnia zachcianki fanów klasyki, shoujo, shonenów, seinenów czy nawet josei. Spod szyldu tego wydawnictwa zostały wydane, bądź ciągle są publikowane między innymi następujące mangi: Oniisama e.../Mój drogi bracie/Caro Fratello (wydanie w dwóch tomach w formacie 12x18 wraz z boxem), Lady!!, Claudine i inne mangi autorki, Holyland, Otomen, Karakuri Circus, Pinto Kona/Il sentiero dei fiori, Di(e)ce, Makai Ouji/Książę Piekieł/ Devil and Realist, Ze, Supplement, Body & Soul, Piece of Cake,Innocents Shounen Juujigun/ La crociata degli innocenti,Freesia i Are you Alice? ( dostępne są dwie wersje obwolut - te normalne i limitowane). Miało to być krótkie wymienienie popularnych tytułów...

Typowe wymiary tomika to ok. 12x18cm. Większość mang we Włoszech posiada albo śliską i ładnie błyszczącą obwolutę albo matową. Niektóre tytuły są sprzedawane również w kioskach i posiadają dodatkowo wydanie bez obwoluty. Typowa cena to 5.95€ za tomik, choć niektóre shoneny kosztują 4.95€. W innych wydawnictwach mangi bez obwoluty kosztują 4.30€ - 4.50€. Lepsze i staranniejsze wydanie aczkolwiek z szarym bądź żółtym papierem kosztuje 5.90€ - 6.90€. Za mangę z powiększonym formatem i śnieżnobiałym papierem trzeba wydać ponad 8€. Te ceny odnoszą się przede wszystkim do popularnych wydawnictw jak Planet Manga, Star Comics, J-Pop czy Flashbook Edizioni. Są to wydawnictwa, które słynną głownie z wydawania komiksów japońskich bądź koreańskich. 

Wróćmy jednak do naszego Savage Garden...

Po lewej wydanie polskie - po prawej wydanie włoskie

Nasze polskie wydanie jest wierniejsze koreańskiemu oryginału. Praktycznie niczym się nie różni. Inaczej sprawa wygląda już z włoską wersją. Otóż tutaj graficy bardziej się 'napracowali': zaproponowali inna czcionkę, zrezygnowali z ładnych i klimatycznych ramek. Osobiście uważam, że ramki w formie kwiatów bardzo pasują do manhwy i powinny pozostać na okładce.
Trochę rzuca się w oczy pomarańczowo-czarne logo wydawnictwa, ale cóż... Okładka i bez tego jest ładna :) Obwoluta wydawnictwa Yumegari jest matowa -  Goen śliska. 
Wydanie polskie jest większe niż to włoskie: 13,8cmx19,7cm = 12cmx17cm.  Tomik we Włoszech kosztuje 5.95€ a w Polsce 22,90 zł. 

 


Obwoluty różnią się nie tylko z tyłu, ale też z przodu. W polskiej wersji pierwszego tomu tył okładki jest skromny i stosunkowo ubogi względem przodu. Znajduje się tam tylko obrazek dziedzińca szkolnego z rzeźbą anioła oprawiony kwiecistą ramką, tytuł i opis mangi. Dany rysunek w wydaniu Goen znajduje się na jednym z skrzydełek tomika. Wydanie włoskie prezentuje inny obrazek i o większych wymiarach. Brakuje również i w tym wypadku ramek. Oprócz tego mamy inne standardowe informacje.



Grzbiety włoskiego wydania tworzą tak jakby przedłużenie głównego rysunku z przedniej okładki. Są w tej samej kolorystyce i bardzo ładnie komponują się na półce. O ile Savage Garden w wersji Goen nadaje wrażenie przepychu i pewnego typu dzikości. To wydanie polskie jest minimalistyczne, skromne i przeważa w nim neutralna biel. Obie wariacje pomimo wręcz skrajnych różnic są eleganckie i oddają klimat manhwy.


Na prawym skrzydełku obrazek z tylu polskiej obwoluty.


 




A na koniec strona, która po polsku została wydrukowana w kolorze a po włosku  pozostała czarno-biała. A szkoda! 



****************************************************************************
Październik minął dla mnie jak w oka w mgnieniu i nawet się nie zorientowałam a zaczął się już listopad. Jakby ktoś mnie spytał co robiłam w tym czasie, to nie wiedziałabym co odpowiedzieć. Oprócz chodzenia do wiecznie istniejącej szkoły, oczywiście. Chciałabym, aby prowadzenie bloga wróciło do w miarę regularnego rozkładu, tzn jedna recenzja na tydzień. Aż szkoda patrzeć jak tak się kurzy biedaczek zapomniany ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...